Algorytm Uroborosa

Czyli rzecz o syndromie sztlomkho… sztolok…

Siedzimy przed komputerami, tabletami i smartfonami i wyrażamy swoje święte oburzenie.

Posty na „fejsbukach” i „tłiterach”, potępiające rządzących, zdobywają setki, a nawet tysiące „lajków”. Każdy nowy wał czy inna afera, wzmagają nasze słuszne wzburzenie, lecz niestety zazwyczaj na tym się kończy. 

Czy zastanawialiście się, w jaki sposób uczucia, które podlewa w nas codzienny kontakt z wykreowaną na potrzeby propagandy rzeczywistością, można przekuć w realną emanację naszego wkurwu? Jestem pewien, że tak jak ja, wielu z Was myślało o tym nie raz.

I tu zaczyna się problem…

Gdy w grudniu 2015 powstał Komitet Obrony Demokracji, po cichu liczyłem, że będzie to najważniejszy i sprawczy ruch społeczny, od czasu pierwszej „Solidarności”. Niestety, okraszony aferami na szczytach swych struktur, stracił swą świeżość i przycichł.

W roku 2016 powstał ruch społeczny „Obywatele RP” i od tego czasu raczej mniej niż bardziej jest widoczny w przestrzeni publicznej, jako przysłowiowy „katalizator” nastrojów społecznych.

Nie chcę w tym miejscu krytykować wyżej wymienionych – stwierdzam po prostu fakt.

Mogłoby się wydawać, że nie ma nic prostszego, niż znaleźć odpowiednio charyzmatycznego lidera i ogłosić powstanie zupełnie nowej formacji, której podstawowym zadaniem będzie zgromadzenie pod swoimi skrzydłami wszystkich, którym zależy na życiu w praworządnym i mądrze zarządzanym państwie. I nie mam na myśli antypisowskich bojówek, lecz siły, z którą musiałby się liczyć KAŻDY rząd, mający ciągoty do zamordyzmu i redystrybucji PKB w wąskich, rodzinnych kręgach. 

Niestety, coś co wydaje się banalnie proste (bo ileż może potrwać założenie i rejestracja stowarzyszenia?), prostym nie jest. 

Pierwsze, z czym takowe musiałoby się zmierzyć, to oskarżenie, że kolejna, podobna formuła w polskiej rzeczywistości będzie osłabiała (czytaj defragmentowała) istniejące już ruchy społeczne, co oczywiście prostą drogą doprowadzi do umocnienia skonsolidowanej wokół koryta grupy trzymającej władzę. I niestety na pierwszy rzut oka ma to sens… Wydaje się, że im więcej mniejszych grup, tym trudniej stanąć im w jednej linii, mimo tego, że cel jest podobny.

Zatem pewnie „mądrzejsi” polecą, by dołączyć do nich i się nie wychylać. 

Padną oskarżenia, że ktoś chce to robić dla „sławy” lub „pieniędzy”, które w końcu muszą się pojawić – choćby na działania marketingowe czy organizacyjne, jak wynajęcie nagłośnienia, czy druk plakatów i billboardów. Jednym słowem, Uroboros zaczyna zjadać własny ogon.

Więc siedzimy nad komputerami, tabletami i smartfonami, wyrażając swoje święte oburzenie, lecz gdy ktoś będzie chciał zaproponować rozwiązania lub po prostu powiedzieć: „Niedziela, Warszawa, Rondo Dmowskiego, godzina 20:00”, damy „kciuk w górę” i wrócimy do oglądania kotów w internecie. 

Przywykamy do serwowanej nam rzeczywistości jak nie przymierzając do wojny za naszą wschodnią granicą, gdy pierwszego tygodnia oblegamy bankomaty, a w piątym miesiącu ważniejsze jest dla nas zaopatrzenie się w 10 kg cukru, który wystarczy nam na pięć kolejnych lat.

Marzy mi się, że milion Polaków (a właściwie, dlaczego nie dwa, trzy lub pięć?), pewnego nieodległego dnia o ustalonej godzinie, wyjdzie na place i ulice swoich miast, by zademonstrować swoją siłę. Siłę, bo solidarność i konsekwencja odpowiednio zmotywowanej, dużej ilości ludzi, to coś, z czym musi się liczyć każdy będący u władzy, lub do niej aspirujący. Dobrym przykładem może być Jurek Owsiak – nie lubiany przez władze nie za to, że wyręcza ją w finansowaniu służby zdrowia, lecz za to, że potrafi dotrzeć i zgromadzić wokół swojej idei miliony Polaków (a przy okazji fanem obecnej ekipy rządzącej raczej nie jest…). I takich właśnie liderów nam potrzeba. 

Ciekaw jestem, czy stać nas jeszcze na walkę o normalność, zanim „wierchuszka” wpadnie na pomysł przegłosowania w Sejmie sensu ogłaszania kolejnych wyborów parlamentarnych, co niezawisły i apolityczny Trybunał Konsumpcyjny przyklepie z drwiącym uśmieszkiem.

Marek Razowski / @razi_ok

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *