Polityka (bez) przyszłości

Ciemnogrodu dzień powszedni (59)

1. Życie na kredyt, które mają spłacać przyszłe pokolenia, byłoby możliwe, gdyby był wyż demograficzny, lecz za rządów PiS-u dzieci rodzi się coraz mniej. Zatem ogołacanie Funduszu Rezerwy Demograficznej, żeby sfinansować ekstraemerytury, jest karygodne i po prostu głupie. Ale zapewne przyniesie polityczne profity. Oto w Polsce narodziła się współczesna gerontokracja. Skoro młodzi nie chcieli, to starzy wybrali im przyszłość. W latach dziewięćdziesiątych na krótko zaistniała Partia Emerytów i Rencistów, ale miała opinię zbiorowiska sierot po PRL-u i w ogóle słaby piar. PiS jest jej nową wersją, do tego z Bogiem na ustach, z udawanym antykomunizmem i pochwałą cwaniactwa. Przykre jest, że pomagają im mimowolnie doktrynerzy gospodarczy, którzy nawet o milimetr nie chcą odstąpić od tego, co uważają za słuszne, ba, za prawdę objawioną. Takim dogmatycznym fanatyzmem jedynie sprzyjają układowi, który tylko po to chce rządzić, aby móc grabić.

2. Nie okazuję tego na zewnątrz, żeby nie zniechęcać innych i nie siać zwątpienia, ale jest mi coraz trudniej znosić egoizm i głupotę klasy politycznej. Sami sobie kopią grób, bo jak te wybory wygra PiS i jeszcze do tego pokuma się z Konfederacją – to za nich pierwszych weźmie się ostro. Tak, będą zamykać, bo będą mogli i co im zrobicie? Wtedy zaczniecie liczyć na pomoc społeczeństwa, kiedy będzie za późno. Nie łudźcie się wydarzeniami w Izraelu. Tak, tam protesty są masowe oraz intensywne, ale na początku drogi do dyktatury, a nie w momencie, kiedy system się domyka. Towarzyszy im także coś, czego w Polsce trudno byłoby się spodziewać – otóż armia wysłała sygnał, że stać będzie na gruncie prawa i obrony demokracji. Bez armii (czy to udziału, czy choćby bierności) zamordyzmu nie da się wprowadzić. Natomiast z armią udawało się wprowadzać demokrację (choćby „rewolucja goździków” w Portugalii).

3. Autorytety odchodzą w niebyt. Rozpaczliwa, bo przez akty prawne, próba obrony dawnych jawi się jako podzwonne. Nowych nie da się już ustanowić (choć próbuje się je zadekretować – kult Lecha Kaczyńskiego), gdyż nie istnieje wspólny, a przynajmniej podzielany przez wyraźną większość, kanon wartości, nawet potocznie pojmowany zdrowy rozsądek dla prawie każdego znaczy coś innego, co jemu się wydaje jedynie słuszne. Brak porozumienia co do spraw elementarnych. Ongiś pojęcie przyzwoitości coś znaczyło nawet dla łajdaków, dziś to wzbudzający ich śmiech objaw słabości, wyraz wykreślony ze słownika. Warcholstwo nie jest indywidualizmem, opryskliwość to nie niezależność sądów, a chamstwo nigdy nie będzie przejawem odwagi. Busola moralna trafiła do lamusa.

4. Zasadnym jest pytanie – z czego żyć? Ale jakże doniosłą kwestią jest – czym żyć? Kruche wartości wymagają udzielenia im schronienia w najbardziej intymnym wnętrzu naszego jestestwa. Wielu na to nie jest gotowych, wręcz uważa to za niedorzeczność i stratę czasu. Woli za to, nos przytykając do okna wystawowego świata, czyli ekranu bądź wyświetlacza, wlepiać oczy w ułudę płynąca z internetu, telewizji, smartfona…

5. Głód informacji jest zaspokajany śmieciowymi newsami. Apatia sprawia, że uczestnictwo w jakiejkolwiek wymagającej powtarzalnego (a nawet sporadycznego, prawie jednorazowego, jak wybory raz na parę lat) udziału w życiu społecznym i politycznym przerasta większość nominalnych obywateli kraju. Jaki wypływa z tego wniosek dla nas (mam na myśli osoby czytające ten felieton)? Wnet usłyszymy, że nie nadążamy za postępami ciemnoty, nie dość się przykładamy do wspierania budowy podwalin ciemnogrodzkiego ustroju szczęśliwości bezmyślnych półgłówków (dla niepoznaki zwanych suwerenem). Słowo na cztery litery nam kojarzy się z mózgiem, natomiast im zawsze z dupą (a bardziej lotnym i wyuczonym spośród nich z chujem napisanym zgodnie z zasadami ortografii). Tak tedy nasza reedukacja (połączona z redukcją naszego znaczenia i intelektu) postępuje zbyt wolno, nie w sposób całościowy, by nie rzec totalny – konieczna będzie lobotomia sumienia i deprecjacja indywidualności.

6. Świat to globalna nie tyle wioska, co wiocha – cóż zatem w tym dziwnego, że poziom gminu jest szczytem tego, co jest akceptowalne i pożądane, tudzież poważane w mediach zwanych mainstreamowymi („g(ł)ównościekowymi kanałami”). Jak to się może skończyć – o tym opowiedział już pewien, może nie najlepszy, ale nader przenikliwy film komediowo-fantastyczny Idiokracja z roku 2006 (reż. Mike Judge). Nie będę tutaj streszczał jego fabuły, lecz polecam obejrzenie i zadumanie się nad nim. Szkoda, że nie był lepszy, ale nie w każdej epoce powstają dzieła ikoniczne dla współczesnych czasów – niekiedy jednak proroczo je wyprzedzają. Obawiam się, że tak właśnie jest z tym filmem. Coraz bliżej jest to, co zaanonsowano w jego tytule, tyle że nasza idiokracja może być w barwach krwawo-brunatnych.

7. Czasem mi się wydaje, że o wiele lepiej byłoby uśpić czujność przeciwnika politycznego, nie szarpać się, zachować higienę psychiczną, przyczaić się, doczekać do wyborów i zaskoczyć w trakcie głosowania. To byłaby poniekąd powtórka z rozrywki. Po pierwszej turze wyborów w 1989, kiedy komuniści dostali o wiele mniej głosów, niż mieli w wewnętrznych sondażach podawane, Urban głośno wyrzekał, że nawet liczni z tych, co mieli partyjne legitymacje, zagłosowali na listę „Solidarności”.

8. W labiryncie przewin. Powieść Proces Franza Kafki zaczyna się od zdania informującego, że ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K. i stąd dopiero się wzięły jego problemy z wymiarem sprawiedliwości, co jak wiemy, zakończyło się egzekucją nieszczęśnika, który nigdy nie poznał swojej winy. O tym właśnie poszukiwaniu prawdy o naturze oskarżenia jest cała ta książka. Tymczasem może by należało się skupić na pytaniu, kto i dlaczego mógł donieść na Józefa K.? Osobiście obstawiam autodonos. Brzmi to paradoksalnie, a może wręcz wariacko, ale nabiera sensu, gdy spojrzeć na to pod kątem naszej współczesności. Dzięki temu procesowi anonimowy safanduła znalazł się w centrum zainteresowania i poczuł się kimś na tyle ważnym, że toczy się przeciw niemu postępowanie przed niepojętą a wielką instancją. Nadano wartość jego egzystencji, a jednocześnie ukazano, iż jest tylko nic nieznaczącym robakiem. Labirynt to po polsku błędnik – w takim miejscu teraz się znajdujemy i tylko od nas zależy, czy wyrwiemy się na świeże powietrze, czy skończymy nędznie zaduszeni, jak bohater Kafki… Nie donośmy na samych siebie, zacznijmy buntować się przeciwko krzepnącemu autorytaryzmowi, który upatruje w każdym uległego jego instancjom, kajającego się za potencjalne winy, bezradnego Józefa K.

– – – – – – – – – – – –

Dwie nieprzypadkowe lektury polecane przy okazji tego felietonu:

Emil Cioran Święci i łzy.

Michel Houellebecq Uległość.

Rumun w filozoficznych dociekaniach w roku 1937 i Francuz w dystopijnej powieści z roku 2015 drążą problemy upadku ducha europejskiego i pokusy wiary w zbawczą moc fanatyzmu, który uwalnia od wątpliwości egzystencjalnych. Warto zestawić te oba opisy z dwóch różnych epok, a jednak zatrważająco podobnych…

– – – – – – – – – – – –

Jeśli ten tekst okazał się ciekawy, to zachęcam do postawienia mi kawy.

buycoffee.to/robertpasnicki

Podziel się

2 Replies to “Polityka (bez) przyszłości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *