Rano ruszyłyśmy z Wenecji o czasie, ale kiedy dotarłyśmy do Ferrary, okazało się, że ulewne deszcze podmyły tory gdzieś za Bergamo i nasz pociąg przesiadkowy został odwołany. Zamiast jednej przesiadki miałyśmy w sumie trzy: w Ferrarze, Rawennie i Rimini. Oczywiście za każdym razem trzeba było poczekać około 40 minut (dostatecznie dużo, by się zmęczyć czekaniem, ale za mało, by ruszyć do miasta). Widoku dworców Wam oszczędzę.
Wenecja w najbardziej uczęszczanym przez turystów punkcie, ale o 7 rano…Ślady po nocnym deszczu, w głębi majaczy Pałac Dożów, jak zawsze ”in restauro”, pustka dokoła, tylko król Wiktor Emanuel dziarsko wymachuje szabelką.Jedyna żywa dusza w okolicy. Mądry ptak: znalazł kawałek chleba i z niesmakiem odrzucił…Ostatnie, melancholijne spojrzenie i wsiadamy do vaporetto.Po kolejowej odysei jesteśmy wreszcie w Pesaro, gdzie wita nas pomnik Giuseppe Garibaldiego. Kiedyś o nim napiszę felieton, bo to niezwykła postać.Teatr Rossiniego. Niestety jutrzejsze przedstawienie ”Hrabiego Ory” będzie nie w nim, a w nowej Vitrifrigo Arena, dobre 5 kilometrów od centrum.Kościół Św. Dominika…… a w nim Okręgowa Dyrekcja Poczt i Telegrafów. W Pesaro – oprócz Festiwalu Rossiniego – odbywa się doroczny (już dwudziesty drugi) konkurs piękności wyłącznie dla psów nierasowych. Po długiej podróży myślałyśmy tylko o jednym. Te drogowskazy („Restauracje”) bardzo nas ucieszyły.