Czarny Mozart?

Dzisiejszy felieton powstał na prośbę Roberta Paśnickiego, który zainteresował się pewną postacią, wspomnianą przeze mnie w tekście o Niebezpiecznych związkach.

W „Raporcie o różnorodności”, opublikowanym w styczniu 2021, paryska Opéra National przywołuje historię Josepha Bologne, kawalera de Saint-George: mało brakowało, by został on dyrektorem Królewskiej Opery za panowania Ludwika XVI, jednak jego kandydatura została ostatecznie wycofana z jednego prostego powodu… koloru jego skóry.

Znany swego czasu kompozytor, porównywany przez niektórych do Mozarta, skrzypek wirtuoz, a jednocześnie budzący grozę szermierz, który brał aktywny udział w Wielkiej Rewolucji Francuskiej, Saint-George ma w sobie wszystko z romantycznej legendy. A jednak jego postać szybko popadła w zapomnienie i to na prawie dwa stulecia.

Znany był tylko muzykologom, a nie szerokiej publiczności.

Przypomniano sobie o nim dopiero w XXI wieku: jego utwory wracają do sal koncertowych, a w 2002 mer Paryża, Bertrand Delanoë, uczcił jego pamięć, zmieniając nazwę jednej z ulic w okolicach Place de la Concorde na rue Chevalier de Saint-George. Na etapie postprodukcji znajduje się hollywoodzki film o jego życiu, noszący tytuł Chevalier. W roli Saint-George’a wystąpił Kelvin Harrison Jr., którego mogliśmy zobaczyć w tym roku w produkcji Cyrano, gdzie zagrał Christiana.

Joseph urodził się na Gwadelupie w 1745 r. jako syn osadnika i drobnego szlachcica Georges’a Bologne, pochodzącego z niderlandzkich hugenotów, który w 1757 r. kupił sobie urząd na dworze Ludwika XV. Matką Josepha była niewolnica Anna, zwana Nanon, pochodząca prawdopodobnie z Senegalu pokojówka, traktowana przez rodzinę praktycznie jak druga żona Georges’a (pierwsza, Élisabeth Mérican urodziła pięć lat wcześniej córkę). Ojciec oficjalnie uznał dziecko i dał mu swoje nazwisko, co było wtedy rzadkością (Saint-George pochodzi od nazwy rodzinnej posiadłości na Gwadelupie). 

Po dwóch latach Bologne zawiózł chłopca i jego matkę do Francji (w zachowanym dokumencie jest określona jako służąca Élisabeth) i cała rodzina zamieszkała w okolicach Saint-Germain. 

Każda kolorowa osoba, nawet urodzona z matki niewolnicy, która przybywała wówczas na terytorium Francji, była wyzwalana zgodnie z artykułem 59 tzw. Czarnego Kodeksu, dekretu wydanego przez króla Ludwika XIV w 1685 r., w którym określono warunki dotyczące niewolnictwa we francuskim imperium kolonialnym („wyzwoleńcy mają te same prawa, przywileje oraz immunitety, przysługujące osobom urodzonym na wolności”). Jednak te same prawa nie pozwalały takim ludziom na dziedziczenie tytułów szlacheckich. 

Joseph Bologne był mieszańcem, „Mulatem”, jak wtedy mówiono, ale przede wszystkim synem dżentelmena. Jego ojciec kupił mu później tytuł dworski. W XVIII-wiecznej Francji ważną rolę odgrywało szlacheckie pochodzenie ojca i jego rodzinne koneksje, co pozwoliło Josephowi funkcjonować w dobrym towarzystwie. 

Umieszczony w wieku lat 13 pod opieką mistrza szermierki i pisarza Texiera de La Boëssière, Saint-George nauczył się posługiwania bronią białą. Była to aktywność zarezerwowana dla szlachty; znakomite opanowanie floretu, a także świetne umiejętności jeździeckie pozwoliły Josephowi wyróżnić się w towarzystwie. Jak pisał pewien krytyk muzyczny z przełomu XVIII i XIX wieku: „Nikt nie mógł go prześcignąć w biegu; w tańcu był wzorem doskonałości; doskonały jeździec, na najbardziej narowistych koniach jeździł na oklep i czynił je sobie posłusznymi; jeździł na łyżwach z doskonałą gracją i wyróżniał się wśród najlepszych pływaków swoich czasów.” 

Po wizycie w Paryżu John Adams, późniejszy drugi prezydent Stanów Zjednoczonych, nazwał go „najbardziej utalentowanym człowiekiem w Europie, jeśli chodzi o jeździectwo, strzelanie, szermierkę, taniec i muzykę.”

Jako obdarzony charyzmą, przystojny młodzieniec, Joseph stał się ulubieńcem paryskiej socjety. Zachowało się sporo rycin, ukazujących go w różnych sytuacjach towarzyskich. Popularne też były jego portrety. Jeden z tych wizerunków wisiał w jednej z sal szermierki w Londynie; kiedy wybuchł w niej pożar, pewien wielbiciel wyniósł obraz z płomieni z narażeniem życia. Notabene, w domu Mozarta w Wiedniu też znajduje się portrecik Saint-George’a, bo zetknęli się oni w trakcie pobytu austriackiego kompozytora w Paryżu.

Wyczyny szermierskie w naturalny sposób skierowały Saint-George’a na ścieżkę wojskową i w 1761 został przyjęty do gwardii królewskiej. Przez wiele lat brał udział w pojedynkach pokazowych. W 1787 na życzenie ówczesnego księcia Walii, późniejszego króla Jerzego IV, namalowano obraz, który uwiecznił towarzyski pojedynek Saint-George’a z kawalerem d’Éon (1728-1810) w Carlton House w Londynie. 

D’Éon to też ciekawa postać – dyplomata, szpieg i mason, który wsławił się chodzeniem w damskich strojach (na owym obrazie też nosi suknię) i podawaniem się za kobietę. Umiejętność wcielania się w osobę płci żeńskiej przydawała mu się w działalności szpiegowskiej, na przykład na dworze cara. W wieku 49 lat zdecydował się na dobre żyć oficjalnie jako panna d’Éon, zmienił też imiona. Poświęcono mu/jej kilka książek, sztukę teatralną i mangę Kawaler miecza oraz oparty na niej serial anime.

Po wybuchu rewolucji francuskiej Saint-George postanowił walczyć o wolność i równość: w 1790 wstąpił do Gwardii Narodowej i zorganizował Narodowy Legion Amerykanów i Południa, którego został pułkownikiem. Legion Saint-George (zwany tak od nazwiska dowódcy) to w armii francuskiej pierwszy oddział złożony wyłącznie z czarnoskórych. Jednym z oficerów służących w tym pułku był Thomas-Alexandre Dumas, przyszły generał armii francuskiej i ojciec autora Trzech muszkieterów.

W trakcie kariery wojskowej Saint-George był często nękany różnymi oskarżeniami. Wkrótce po nominacji na pułkownika zarzucono mu, że używał wojskowych pieniędzy do spłacania osobistych długów (oparto się tylko na plotkach). Dochodzenie oczyściło Josepha ze wszystkich zarzutów.

Później, w okresie jakobińskiego terroru, kiedy francuscy rewolucjoniści zwrócili się przeciwko towarzyszom, podejrzewając ich o sympatie rojalistyczne, Joseph został zdegradowany i osadzony w więzieniu na 18 miesięcy. Został również potępiony za angażowanie się w działalność nierewolucyjną, mianowicie taką jak muzyka.

Po krótkim pobycie na Gwadelupie i Santo Domingo próbował odzyskać stopień wojskowy i swój pułk. Ostatecznie został ponownie mianowany pułkownikiem, ale w regimencie było już dwóch innych oficerów tego stopnia. Jego kariera wojskowa zakończyła się na dobre w 1795 roku.

Muzyka była również częścią arystokratycznej edukacji Josepha. Kontynuował on studia muzyczne u skrzypka i kompozytora Jean-Marie Leclaira, a także u kompozytora François-Josepha Gosseca. Ten ostatni mianował go w 1769 pierwszym skrzypkiem, a cztery lata później dyrygentem swojej 70-osobowej orkiestry, Concert des Amateurs, uznanej w 1775 roku za „najlepszą orkiestrę symfoniczną  w Paryżu i być może w Europie” przez ówczesnych krytyków.

Dzięki muzyce Saint-George zbliżył się do królowej Marii Antoniny (został jej nauczycielem muzyki), księcia Orleanu (który uczynił go pierwszym czarnym masonem) i wspomnianego księcia Walii.

Historia kolorowego mężczyzny na dworze francuskim w XVIII wieku, a do tego bliskiego królowej, wydaje się dziś niesamowita. Nic jednak temu nie stało wówczas na przeszkodzie. Dopiero w 1777 r. zakazano posiadania ziemi we Francji metropolitalnej osobom kolorowym, wolnym lub wyzwolonym, a rok później zabroniono małżeństw międzyrasowych.

Kawaler de Saint-George był nie tylko dyrygentem i wirtuozem skrzypiec, lecz również utalentowanym kompozytorem, autorem licznych sonat i koncertów skrzypcowych, kwartetów, symfonii, dzieł dramatycznych i oper komicznych. Odkryty ponownie w ostatnich latach, bywa on nazywany „czarnym Mozartem”. Nie jest to jednak – moim zdaniem – pochlebne określenie: nie należy postrzegać tego kompozytora przez pryzmat jego pochodzenia i koloru skóry, a oceniać jego twórczość, która jest oryginalna i stoi na wysokim poziomie (fragmenty jego utworów są dostępne na YT).

W 1776, przy poparciu króla Ludwika XVI i królowej Marii Antoniny, Saint-George otrzymał propozycję objęcia kierownictwa prestiżowej Opery Królewskiej w Paryżu. Jego umiejętności muzyczne nie budziły wątpliwości, ale kolor jego skóry sprawił, że ówczesne gwiazdy opery, Sophie Arnould, Rosalie Levasseur i Marie-Madeleine Guimard, napisały do króla petycję, tłumacząc, że ich honor i delikatność sumienia nie pozwoli im „podlegać rozkazom Mulata”. W efekcie kompozytor wycofał swoją kandydaturę, nie chcąc stawiać królowej w niezręcznej sytuacji.

Niektórzy ówcześni krytycy uważali, że czarnoskórzy twórcy są tylko zręcznymi imitatorami, a wyłącznie biali potrafią stworzyć coś nowatorskiego.

„To spostrzeżenie, któremu nic jeszcze nie zaprzeczyło, a mianowicie, że jeśli natura w szczególny sposób służyła Mulatom, dając im cudowną zdolność do uprawiania wszystkich sztuk, wydaje się jednak, że odmówiła im tego przypływu uczuć i geniuszu, który jako jedyny rodzi nowe pomysły i oryginalne koncepcje”, pisał podobnie w swojej Biographie universelle (1825) Louis-Gabriel Michaud na temat dwuaktowej komedii La Fille-Garçon z muzyką Saint-George’a. 

Po takich reakcjach kompozytor ograniczył się do wykonywania swoich utworów w formie kameralnej, tylko dla Marii Antoniny i jej najbliższego otoczenia. Grywał też w duecie z królową: on na skrzypcach, ona na fortepianie.

Saint-George popadł w zapomnienie po śmierci w 1799; jego muzykę wyparli kompozytorzy romantyczni. W burzliwych czasach napoleońskich, po przywróceniu niewolnictwa w 1802, zniszczono też część jego utworów. Gdy XIX-wieczni muzycy i historycy rozwinęli ideę kanonu muzycznego (nazwanego po raz pierwszy w Oxford English Dictionary z 1836 „klasycznym”), od Bacha do Beethovena przez Haendla, Haydna i Mozarta, pominięto w nim wielu kompozytorów, którzy zasługiwali na pamięć. Odkrywa się ich i przypomina szerokiej publiczności dopiero w ostatnich latach, często dzięki współpracy artystów z muzykologami. W rezultacie możemy poznać mniej znane, a ciekawe utwory, często dorównujące dziełom sztandarowych kompozytorów. Czasem czyjaś sława jest efektem splotu sprzyjających okoliczności. Na przykład, gdyby nie Feliks Mendelssohn, nikt by nie pamiętał o twórczości Jana Sebastiana Bacha – no, ale to temat na inne opowiadanie…

Barbara Cynarska

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *