Ciemnogrodu dzień powszedni (11)
Mity są nieodzowne i niezbywalne w ludzkich społecznościach, każde z nich je wytwarza, każdemu się przydarzają, nawet jeśli są szkodliwe (jak mit smoleński) albo pożyteczne, jak mit o polskiej tolerancji. Bywają również obiektywnie prawdziwe, lecz o krótkiej przydatności do użycia – mit o naszej gościnności, który właśnie przechodzi crash test w związku z przybyszami z Ukrainy. Mity doraźne to wytwory propagandy, w które jest skłonna uwierzyć grupa docelowa (kiedyś więcej napiszę o sposobach mamienia „suwerena” i chęci ulegania temu mamieniu, tudzież dlaczego zawsze będzie to dotyczyło mniej więcej jednej trzeciej ogółu).
Szczęście a sprawa polska?
Kto o tym pomyśli, ten wie, jakie to osobliwe. Bowiem nie masz bardziej załganego tematu od szczęścia rodaków, rodaczek i rodacząt… Trudno uniknąć mętniactwa, a nawet grafomanii, wypowiadając się o szczęściu obecnym, czynnym, zwykłym w swym działaniu – równie trudno mówić o konsumpcji bez ulegania jej głównej przywarze, czyli nienasyceniu przy jednoczesnym nadmiarze. Fryderyk Nietzsche powiadał, że pisze po to, aby pozbyć się swoich myśli. Bohaterowie utworów D.A. F. de Sade’a skarżyli się na największą wadę swego życia – niemoc wobec uleganiu namiętnościom, niemożność uwolnienia się od potrzeb (nawet perwersyjnie zaspokajanych, lecz wciąż obecnych, zniewalająco kompulsywnych). Pogoń za szczęściem jest katorgą, zwłaszcza gdy przybiera karykaturalną postać celu samego w sobie. A tymczasem nie potrzeba ideału, aby wznieść się na wyżyny uczuć. Wiele rzeczy można współdzielić, na pół podzielić, lecz jeden tylko pocałunek jest wtedy możliwy, gdy jest współustny. Inaczej go nie ma. Dobrze wiem, że to niesłuszne, bo ma być kolorowo i bez naturalnego brudu wspólnej intymności.
Otóż higiena!
Od czasu wydania Niemytych dusz Stanisława Ignacego Witkiewicza (1885 – 1939) upłynęło przeszło osiemdziesiąt lat. Druga wojna światowa z okupacją, komunistyczna opresja, wolna Polska, aż nadszedł czas pisizmu – a tezy Witkacego pozostają aktualne. Nie będę ich tutaj referował, odradzam też szukanie streszczenia w internecie – odsyłam do integralnego tekstu. Po to jest książka, aby ją przeczytać! Opór wobec maseczek i szczepień ma bezpośredni związek z oporem wobec mydła. A w istocie wobec czytania, pracy myśli (szczególnie indywidualnej i na własne ryzyko i rachunek) oraz po prostu nieznanemu. Fakt, nie każdego stać nie dobrego dentystę, lecz każdy może zakupić i używać szczoteczkę i pastę do zębów (w ramach dygresji podam, że w pierwszych przekładach drukowanych w „Przekroju” utworów Ernesta Hemingway’a w latach pięćdziesiątych XX wieku, cenzura nakazywała zamieniać toothpaste na proszek do zębów) – mimo to dla znacznej części polskiego narodu jest to produkt potrzeby ostatniej, by nie rzec żadnej. Inaczej jest z alkoholem i paracetamolem. Te dwa środki uśmierzające są na czele listy… Atoli nie jest to przedmiotem mojej krytyki, ponieważ właśnie ten fakt ukazuje najwyraźniej, w jakich znaleźliśmy się opałach.
Z jednej strony demagogia władzy zakłamanej w stopniu (może poza stalinizmem) niewyobrażalnym, z drugiej wszelkie możliwe kryzysy doraźne i długofalowe: pandemia, która tylko została zamilczana, wojna zbrodniarza Putina, kryzys uchodźczy na horyzoncie, kryzys gospodarczy i coraz większy kryzys demograficzny. To są sprawy, które zamiast pobudzać do działania, do reakcji, prowadzą ku marazmowi, chęci odcięcia się i po prostu eskapizmowi.
Tak tedy my (czytający wiedzą, o jakim „my” mówię) chcemy wierzyć, iż podkuci w kuźni mitów staniemy się rumakami, które umkną przed tym, co spotyka inne nacje, że staniemy się nietykalni, niewidzialni. Nie, niestety…
Robert Paśnicki
rodaczęta! UWIELBIAM!