– Nie czuję potrzeby jedzenia.
Może po prostu kupmy coś na zgryz w sklepie… może później coś połknę, albo nakarmię gołębie.
– Tak czy inaczej, przejdźmy się … usiądziemy może w jakiejś kawiarni…
– OK. Jestem już czysty więc mogę iść między ludzi.
+++
– Patrzę tak na ciebie jedzącego lody i czuję się jakbym przyleciał z innej planety.
– Jestem za stary na lody? Chciałem ci też kupić ale uparłeś się ‘najadać się kawą’. Bycie ojcem dorosłego faceta nie stoi w sprzeczności ze zjedzeniem kilku lodów rocznie.
– Wiesz, że nie to mam na myśli…
– Jasne, że wiem… i nawet mniej-więcej domyślam się co stoi za twoim osobliwym poczuciem… przynajmniej ogólnej natury tego czegoś. Jem lody zamiast porządnego obiadu i pogrążam się w tym ‘procesie detektywistycznym’ właśnie dlatego, iż podobne poczucie czai się we mnie. Zdaję sobie sprawę, że jeśli pozwolę mu by mnie ogarnęło, to skutki mogą być katastroficzne.
To kiepskie… niemal absurdalne zajęcie ale myślę, że obaj rozumiemy, iż znieczulamy się tym tak-jakby-śledztwem, bo alternatywą jest czarna bezsilna rozpacz, oraz jej nieprzewidywalne następstwa.
– Taaak… Postaram się przestawić w mój ‘tryb technokratyczny’… to powinno wyzwolić mnie z negatywnego dryfu… przynajmniej na jakiś czas. Ale w tym celu muszę sobie pomilczeć.
–Jasne
+++
Yaxa milczał prawie konsekwentnie do późnego wieczora.
– A, zapomniałem ci powiedzieć, że moglibyśmy wejść do zapieczętowanego pokoju. Właściwie, miałem ci to zaproponować tylko pro-forma, bo nic tam nie ma.
– To dobrze, że ‘zapomniałeś’. Powróćmy do intelektualnego ‘detektywizmu’… Po co to było Ablu?… Po co tyle komplikowania wokół tej formalności, która nie miała nawet szansy by być identyfikacją w jakimkolwiek tego pojęcia znaczeniu… jak można identyfikować zwłoki niemal skremowane? Tu nawet aparat naukowy miał niewiele do powiedzenia… A jeśli to niemożliwe, to po co piętrzenie sztucznych trudności i tajności?
– Ponieważ na tej „identyfikacji” miało się wydarzyć coś kluczowego dla scenariusza akcji. Taki epizod musiał być elementem pierwotnego planu. Plan padł a epizod został, bo nie można było się już z niego wycofać.
– A co to miało być?
– Nie wiem co ale jestem pewien, że nie było to coś, co miało szansę nam umknąć, nawet gdybyśmy starali się to przeoczyć. A jeżeli nic takiego nie miało miejsca, to znaczy, iż scenariusz został spalony… może nawet dosłownie… może nawet na więcej niż dwa dosłowne sposoby.
– Jesteś pewny?
– Tak. Zobacz, jak to wyglądałoby, gdyby chodziło tylko o zamiecenie pod dywan odpowiedzialności armii czerwonej za kompletnie przypadkowy wypadek komunikacyjny. Przy tak posuniętych uszkodzeniach termicznych identyfikacja jest tylko odfajkowaniem kroku w procedurze… Z góry było wiadomo, że nic wiążącego nie możemy powiedzieć… Czyli serwilistyczny prokurator podlizywał się jakiemuś towarzyszowi z KC ‘swym oddaniem sojusznikom’(?)… A może towarzysz z KC używał izby wojskowej prokuratury generalnej, by podlizać się towarzyszowi z Moskwy(?)… Tylko po to by armia czerwona wypadła korzystniej(?) OK. Nie mogę w stu procentach, wykluczyć wyjątkowego splotu głupoty, serwilizmu z karierowiczostwem ale w dziewięćdziesięciu dziewięciu przecinek dziewięćdziesiąt dziewięć, mogę.
Dlatego uważam, że „identyfikacja” była nagrana przez kogoś spoza takich serwilistycznych układów i spreparowanie paru polskich notabli miało miejsce wcześniej. Mówię ‘spreparowanie’, bo nie sądzę, by któryś z nich miał blade pojęcie w czym bierze udział a nawet, dla kogo naprawdę robi tę przysługę.
– A ty masz jakieś pojęcie , kto to?
– Oczywiście stoi za tym jakieś kacapskie tajniactwo… tylko nie wiem jeszcze jakie i co gorsza przesłanki jakie mam wskazują osobliwą anomalię… Ale mam szansę się dowiedzieć
– Co wymyśliłeś?
– Pamiętasz moją ‘rozpoznawczą’ Leicę
– Tę z dołączonym pistoletowym spustem? Marzyłem żeby mieć taką ale nie mogłem nigdzie kupić takiej przystawki nawet w Sajgonie.
– „Zgubiłem” ją odchodząc z „dyplomacji” …tzn. oficjalny protokół ‘utracenia w działaniach operacyjnych’, złożyłem
– I nawet mi nie pokazałeś jej przez 10 lat ? Co za ojciec z ciebie?… To dlatego łaziłeś wszędzie ze swoim plecakiem(?) Rozumiem w takim razie, że zrobiłeś komuś parę fotek(?)
– Mam nadzieję, że udało mi się ich złapać w kadrze wszystkich kręcących się wokół „identyfikacji”… Zobaczymy, gdy wywołam zdjęcia, czyli będę wiedział dopiero gdy dotrę do mojej ciemni w domu. Nie ma nikogo komu mógłbym powierzyć wywołanie czegoś takiego. Później, dla zidentyfikowania ‘bohaterów fotoreportażu’ mam jeszcze parę spotkań w Warszawie.
– Ja mam ciemnię w moim mieszkaniu. To znacznie bliżej.
– Fantastycznie. Co prawda mogę się znowu wkręcić w wojskowy samolot ale z Krakowa i tak musiałbym jechać pociągiem a podróżowanie Polskimi Kolejami Państwowymi to….
– Wiem. Nawet nie kończ.
A zmieniając temat: Jak mała to zniosła? Co właściwie jej powiedziałeś?
– Twoja siostra nie jest już taka mała… Cóż, powiedziałem jej, że najprawdopodobniej wydarzyła się taka tragedia, po której mama już nigdy nie wróci… Ale jak ona to naprawdę znosi?… Nie jestem pewien…Wiesz jaką ma ekspresję…
– Wiem… zawiłą.
– Zadzwońmy teraz… Wczoraj wieczorem dzwoniłem, co prawda ale obiecałem zadzwonić ponownie, bo …wiesz…
– Dochodzi północ… nawet taka mała wiedźma jak Matylda, raczej śpi o tej porze…
…………………………………………….
– Mam na myśli, by zadzwonić do Rebskich… Zostawiłem Matyldę u nich… Chyba nie myślisz, że zostawiłbym jedenastolatkę samą w podmiejskiej chałupie… Dobrze, że nie dałeś się dotąd żadnej dziewoi namówić na ojcostwo, bo nie dorosłeś do posiadania dzieci… Mira Rebska na pewno jeszcze nie śpi… nie jestem pewien, czy ona w ogóle sypia.
– To dzwońmy
Abel wykręcił numer centrali hotelowej i zamówił ‘pilną międzymiastową’. Dwie minuty później recepcja oddzwoniła informując, że połączenie już jest. Telefonistka centrali międzymiastowej wygłosiła swoją formułkę. Słuchawkę w Krakowie podniosła Mira tak jak się Abel spodziewał ale głos miała bardzo zmieniony a w dodatku zdyszany. Nie dała Ablowi dojść do głosu a na koniec przekazała słuchawkę mężowi. Franek Rebski starał się raportować z użyciem kodów, oraz aluzji do rzeczy znanych obu rozmówcom ale i tak trochę za dużo powiedział prawie otwartym tekstem. Ablowi przebiegło przez głowę, bo go nieco przystrofować ale ostatecznie pomyślał, że raport Rebskiego właściwie paralelnie wyklucza, aby ta rozmowa, była słuchana przez kogoś, kto może zaszkodzić. W końcu nie powiedział właściwie nic poza powitaniem i pożegnaniem a odłożywszy słuchawkę zwrócił się do syna.
– Yaxa, musisz pojechać do Krakowa … chociaż na parę dni póki nie załatwię spraw w Warszawie… – Yaxa znał ten spokojny jakby smutny ton w głosie ojca. To nie był zwykły komunikat, ani prośba, z którymi można było polemizować i coś utargować. Ten specjalny ton oznaczał rozkaz ‘w obliczu nieprzyjaciela’. A na taki rozkaz można było najwyżej napisać zażalenie „po bitwie”, nie wcześniej.
… Ty będziesz musiał wywołać te zdjęcia sam ale w mojej ciemni, ogrodzie… Prawie nic tam się nie zmieniło od twoich czasów, więc sobie poradzisz…
– Rozumiem.
– Załatwię z Edwinem, by wojskowy kurier przewiózł odbitki do jego biura w Warszawie. Dołącz do nich dokładny raport z wydarzeń w naszym domu jaki napiszesz po rozmowie z Rebskimi i Matyldą.
Znasz klimaty, zasznurowana, zalakowana sztywna koperta z adnotacją ‘DO RĄK WŁASNYCH GŁÓWNEGO INSPEKTORA WOJSK DESANTOWYCH’ … wszystkie potrzebne pierdoły znajdziesz w mojej ciemni.
Na szczęście nie musisz jechać do Krakowa ani GAZem, ani koleją… Musisz tylko dotrzeć do bramy lotniska Babimost jutro między 08.00 a 10.00. Będzie tam czekał patrol rozpoznawczy mojej dywizji. Powiesz tylko, że to ty jesteś tym pasażerem.
Sytuacja się zmieniła. Zmieniła się na korzyść pod paroma względami, lecz pod paroma innymi stała się bardziej niebezpieczna.
A teraz idziemy spać.