Abel zorganizował synowi ‘krakowski tydzień badań wszelakich’. Badań niezbędnych, oraz tych nie-całkiem.
Następnym etapem miała być rekonwalescencja w Zakopanem.
Yaxa chętnie odetchnąłby górskim powietrzem, lecz zamiast przewidzianego tygodnia spędzili tam zaledwie półtora dnia, ponieważ dla ‘zagipsowanego’ góry były bardziej stresujące niż siedzenie na wersalce w jego garnizonowym mieszkaniu.
Wrócili do domu Abla a tam Yaxę zaczęło trafić perfidne poczucie zmęczenia odpoczywaniem. Poczucie jakiego nie mógł wygasić niczym, co był w stanie robić pozostając w gipsowym gorsecie.
Zanim zacząłem cykl badań w krakowskim szpitalu wojskowym, miałem jakiś rodzaj karykaturalnej nadziei związanej z badaniami onkologicznymi … bo to była iście gówniana nadzieja na gównianą alternatywę…. Myślałem tak: ‘Jeśli mam raka mózgu, to umrę teraz, albo po jednej, lub dwóch remisjach i całym moim pocieszeniem będzie rozgrzeszenie z szaleństwa… Umierając będę mógł pieścić się przekonaniem, że nie jestem chory psychicznie, że to tylko SOMATYCZNA choroba powoduje u mnie QUASI-PSYCHIATRYCZNE objawy’.
Teraz już … niestety… mam pewność, że rak mózgu został wykluczony, a to cofnęło mnie do punktu wyjścia, w jakim będę musiał pozostać przez co najmniej 40-50 następnych lat, chyba, że wymyślę coś wyglądającego jak szarlataneria, co jakimś cudownym trafem, okaże się nie być szarlatanerią…
Każdy pomysł byłby teraz dobry, byleby się tylko wyrwać z pętli… Ostatecznie mam tu jedną małą wiedźmę pod ręką…całkiem dosłownie. Może to jest właśnie ten pomysł… Jej nic nie dziwi a przy tym potrafi być dyskretniejsza, niż ktokolwiek kogo w życiu spotkałem… Tylda… Czy Matylda jest moją nadzieją? Nadzieja teraz śpi i pewnie rośnie w czasie snu… Porozmawiam z nią rano. Pojęcia nie mam o czym. Pojęcia nie mam na czym ta ‘nadzieja’ miałaby polegać… Chyba tylko na tym, że moja mała siostra jest w pewnym stopniu szalona. Niekonwencjonalne, inspirujące uwagi i obserwacje płyną z niej naturalnie jak zapach z kwiatu.
Zanim zostanę skutecznie zainspirowany mogę tylko zredukować się do technikaliów i w nich znaleźć równowagę. Mogę i powinienem się skupić na najbardziej dotykalnych składnikach mego stanu zdrowotnego. Gipsowy gorset został przecięty ujawniając dwie krwawe plamy odparzeń przypominające obtarcia i wiotkość mięśni. Rehabilitacja jest priorytetem.
Poniedziałek 14 grudnia 1970
– Wiesz Ablu na co wpadłem przy okazji wypadku?
– Na coś co cię paskudnie połamało?
Dzwonek do drzwi zabrzmiał dokładnie w chwili, gdy Abel otwierał usta by zachęcić syna do kontynuowania jego nieco sofoklejskiej kwestii, pomimo żartobliwego komentarza. Abel ruszył do drzwi i wrócił do salonu z porucznikiem Rebskim.
– Dywizje Siódma i Ósma i Dwunasta są w alarmie bojowym… Co to znaczy panie podpułkowniku?
– A co z naszą?
– Podwyższona gotowość ale kompletnie żadnych instrukcji podobnych do tego, co było przed ‘Dunajem’…
– A o innych coś słyszałeś… np. o mojej? – Yaxa włączył się w dopytywanie, lecz Abel nie dał Rebskiemu okazji, by odpowiedział na to pytanie.
– A słyszałeś coś, czy jest jakiś nadzór operacyjny nad dowódcami alarmowanych dywizji? – Abel metodycznie dopytywał o niuanse zrozumiałe tylko dla starszych oficerów doświadczonych w sztabach związków taktycznych. Rebski, raczej takich niuansów jeszcze nie łapał ale odruchowo zignorował pytanie Yaxy, albo równie odruchowo, ‘odesłał je na koniec kolejki’. Odpowiadanie własnemu przełożonemu, odruchowo uznał za priorytet, jakby zapominając, że jest on już tylko emerytowanym a zatem, byłym przełożonym.
– Nie jestem pewien, czy o to chodzi ale wszyscy odnoszą się do generała Korczyńskiego… Ponoć jest w Gdańsku i wpieprza się we wszystko osobiście nawet dowódcom kompanii, które tam już przerzucili. –
– Generalny Inspektor Obrony Terytorialnej i czysto-formalny wiceminister obrony Chciwy Grześ?… – Abel ukrył twarz w dłoniach i zaklął jak jego ojciec w unikalnie fatalnych momentach, po niemiecku. – …Scheisse… Poleje się krew … To, że on tam jest, oznacza, że poleje się dużo krwi… Będzie krwawo i głupio, żeby było straszniej… Jedyna dobra wiadomość w tym jest taka, że to jeszcze nie wojna… Jeszcze nie… ale jeśli ten trend się utrzyma i Rosjanie dadzą poszaleć swoim ‘Grzesiom Korczyńskim’, to będzie i wojna… i wy chłopaki na nią zostaniecie wysłani…
Teoretycznie jest to ten moment, gdy powinniście bardzo poważnie przemyśleć kontynuowanie kariery w tej armii… Szczególnie dotyczy to ciebie, Franek… Obawiam się, że twoja żona też na to wpadnie…
– Co powinienem jej powiedzieć?… Rozumiem, że poza „teorią” jest tu jakiś praktyczny aspekt(?)…
– Dobrze myślisz… Ten aspekt jest funkcją czasu… dokładnie tak jak w planowaniu bitwy… Jeśli teraz nastąpi użycie armii do pacyfikowania cywilów, to nie możesz złożyć dymisji w trakcie, bo to się nie może dobrze skończyć, bez względu na to, czy zostanie przyjęta, czy nie… Jeżeli pacyfikacja, zacznie się przedłużać i paprać, to bezpieczniej będzie w mundurze niż w cywilu… Jeśli skończy się szybko (co jest bardziej prawdopodobne), to czeka nas co najmniej pięć lat wyciszenia sytuacji, gdy twoje sumienie, albo życie i zdrowie nie będą wystawiane na niebezpieczeństwo… Twoja córka podrośnie i skorzystacie trochę z wojskowego programu socjalnego… Tobie i twojej rodzinie należy się to bardziej niż trzem czwartym pozostałych…
Może też, niestety, wytworzyć się trend, nazwijmy go ‘trendem żandarmskich rządów’ w całym obszarze sowieckim… Taki modus operandi właściwie istnieje, tyle, że na jałowym biegu. Towarzysze, nie starają się wyplenić burdelu z armii UW, właśnie dlatego, by wojskowi nie pomyśleli, że potrafią rządzić lepiej. Ale jeśli znajdzie się jeden czy dwóch towarzyszy w KC KPZR, którzy zechcą zmienić tę praktykę… Wtedy generałowie i zwolennicy rozwiązań siłowych w różnej skali, stopniowo staną się najsilniejszą grupą na kremlu i wokół niego. Gdy się rozsmakują w ‘dawaniu po to zębach temu i owemu’, to przejdą do ‘głównej potrawy’, tzw. „operacji obronną na najszerszą skalę”… A tu jest the tricki point jak to mówią Amerykanie… pozornie wydaje się, że w takiej sytuacji lepiej być cywilem niż oficerem ale… ale w razie wybuchu wojny i tak w pierwszej kolejności zmobilizują oficerów rezerwy o jakimś realnym doświadczeniu wojskowym, czyli na wojnę i tak was wyślą… i tak wyślą was w pododdziałach pierwszorzutowych, bo trzeba będzie zrobić etat wojenny z ich etatu pokojowego… i jeszcze na dodatek będziecie wykonywać rozkazy waszych głupszych kolegów, bo oni awansują w czasie waszej nieobecności… Was wyślą na wojnę ale wasze rodziny będą rodzinami cywilów… no może ciut-lepiej… będą rodzinami zmobilizowanych cywilów. Jak wiecie miejsca w schronach jest najwyżej dla kilku procent populacji… Nie muszę mówić, kto będzie na przodzie kolejki a kto na jej końcu… Prawda?
– Wojny może nie być a pacyfikacje społeczeństwa będą raczej powracały jak bumerang… – Yaxa powtórzył uwagę użytą przez Safonę w jednej z gorących dyskusji towarzyszących jego decyzji o wyborze uczelni wojskowej; zrobił to niemal dziwiąc się samemu sobie, gdyż był to chyba jedyny jej argument jakiego nie potrafił wtedy odeprzeć, więc go zignorował praktycznie.
Ta uwaga matki nie dawała mu spokoju przez lata a nie powróciła ani razu w ciągu ostatnich 17 miesięcy, paradoksalnie wyciszona przez jego ćwierć-katatoniczny stan po śmierci Safony. Teraz nagle pojawiła się a on ją po prostu wypowiedział bez zastosowania żadnego ze swych filtrów, przez które przepuszczał wszystko, cokolwiek mówił na dowolny temat.
Abel spojrzał na niego w sposób oznaczający, że rozpoznaje autora tej konkluzji i także o niej pamięta a następnie bardzo spokojnie odpowiedział:
– Za parę lat będziecie już znacznie wyżej w hierarchii dowodzenia… Nie będziecie jeszcze generałami ale, nie będziecie też kimś na kogo ten-czy-inny ‘Chciwy Grzesio’ może sobie wykrzykiwać bez żadnych konsekwencji… Ten facet działa tam poza strukturą dowodzenia, więc gdyby paru oficerów powiedziało mu by wracał do Warszawy, albo do własnej dupy ciemnej, to musiałby podkulić ogon.
Na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy, Yaxa bardzo powoli skłaniał się do koncepcji opuszczenia Polski.
Jednak, po tym jak armia została użyta na wybrzeżu w grudniu 1970, ten proces uległ gwałtownemu odwróceniu, Nie było już jak nakłonić go do porzucenia jego misji. Nigdy więcej wmanewrowywania armii w masakrę. Nigdy więcej dowodzenia ‘Grzesiów Korczyńskich’.
+++
15 grudnia 1970 zginął pierwszy cywil
Następny dzień w Trójmieście i w Szczecinie, był najkrwawszym protestem na terenie Polski od 1956 roku.
Po stronie „rządowej” pierwsza i ostatnia ofiara śmiertelna padła 17 grudnia… samobójca.