Znajda baronówną, czyli Córka pułku Donizettiego

Słodkie wspomnienie! Piękny czas wojny! – Tonio w II akcie opery

Kiedy cenzura w Neapolu odrzuciła jego operę Poliuto, Donizetti był tak wściekły, że przeniósł się na dobre do Paryża. Od czasu gdy kilka lat wcześniej odwiedził to miasto po raz pierwszy na zaproszenie Rossiniego, zyskał tu spore uznanie, zwłaszcza po triumfie Łucji z Lammermoor. Paryską karierę kompozytor rozpoczął w Théâtre des Italiens, a po 1837 roku rozszerzył działalność na Grand Opéra i Théatre de la Renaissance. Z Córką pułku zajął czwarty i ostatni bastion paryskiej sceny operowej – Opéra Comique. Dzięki temu Donizetti mógł w sezonie 1840/1841 zrealizować projekty operowe we wszystkich czterech operach w mieście. Potrafił pisać jednocześnie w czterech różnych stylach dla poszczególnych teatrów. Był wówczas u szczytu swojej kariery i cieszył się wielkim powodzeniem. 

Przypomnę, że w owym czasie Donizetti pozostał sam na placu boju: Rossini przestał komponować, Bellini zmarł kilka lat wcześniej, zaś Verdi i Wagner rozpoczynali dopiero swoje kariery.

Poeta Heinrich Heine, który komentował paryskie życie muzyczne, był zaskoczony: “Ten Włoch ma wiele talentu, ale jeszcze bardziej niezwykła jest jego płodność, w której przewyższają go tylko króliki”. W latach 1839-41 Donizetti napisał aż 6 oper, a Córka pułku powstała zaledwie w parę tygodni. 

Był on jedynym wielkim włoskim kompozytorem operowym, którego zaproszono do pisania dla Opéra Comique w Paryżu, twierdzy najbardziej autentycznie francuskiej muzyki i hybrydowego gatunku teatralnego, łączącego muzykę i dramat. Do tego teatru uczęszczała konformistyczna i często szowinistyczna burżuazja, zadowolona z rządów Ludwika Filipa. Król ten zerwał z cenzurą, jaka panowała za jego poprzedników, Ludwika XVIII i Karola X, w okresie Restauracji, czyli powrotu Burbonów na tron po upadku Napoleona. Włączył on wydarzenia Wielkiej Rewolucji Francuskiej, w jej pięćdziesiątą rocznicę, i triumfy z czasów Cesarstwa do oficjalnego kanonu historii narodowej, zamieniając pałac w Wersalu w muzeum, poświęcone „wszystkim dokonaniom Francji”. 

Rok 1840, w którym wystawiono Córkę pułku, to rok, kiedy doczesne szczątki Napoleona przeniesiono z Wyspy Świętej Heleny do kościoła Inwalidów w Paryżu, na oczach weteranów jego kampanii. Tym aktem król Ludwik Filip chciał wzmocnić francuską tożsamość, a przy okazji monarchię. Narodowa gorączka, która ogarnęła całą Francję, wyrażona została również w operze Donizettiego w radosnym i lekkim stylu „komedii wojennej”.

Dzieła pisane dla paryskiej Opéra Comique rządziły się swoimi prawami. Najbardziej oczywistymi ich cechami były mówione dialogi (w przeciwieństwie do opery buffa) i zwięzłość (w przeciwieństwie do Grand Opéra). 

Libretto do Córki pułku napisał duet: Jules-Henri Vernoy de Saint-Georges i Jean-François-Alfred Bayard. Ten ostatni był wcześniej uczniem Eugene’a Scribe’a, który jako librecista, a niekiedy i reżyser, doprowadził Opéra Comique do wysokiego poziomu.

Materiał libretta nie opiera się na żadnej podstawie literackiej, typu powieść czy dramat, lecz jest twórczą kreacją obu autorów. Historia zawiera wszystkie elementy komedii romantycznej: nieco absurdalny wstęp (młoda dziewczyna wychowywana przez cały pułk żołnierzy), rywalizujące strony (Francuzi i Austriacy), młoda para, która musi przezwyciężyć trudności, aby być razem, oraz szczęśliwe zakończenie.

Oprócz dwojga zakochanych, libretto zawiera również dwie nietypowe postaci: sierżanta Sulpice’a, który, choć gra jedną z głównych ról i ma świetną prezencję sceniczną, nie otrzymuje samodzielnej arii, a jedynie pojawia się w duetach i scenach zespołowych, oraz księżną Krackentorp, która jest rolą czysto mówioną. Często obsadza się w niej znane aktorki (Kathleen Turner, Dawn French) albo emerytowane gwiazdy opery (Montserrat Caballé czy Kiri Te Kanawa). W 2016 jako księżna wystąpiła Ruth Bader Ginsburg, sędzia Sądu Najwyższego USA, wielbicielka muzyki operowej.

Premiera Córki pułku zakończyła się praktycznie klapą. Sławny śpiewak Gilbert Duprez był wówczas na sali i wspomina o tym w swoich pamiętnikach. Podobno młody tenor, Félix Mécène Marié de l’Isle, miejscami fałszował… Jednak kolejne przedstawienia okazały się sukcesem. Recenzent La France musicale napisał wówczas: „Dzieło Donizettiego wyróżnia się przede wszystkim prostotą melodii, płodnością pomysłów i efektownymi chórami”.

Opera doczekała się również ostrej krytyki, przede wszystkim ze strony kompozytora Hectora Berlioza. Jego recenzja była krzywdząca i pełna jadu. Oczywiście, dzieło to jest lekką komedią i opiera się na stereotypowych rolach, przez co jego twórca stał się łatwym celem ataku. Nie da się jednak zaprzeczyć, że w tej krytyce przebija zazdrość kompozytora o mniejszych sukcesach. Berlioz jeszcze nie doszedł do siebie po klęsce swojej opery Benvenuto Cellini i był rozczarowany, że paryżanie dobrze przyjmowali tylko kompozytorów włoskich, których styl był przyjemny, ale bardziej tradycyjny (ponieważ nie wykazali się taką samą odwagą stylistyczną i nowatorstwem, jak on sam). 

Berlioz pisał w Journal des Débats: “Wydaje się, że pan Donizetti chce nas traktować jak podbity kraj; to prawdziwa inwazja! Nie będziemy już mogli mówić o teatrach operowych Paryża, lecz o teatrach Donizettiego!”.

Za to angielski krytyk z tamtej epoki, Henry Chorley, tak pisał o Córce pułku: “Muzyka ma w sobie beztroską radość graniczącą z szaleństwem; prawdziwie wojskową, ale nigdy wulgarną szczerość. Jest lekka, łatwo przyswajalna, wpada w ucho, jest wszystkim tym, co pedanci lubią potępiać”.

Wpływ, jaki ta opera wywarła swoimi patriotycznymi utworami na Francuzów przez dziesięciolecia, jest zdumiewający. Przez wiele dekad znajdowała się w repertuarze teatrów operowych w dniu 14 lipca i, podobnie jak Marsylianka i fajerwerki, była częścią święta narodowego. Przez długi czas fragment opery “Salut à la France” był nieoficjalnym hymnem narodowym. 

Po napaści hitlerowskich Niemiec na Francję, sławna sopranistka Lily Pons, występująca wówczas w Metropolitan Opera w Nowym Jorku, ze wsparciem reżysera i zespołu, 28 grudnia 1940 roku zaintonowała Marsyliankę na zakończenie „Salut à la France”, wykraczając tym samym poza partyturę Donizettiego.

Wkrótce po premierze Donizetti napisał wersję włoską (z akcją rozgrywającą się nie w Tyrolu, lecz w Szwajcarii). Mówione dialogi zostały tu zastąpione recytatywami, usunięto też niektóre humorystyczne sceny, żeby dopasować operę do gustów włoskiej publiczności. Najczęściej wykonywaną wersją do dziś pozostaje jednak ta francuska.

W założeniu akcja opery miała się rozgrywać pod Bolonią, w czasach współczesnych kompozytorowi. Wszystko działoby się w tej sytuacji na kilka lat przed rozpoczęciem Risorgimento z lat 1848-1849, które ostatecznie doprowadziło do ponownego zjednoczenia Włoch, i żołnierze-okupanci powinni być Austriakami. W ostatecznej wersji akcja toczy się w 1805 roku w Tyrolu, okupowanym przez wojska Napoleona I, więc żołnierzami są Francuzi.

Oczywiście najnowsze inscenizacje przenoszą akcję Córki pułku w inne czasy: w słynnej i najczęściej wystawianej realizacji z 2007 roku, w reżyserii Laurenta Pelly’ego, mamy mundury przywodzące na myśl I wojnę światową i… czołg, który w finale wjeżdża na scenę. Wcześniej, w 2005 w Genui, było jeszcze dziwniej: żołnierze mieli mundury wojsk USA z II wojny. Mogłabym się zgodzić na historię amerykańskiego desantu we Włoszech, ale w tekście pozostały wszystkie nawiązania do cesarza Napoleona, Francuzów etc

Dziwacznie wygląda wersja, zaproponowana jesienią 2021 na Festiwalu Donizettiego w Bergamo, we współpracy z kubańskim Teatro Lirico Nacional. Opera ta opiera się na kontraście między fałszywą, pełną hipokryzji szlachtą a uczciwymi i stojącymi twardo na ziemi żołnierzami. Muzycznie jest to szczególnie wyraźne w scenie lekcji śpiewu na początku drugiego aktu. 

Dzięki temu przeciwstawieniu dwóch odmiennych światów reżyser Luis Ernesto Doñas znalazł paralelę między bohaterskimi czynami grenadierów napoleońskich a dokonaniami barbudos – brodatych towarzyszy Fidela Castro z czasów rewolucji kubańskiej. Ukazał Kubę jako miejsce ścierania się dwóch światów, jednego barwnego, patrzącego w przyszłość, drugiego czarno-białego, zamkniętego w nostalgicznych wspomnieniach (przeczytałam o tym w programie festiwalu, bo oglądając wcześniej  fragmenty spektaklu na YT, zadawałam sobie tylko pytanie: „Co to, […] ma być?!”). 

Jaka jest w takim razie historia Marie i Tonia? Marie jest znajdą, wychowaną wspólnie przez żołnierzy francuskiego 21. pułku. Pełni rolę markietanki: gotuje dla wojska, pierze, prasuje. Chętnie poszłaby do ataku z bronią w ręku. Kocha swoich przybranych ojców i nie zna innego życia. Od pewnego czasu spotyka się z młodym Tyrolczykiem, który uratował ją przed upadkiem w górską przepaść.

Podczas bitwy w Tyrolu markiza Berkenfield prosi sierżanta pułku, Sulpice’a, o eskortę do jej posiadłości. Żołnierze w tym samym czasie aresztują młodego wieśniaka Tonia, podejrzewanego o szpiegostwo, który okazuje się być ukochanym Marie. Zgodnie z wcześniejszym przyrzeczeniem Marie może poślubić tylko żołnierza z tego pułku, więc Tyrolczyk pospiesznie się do niego zaciąga. Okazuje się jednak, że markiza jest ciotką i opiekunką Marie, dlatego dziewczyna musi opuścić wojsko i Tonia, by otrzymać odpowiednie wykształcenie jako dziedziczka tytułu i dóbr Berkenfieldów. 

Minął rok. Markiza stara się, by Marie nabrała lepszych manier, ale z miernym skutkiem. Na lekcji śpiewu Marie ma zaśpiewać wirtuozowską arię bel canto, ale ciągle wraca do hymnu swojego 21 pułku. Dziewczyna źle się czuje w pałacu i stale wspomina swoich towarzyszy z wojska. Ma przy sobie tylko sierżanta Sulpice’a, który trafił tu po otrzymaniu ran w bitwie.

Markiza, chcąc zapewnić jej świetlaną przyszłość, zaaranżowała małżeństwo siostrzenicy z synem księżnej Krackentorp. Tonio, już awansowany na kapitana, i cały pułk pojawiają się w pałacu, aby zapobiec ślubowi. Okazuje się, że Marie jest nieślubnym dzieckiem markizy, ze związku z francuskim oficerem. Wychodzi również na jaw, że Marie wcale nie dorastała przy matce, lecz ma za sobą przeszłość córki pułku. W tych okolicznościach ślub z Krackentorpem nie dochodzi do skutku i droga dla dwojga młodych kochanków jest wolna. Opera kończy się hymnem na cześć Francji.

W bardzo trudnej roli Marie występowały znane gwiazdy, między innymi Jenny Lind, Adelina Patti, Luisa Tetrazzini (wspominałam o nich przy okazji potraw, jakie im zadedykowano) i nasza rodaczka, Marcelina Sembrich-Kochańska. Joan Sutherland, pochodząca z Australii sopranistka, zwana La Stupenda (zachwycająca), śpiewała w Córce pułku jeszcze w 1986 roku, mając lat 60 (była to raczej Babcia pułku).  W Marie wcieliła się też Edita Gruberova, nazywana „słowackim słowikiem”, zmarła niedawno w tragicznym wypadku, która skądinąd w 2018 roku, w wieku 72 lat, wystąpiła jeszcze jako Lukrecja Borgia. 

Najbardziej znana dziś inscenizacja została stworzona dla francuskiej sopranistki Nathalie Dessay, która pomogła reżyserowi w dopracowaniu tej postaci i śpiewała potem rolę Marie w Wiedniu, Londynie, Mediolanie i Nowym Jorku. Nathalie – na skutek problemów z głosem – porzuciła śpiew operowy i obecnie wykonuje utwory jazzowe oraz pieśni i piosenki.

Ostatnio jako córka pułku występuje czarnoskóra, południowoafrykańska sopranistka Pretty Yende, która zaczęła naukę śpiewu operowego po tym, jak usłyszała fragment „duetu kwiatów” z Lakmé Delibes’a w reklamie British Airways i była tym urzeczona, bo wcześniej nie miała do czynienia z operą. 

W Tonia wcielił się między innymi hiszpański tenor Alfredo Kraus; w sfilmowanej w 1986 roku wersji opery miał już 59 lat i brzmiał trochę jak zakochany emeryt, choć oczywiście prezentował się bardzo elegancko, śpiewał dobrze technicznie i odznaczał się wysoką kulturą muzyczną. Rola Tonia stała się kamieniem milowym w karierze Luciana Pavarottiego, który został wybrany jako partner bardzo rosłej Joan Sutherland, bo był od niej wyższy (w tamtych czasach zwracano uwagę na takie rzeczy). Jego występ w 1972 roku w Metropolitan Opera, podczas którego wykonał brawurowo arię z 9 wysokimi C, stał się prawdziwą legendą i przyniósł mu tytuł „króla wysokiego C”. 

Peruwiański tenor Juan Diego Flórez, który śpiewał tę partię od premiery nowej inscenizacji (tej z czołgiem) w Londynie, w lutym 2007 roku, w mediolańskiej La Scali, przełamał tamtejszą tradycję niewykonywania bisów, sięgającą 1933 roku. Wtedy to Arturo Toscanini, sławny dyrygent i kierownik muzyczny, zakazał powtarzania arii na życzenie publiczności po tym, jak znakomity bas, Fiodor Szalapin bisował w Cyruliku sewilskim arię o plotce, która trwa około pięciu minut. Flórez nie wiedział o tym zakazie i jako że publiczność szalała z zachwytu po wykonaniu „Ah, mes amis”, po prostu ją powtórzył, śpiewając tym samym 18 wysokich C w ciągu zaledwie paru minut. 

Kiedy następnego dnia cała włoska prasa, nawet sportowa, rozpisywała się o tym wyczynie, zdumiony tenor tłumaczył swojemu mentorowi i przyjacielowi, Ernestowi Palacio, że ma przecież od lat nagranie Córki pułku z La Scali, w którym Alfredo Kraus bisuje tę arię. Palacio sprawdził tę płytę i okazało się, że to inscenizacja z Neapolu, a tylko producent dał w opisie La Scalę, bo tak zapewne lepiej się sprzedawała (z nagraniami podejrzanej proweniencji tak bywa…). Potem jeszcze Flórez bisował tę arię na premierze w Metropolitan Opera w 2008, tutaj po kilkunastu latach przerwy od bisu Pavarottiego w Pajacach w 1994. 

Do Wiednia wybrałam się pod koniec grudnia, by zobaczyć w Córce pułku właśnie Flóreza i Pretty Yende. Choć wizytę planowałam od czasu ogłoszenia, co będzie wystawiane w sezonie 2022-23, czyli od 30 kwietnia, nie obyło się bez problemów. Naszą wiedeńską odyseję opiszę w następnym odcinku…

PS Parę dni temu, już po opublikowaniu tekstu o Donizettim, natknęłam się na pamiętniki tenora Gilberta Duprez (to ten, który w Wilhelmie Tellu Rossiniego zaśpiewał jako pierwszy wysokie C rejestrem piersiowym – wcześniej tak wysokie dźwięki wykonywano falsetem). Duprez znał dobrze Donizettiego i bardzo go cenił. Pisał, że kompozytor miał niezwykłą łatwość tworzenia i „gdyby znalazł w kieszeni notatkę, złożoną z kilku słów, zaraz by do niej napisał melodię”.
Opisał też scenę, kiedy podczas wizyty u kompozytora przewrócił niechcący kałamarz i wylał atrament. Próbował ratować sytuację, a kiedy podniósł wzrok, zobaczył, że Donizetti „zaśmiewa się do rozpuku z miną idioty, a widok ten mógł zmrozić krew w żyłach”. Niecały rok później kompozytor znalazł się w szpitalu psychiatrycznym, gdzie Duprez go odwiedził. Próbował śpiewać mu fragmenty z Łucji z Lammermoor, ale Donizetti na nic nie reagował. Usiadł tylko do fortepianu i uderzał bezładnie w klawisze. 

Duprez podkreślił, że śmierci kompozytora w Bergamo nikt w Paryżu nie odnotował: nie było artykułów w prasie, mów pożegnalnych, nabożeństwa żałobnego, niczego. A przecież przez całe lata Donizetti dostarczał rozrywki i wzruszeń paryskiej publiczności…

Na zachętę, przed następnym odcinkiem aria markizy Berkenfield z I aktu. Śpiewa o Francuzach, którzy nikogo nie szanują i tylko dybią na jej cnotę… To najlepsze wykonanie, jakie znam!


Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *