WYKOPALISTA odc.2
Na Wykopaliście nr 2 postanowiłem przedstawić wam metalowe zespoły z różnych stron świata, które w swoich kompozycjach mają jakieś powiązania z muzyką ludową, czy nazywając to inaczej folkową, niekoniecznie z własnego kraju. Nie zawsze się to udało, ale myślę, że to, co poniżej, warte jest posłuchania i raczej nie jest oklepane. Wykopaliska są różne, niekoniecznie stare.
Podlinkowane tytuły utworów kierują na portal YouTube.
Zaczynamy od Holandii, czyli Niderlandów. O zespole Vengeance usłyszałem dzięki dawnej „Trójce” , kiedy to przedstawiono w niej czwartą płytę ekipy pod tytułem Arabia. W sumie niderlandzki band nagrał dziesięć studyjnych płyt i mam ochotę im się bliżej przyjrzeć. Do drugiego „notowania” Wykopalisty wybrałem dwa utwory Arabia i Cry of The Sirens. Pierwszy – wiadomo, zawodzący arabski motyw muzyczny, który jak złapał mnie za ucho wówczas, tak do tej pry nie puścił – pustynia, karawana, latający dywan… Drugi związany jest z Grecją – Odys, Kalipso, wojna trojańska…
Na spotifajowej Wykopaliście numer 2 przedzieliłem te dwie kompozycje utworem mongolskiej folkmetalowej ekipy The Hu. Wykorzystuje ona w swej twórczości tradycyjne mongolskie ludowe instrumenty i charakterystyczny gardłowy zaśpiew. Sami określają swoją twórczość jako hunnu rock, odwołujący się do tradycji imperium koczowniczych plemion ze stepów Eurazji, które swój żywot miało mniej więcej między trzecim wiekiem p.n.e., a końcem pierwszego stulecia naszej ery. Zespół The Hu istnieje od 2016 roku, a drugiego września bieżącego roku wydał swój drugi album pod tytułem Rumble of Thunder, o którym postaram się wkrótce napisać coś więcej. Utwór, który wybrałem do Wykopalisty nr 2 to Wolf Totem, pochodzący z pierwszej płyty The Gereg. Tytuł płyty odnosi się do paszportów dyplomatycznych mongolskich szlachciców i oficjeli z XIII wieku. Po mongolsku nie kumam, ale ich muzyka jest na tyle atrakcyjna (przynajmniej dla mnie), że zawsze chętnie jej słucham. Teksty często odnoszą się do mongolskiej tradycji i niegdysiejszej potęgi tego ludu. Teledyski też są ciekawe.
Kolejna ekipa pochodzi z Azerbejdżanu i nazywa się Gatteria. Na Spotify jej nie znalazłem, ale jej jedyny jak dotychczas album The Queen We Follow z 2018 roku znajduje się na YouTube oraz Soundcloud. Mają też stronę na FB. Początkowo wyglądało mi to na zwykła młockę, ale o dziwo znalazłem na tej płycie cztery utwory warte posłuchania. Są to: 4. Noir, 9. Velvet Butterflly, 10. Tired i zamykający płytę 11. Before I Die.
A teraz skok na zachodnią półkulę, do Peru. Stamtąd pochodzi grupa Chaska (Ch’aska), mająca w swym dorobku jeden album pod tytułem Pururauca, z którego jako pierwszy zainteresował mnie utwór Nymph of the Lake (nr 4 na płycie)
Near to the clouds,
a lake keeps a spirit that nobody feels.
Lake from the high plains, fallen tears.
There’s a nymph that anybody feels.
Jeśli komuś nie przeszkadza charczący wokalista, o śmiało może przesłuchać całą płytę. Mnie bardzo zaciekawiły instrumentalne Achuma (nr 5), Katari (nr 9) oraz śpiewany, dość zróżnicowany muzycznie nr 8, czyli Silent Notes of Agony.
Z rejonu Andów skaczemy na Grenlandię, stamtąd pochodzi zespół o bardzo wdzięcznej ( J ) nazwie I124Q, który też ma w dorobku tylko jedną płytę. Nazywa się ona Saperavit, a wydana została w 2016 roku. Nie wiem dlaczego, ale śpiew wokalisty przywodzi mi na myśl Japonię. Nie mam bladego pojęcia o co chodzi w tekstach zespołu, bo nawet języka nie poznaję, ale od strony melodii ta płyta stanowi całkiem przyjemną muzykę tła, jest w niej coś innego. Do playlisty wybrałem utwór pod tytułem Scaretale. Muszę zapamiętać, żeby – jak dożyję – umieścić go na następnej halloweenowej Wykopaliście.
Folkowa Wykopalista nie może się obejść bez kogoś z Ukrainy. Jest (jeszcze?) tam taki zespól, założony w 2005 roku, który nazywa się Chur (początkowo stosował zapis Чур). Jest to nazwa słowiańskiego boga, który chronił domostwo i jego otoczenie. Ekipa nagrała cztery studyjne albumy, nie licząc pomniejszych wydawnictw. Ostatni w ubiegłym roku całkowicie instrumentalny pod tytułem Undergod. Do playlisty wybrałem utwór z płyty Licho (2009 r.) pod tytułem Matka oraz z płyty Four-faced (2019 r.) Bitwa pod Konotopem odnoszący się do tejże właśnie bitwy i tytułowy, z angielskim tekstem, opowiadający o ostatnim kamiennym posągu bóstwa z czterema twarzami, którego nie można znaleźć i zniszczyć bo is kept in our hearts.
It’s the last of thousands of idols –
All of them are gone,
Fallen and destroyed by dark souls.
They are searching all the time,
But can’t reach that one,
‘Cause that place is kept in our hearts.
Deep inside our souls and our blood
We feel and we know who we are.
Those are not just the faces of Old Gods –
Those are the faces of us!
Pora na coś z krajowego podwórka. Grupa Helroth, założona w 2012 roku, na razie z jednym pełnowymiarowym albumem w dorobku I,Pagan z 2016 roku i utwór pod tytułem Mamuny.
Znad Wisły już tylko mały kroczek za Odrę. Tam rządzi Rammstein. Na ogół wykonuje ciężki, acz melodyjny, industrial metal, ale na wydanej w maju tego roku płycie Zeit (Czas) znalazł się utwór, który w warstwie wizualnej odwołuje się do folka rodem z Alp, a w warstwie tekstowej epatuje rubasznym humorem opowiadając o marzeniu starego kawalera. W nagraniu ścieżki dźwiękowej Dicke Titten wzięła udział Sächsische Staatskapelle Dresden.
Muss sie nicht schön sein Nie musi być piękna
Sie muss nicht klug sein, Nein! Nie musi być mądra, nie!
Sie muss nicht reich sein Nie musi być bogata
Doch um eines muss ich bitten Lecz o jedno muszę prosić
Dicke Titten Wielkie cyce
Bardzo przyzwoite tłumaczenie całego tekstu znajduje się TUTAJ.
Z Niemiec lecimy na Daleki Wschód. Na Tajwanie dorastała Nini. Studiowała grę na tradycyjnych chińskich instrumentach. Nie ma jeszcze w dorobku płyty w pełnym wymiarze czasowym, tylko dwie EP-ki i single. Nie mniej jest czego posłuchać, chociaż to głównie covery.
Do Wykopalisty postanowiłem wybrać aż trzy utwory. Pierwszy, The Wolven Storm (Priscilla’s Song), to cover Gingertail z Wiedźmina 3: Dziki Gon. Wprawdzie trudno to nagranie zaliczyć do metalu, ale do folku jak najbardziej. Mamy tu chińskie instrumentarium i grę opartą na prozie Andrzeja Sapkowskiego, do której przecież autor wykorzystał różne ludowe podania i wierzenia.
Drugi, to przeróbka utworu The Trooper mojej ukochanej Iron Maiden, a trzeci to Long Ma z bardzo przyjemnym teledyskiem. Ten ostatni utwór pochodzi z EP-ki Legends. Long Ma to po chińsku koń-smok, baśniowy, uskrzydlony stwór z chińskiej mitologii.
Po Azji odwiedzimy Afrykę. W Tunezji narodziła się grupa Myrath działająca od 2001 roku. Ma w dorobku pięć płyt, długogrających, jak się kiedyś mówiło. Z pochodzącej z 2011 roku zatytułowanej Tales of the Sands wybrałem utwór tytułowy, z teledyskiem trochę jak z Baśni z tysiąca i jednej nocy, z tańczącą Szeherezadą…
Na koniec tego wydania Wykopalisty wracamy do Europy, a konkretnie do Szwajcarii. W tym roku minęło dwadzieścia lat od założenia grupy Eluveitie, która łączy celtyckie brzmienia z tak zwanym melodic death metal. Przez ten czas ekipa wydała osiem płyt. Z wydanej w 2014 roku Origins wybrałem Call of the Mountains.
The call of the Alps
The call home
The tune in our hearts
The song of the mountains…
Jako epilog tego wydania Wykopalisty znów arabskie motywy i The Nomad w wykonaniu Iron Maiden. Arabia Vengeance i The Nomad Ironów głównie przyczyniły się do poszukiwania przeze mnie utworów, które łączą ciężkie brzmienia z folkowymi. Tych dwóch utworów zawsze słucham przynajmniej po dwa razy w pętli…
Nomad, rider of the ancient east
Nomad, rider that men know the least
Nomad, where you come from no one knows
Nomad, where you go to no one tells…
Za jakiś czas postaram się powrócić do skrzyżowania metalu z folkiem, gdyż ten świat jest zaskakująco bogaty. Miłego słuchania.
One Reply to “Z metalem dookoła świata”