– Mieliśmy się spotkać dopiero w sobotę za tydzień ale może zgodzisz się to przyspieszyć(?) Będę w Warszawie już w tę sobotę.
– A nie wolałbyś się spotkać w Krakowie?
– W najbliższych dniach to byłoby trudne… technicznie. Wolałbym tego nie odwlekać jeszcze bardziej.
– Rozumiem. Tak czy inaczej, nie zdołam dotrzeć do Warszawy na tę sobotę.
Co powiesz na wtorek, pora i miejsce bez zmian?
– OK. Pora i miejsce bez zmian. – Abel zakończył mechanicznym tonem a w myślach dodał – To nawet lepiej, zdjęcia powinny dojechać przed wtorkiem.
+++
Kurier dostarczył do gabinetu Edwina paczkę zamiast spodziewanej koperty z Krakowa.
Służbowy samochód Głównego Inspektora Wojsk Desantowych, spędzający większość czasu w garażu, bez zwłoki został wysłany do hotelu CWKS Legia po Abla.
Przejrzeli jej zawartość wspólnie.
Koperta też była. Na dnie paczki.
Główny Inspektor Wojsk Desantowych nie miał niemal nic do roboty w LWP, więc konferencja nad paczką bez przeszkód trwała ponad dwie godziny.
Rozłubirski zaproponował wspólne spędzenie wieczoru w jego domu, jak dwóch poprzednich od momentu przybycia do Warszawy. Dla Abla ta opcja była jeszcze wczoraj świetną alternatywa dla pokoju hotelowego, lub błąkania się po stolicy ale miał świadomość, że potrzebuje swoistego ‘eremityzmu’ jako przygotowania do nadchodzącej potyczki. Po prostu musiał pobyć sam. Musiał opracować ‘testy’ ponieważ jego przyszły rozmówca był zdolnym czekistą i na dodatek kobietą. Jeśli nawet zdarzyłoby się przypadkiem, iż mówiłaby ‘całą prawdę i tylko prawdę’, to taka prawda i tak byłaby bezużyteczna. Jedyną użyteczną prawdą uzyskaną od czekisty jest ta którą się od nich wyłudziło, lub ukradło. Nawet ta droga nie daje pełnej gwarancji, ponieważ ‘czekiści wiedzą, że inni to wiedzą’, więc ćwiczą zagrywki i na takie okazje ale… ale czasem się udaje. A czasem nie… po obu stronach.
Wtorek w miejsce soboty
– Здравствуй Зинайдo Тауновна , блогодарен … – Abel zaczął rozmowę po rosyjsku ale rozmówczyni szybko weszła mu w słowo narzucając swoją formułę, prawdopodobnie dla zademonstrowania kto jest panem tego spotkania od jego pierwszych sekund.
– Cześć Ablu…. Coś ty taki oficjalny?… Mów po polsku… Mój polski trochę zardzewiał przez ostatnie lata… chcę sobie poćwiczyć skoro przejechałam taki kawał… Chcesz dokończyć co tak pięknie zaczęliśmy 10 lat temu?…
– Co zaczęliśmy ? … Co masz na myśli? – Abel udawał, iż nie nadąża z aluzjami czekistki.
– Seks, oczywiście… jestem ciągle w formie i nie zbrzydłam przez te 10 lat, prawda?
– To akurat prawda…
– Czyżbyś zapomniał tamten bajeczny dzień?
– Pamiętam wszystkie dni, gdy próbowano mnie zabić … A gdybym próbował zapomnieć, to mam parę poważnych blizn, które mi to uniemożliwią.
Зинайда Тауновна Киннунен /Zinayda Taunowna Kinnunen, nie była Finką jak mogłoby wskazywać jej nazwisko odziedziczone (ponoć) po fińskim ojcu. Była oficerem KGB a to przesądza o narodowości, bez względu na pierwotną etniczność danego człowieka. Oficjalnie Abel poznał ją jako funkcjonariusza czwartego dyrektoriatu zajmującego się zabezpieczeniem służby dyplomatycznej i ambasad oraz… transportem.
Abel nigdy nie uznawał tej informacji za w-pełni-wiarygodną, podobnie jak wszystkich innych przekazywanych mu przez Rosjan, lub dotyczących Rosjan, bez względu na to, kto mu je przekazywał.
Zinayda była szczupłą kobietą średniego wzrostu. Dostatecznie urodziwą, by przy zastosowaniu kobiecych zagrywek, w których była wyćwiczoną olimpijką, uwieść każdego mężczyznę, lecz jednocześnie nie tak urodziwą, by w razie czego nie mogła zniknąć w tłumie, przebrana za robotnicę fabryczną, lub nawet za chłopca.
– Dobrze, skoro nie masz nastroju, to rozmawiajmy profesjonalnie… Rozumiesz, że nie mogłam przyjechać na to spotkanie bez sprofilowania twojej najnowszej sytuacji…. Wiem, więc o twojej żonie… rozumiem, że dla faceta jak ty moment na sfinalizowanie starego romansu, jest niezręczny ale z drugiej strony … jakiś subtelny seks może jest tym, czego w takiej chwili potrzebujesz najbardziej…
– Czy moglibyśmy temat seksu odłożyć na inny moment? Miałaś rozmawiać profesjonalnie…
– Oczywiście. Jak sobie życzysz… pod warunkiem, że obiecasz mi, iż do niego powrócimy… No nie patrz tak na mnie… żartuję sobie… Wiesz przecież, że to nie jest żadna manifestacja braku szacunku dla…
– Wiem. Znam ciebie i twoją socjopatyczną ekspresję… to drugie nawet bardziej.
– Zatem chcesz o coś popytać… pokazać mi jakieś zdjęcia… Ale czego właściwie oczekujesz(?)… że wskażę ci czekistów w ostatnich wypadkach, albo pośród osób jakie złapałeś w kadrze?… Nawet gdybym chciała, to przecież nie… – Tym razem to Abel wszedł ostro w słowo rozmówczyni:
– Nie. Nie oczekuję, że wskażesz mi kto w tym wszystkim jest czekistą, lecz kto nim NIE-jest… A zdjęcia mają raczej drugorzędne znaczenie.
– Pytasz o tajniaków, których szefem nie jest Yuriy…
– Czyli świetnie się rozumiemy… A zdjęcia to nawet dam ci w prezencie… nawet jeśli nic użytecznego nie powiesz. Możesz z nich sobie zrobić jakiś służbowy, albo pół-służbowy użytek… Może zarobisz jakieś punkty u nowego szefa… Słyszałem, że Yuriy was westernizuje, wiec mogą się przydać w jakiejś ‘grze korporacyjnej’.
– OK. pokaż zdjęcia
– Nie mam ich tutaj… Będą później
– I bez zdjęć mogę ci powiedzieć, po starej przyjaźni, że straszny tłok wokół tej śmierci… Co się z tym światem porobiło, że tylu postronnych ludzi tak pasjonuje się ofiarą zwykłego wypadku drogowego… Słuchaj Ablu, dziś nic więcej ci nie powiem, ale przysięgam, że skontaktuję się z tobą i jeśli okaże, że mogę coś lub kogoś ci dać, to ci dam… a jak nie…
– … to nie… понял. Rozumiem
– Spodziewałeś się usłyszeć coś więcej?
– Miałem nieśmiałą nadzieję… jednak nie zamierzam grymasić… Zamiast grymaszenia zapytam po prostu…
– Pytaj… najwyżej ci odmówię odpowiedzi.
– Co się stało z moją zoną?
– Ludzie poinformowani lepiej ode mnie mówią, że zginęła w wypadku
– Tak mówią?
– A powinni mówić coś innego?
– A wypadek mają na myśli ten sam, co polska prokuratura?
– A wchodzi w grę jakiś inny?
– A ty wierzysz w to ci powiedzieli?
– A nie powinnam? – Na ostatnie pytanie Zina odpowiedziała po ledwie-wyczuwalnym wahaniu i z mniejsza porcja kabotyńskiej arogancji. Abel nie był pewien, czy była to gra na dezorientację zadana przez jej przełożonego, czy w taki niewykrywalny sposób Zima dzieliła się z nim swym powątpiewaniem, albo nawet sygnalizowała, iż czeka gówno wie. To ostatnie było dla nich samych straszniejsze niż postawienie przed międzynarodowym trybunałem za zbrodnie ery stalinowskiej.
– To następne pytanie: Czy wraki z tej katastrofy, albo choćby jeden z nich…. interesuje mnie głównie auto mojej żony… czy wyjechały poza granicę Polski?
– Nie… Do dzisiejszego poranka, na pewno nie… Później już nie sprawdzałam… Taka odpowiedź musi ci wystarczyć.
– Zakładam, że odmówiłabyś odpowiedzi zamiast kłamać(?)
– Mówiłeś, że mnie znasz…
– Tak mówiłem.
– A teraz czas na moje pytanie… A dlaczego, Abelku miły, nie starasz się zostać ‘prawdziwym dyplomatą’? – Abel przez ułamek sekundy spodziewał się wyciągnięcia jakiegoś asa z rękawa, czegoś czego nie przewidział w procesie swych ‘eremickich medytacji’. Tymczasem Zina wydawała się grać dla samego grania, dla odfajkowania elementu szkolenia. – … Dyplom Wyższej Szkoły Służby Zagranicznej masz i to bez protekcji. Języki znasz. Jakby nas ktoś zapytał, czy ci dać taką posadę, to byśmy pobłogosławili.
– Maturę też zdałem bez protekcji, żyjąc w jednopokojowym mieszkanku z małym dzieckiem na głowie i pracując w nadgodzinach, za które nikt nie płacił…
– Co właściwie chcesz przez to powiedzieć?
– Tylko tyle, że jeśli dobrze zrozumiałem twój tok rozumowania, to sugerujesz bycie dyplomatą, które dostarczyłoby mi jakiejś ogólnej protekcji mojego życia, jako całości, czy poszczególnych działań… Nie potrzebuję więcej wpływów, ani pieniędzy… Zwiedzania świata nie polubiłem, gdy miałem okazję… Nie wiem jakie moje specyficzne działania potrzebowałyby dodatkowego parasola(?)… Możesz podać przykład, który mógłby mnie zachęcić? – Abel wciąż zakładał, że okraszone pochlebstwami pytanie Ziny, nie było zabiegiem ożywiającym konwersację, ani nawet objawem jej prywatnej ciekawości. Uznał, że uwaga o poparciu z KGB nie była żartobliwą przesadą, lecz dokładnie tym co niosły słowa. Nie wiedział jeszcze, co czekiści mieliby osiągnąć wypychając go za granicę. Jeśli to wy trzymacie Safonę, albo chociaż wiecie jak dać mi tzw. dowód życia, to następne zdanie jakie wypowiesz, Zinoczka, będzie właśnie o mojej żonie i opcji współpracy… Prawda?
– Dziesięć lat temu nie byłeś takim mrukiem Ablu… Pogawędki z tobą były rozkoszą a teraz szarżujesz bez potrzeby, tam gdzie nie ma twojego wroga… Nie jestem twoim wrogiem, ani prywatnie, ani nie dostałam rozkazu, by nim być… Zmieńmy temat… dobrze?
– Zmieńmy temat… – Abel zgodził się łagodnie, ponieważ, skoro oczekiwane kwestie nie zostały wypowiedziane, to należy pozwolić czekistce na dyrygowanie tą konwersacją a raczej dać jej poczucia, że tak się dzieje. Nie przeszła do tematu współpracy w kontekście Safony, to znaczy, że nie tylko jej nie trzymają, ale nawet nie wiedzą niczego nadającego się do użytecznego bluffu. To jest raczej szokujące, bo jeśli KGB uznaje, że wie za mało, by narzucać swoją grę, albo co najmniej zacząć bluff, to znaczy, że mają mniej niż nic… naprawdę szokujące… Chyba, że się kompletnie mylę i Zinka naprawdę chciała przejść w prywatną pogawędkę… Nie ważne… Nawet szczerze prywatna pogawędka z czekistą przestaje nią być, gdy on/ona może później użyć czegokolwiek zapamiętanego z takiej rozmowy w dowolnym celu, lub charakterze, ergo nie ma czegoś takiego jak prywatna pogawędka z czekistą… z czekistką też.
Powinienem raczej założyć, że do czegoś chcą mnie użyć… Do czegoś, co ma związek ze zniknięciem Safony (choć oni w tym palców nie maczali), albo do czegoś kompletnie niezwiązanego, w czym istotny jest tylko dobór momentu…. Gdy w umyśle kogoś w położeniu takim jak moje, kipi koktajl wściekłości, desperacji, frustracji itp. to czekistom może się wydawać, że moment jest właściwy na „zainfekowanie jakimś ichnim gównem” ….