Szarża   

/Odcinek IV/

Gdy Safona wyjechała zza rogu budynku sali gimnastycznej ujrzała obu strażników zaśmiewających się z zataczającą się dziewczyną w rozchełstanej bluzce. Z daleka wyglądała znajomo ale Safo rozpoznała ją dopiero zwalniając przed szlabanem … to była Ragna. 

Żołnierze nie przejęli się nadjeżdżającą oficer GRU. 

 Jeden zasalutował przesadnie jakby poczuł się przez chwilę księciem  Bołkońskim na carskim balu a drugi podniósł szlaban, bez odrywania oczu od piersi Ragny świntuszącej prostacko po polsku. 

Napawająca grozą (jeszcze przed paroma minutami) perspektywa wyrwania się z „ośrodka” rosyjskiej armii, przeszła obok niczym poboczna scena filmu klasy ‘C’. Ten dysonans wywołał u Safony psychologiczne tąpnięcie. 

W miejscu gdzie podjazd „ośrodka” wychodził na drogę publiczną zatrzymała wóz, zaciągnęła ręczny hamulec i nawet wyłączyła silnik. 

Czuła w sobie czarny obłok wściekłości i pragnienia odpłacenia komuś za okradzenie jej z życia i z rodziny po raz drugi w ciągu zaledwie 38 lat…. jej życia. Zobaczyła w myślach pożądliwe gęby strażników i dotknęła bezwiednie pistoletu na siedzeniu… zobaczyła jak strzela im w te gęby… Jak zabija każdego napotkanego w „obiekcie” człowieka, używając AK47 zabranych strażnikom, albo pistoletów maszynowych z zasobów GRUsznicy. Każdego, choćby i pijanego do nieprzytomności… „Obiekt” w stanie likwidacji nie miał obsady większej niż wzmocniona kompania. W gorącą lipcową niedzielę każdy kto miał możliwość, był nieobecny a reszta nieprzytomna od chlania… Ragna z pewnością nie ironizowała na ten temat… Specjalna operacja GRU wykorzystująca teren „obiektu” nie była czynnikiem mobilizującym, lecz przeciwnie, parasolem przed ewentualnymi niezapowiedzianymi inspekcjamiGdy się ma męża z pewną przeszłością i teraźniejszością , to pewne klimaty zna się lepiej niż po latach akademickich studiów i analiz.

Safona pchnęła czarną chmurę za siebie i ponownie uruchomiła silnik. 

Może z 10 minut później przejeżdżała przez centrum miasta. Niespodziewanie, młoda myszowata kobieta prawie weszła jej pod samochód ciągnąc za sobą kilkuletniego chłopca. Safona dość gwałtownie zahamowała a myszowata cofnęła się spowrotem na krawężnik miotając nerwowo dzieciakiem. Safo wzięła głęboki oddech, kompletnie obojętnie czekając aż ‘myszowata’ ponownie zdecyduje się przekroczyć krawężnik. Nawet nie patrzyła w ich kierunku ale ktoś patrzył na nią. Rozejrzała się dookoła. W ciepły letni, niedzielny wieczór centrum PRLowwskiego miasta średniej wielkości, było naturalnie prawie puste. Nikogo w pobliżu oprócz tej matki z dzieckiem. Gapił się właśnie ten chłopiec, nie reagujący na zachęty, by ruszyć przez ulicę. Safona spojrzała w jego oczy i fala szlochu niemal przedarła się na zewnątrz wraz z myślą o jej dzieciach, których już prawie na pewno nigdy nie spotka. Mały w ogóle nie pasuje do tej kobiety… ta półautomatyczna obserwacja pomogła jej zdusić falę rozpaczy a chłopiec ruszył z ‘myszowatą’ na drugą stronę. 

 Wrzuciła bieg i wolniej niż mogła przetoczyła się przez skrzyżowanie wybierając kierunek ku granicy.

Miejska urbanizacja wzdłuż ulic przeszła w wiejską ale jak dotąd Safona nie widziała tabliczki wyznaczającej granice miasta, za to spostrzegła coś innego. Drogę między rozproszonymi zabudowaniami prowadzącą ku nadrzecznym łąkom. Asfalt kończył się tuż za odgałęzieniem przechodząc w stare ‘kocie łby’, czyli drogę wyłożoną nieobrobionymi polodowcowymi otoczakami wielkości raczej głowy ludzkiej niż kociej, lub i większymi. Dochodziła dwudziesta druga ale bezchmurny lipcowy wieczór wciąż zachowywał dość światła, by ostrożnie prowadząc po takiej nawierzchni, nie ryzykować uszkodzenia nawet takiego auta jak mini-austin. Zatrzymała ze 20 metrów od brzegu rzeki. 

Wysiadła z auta i rozejrzała wokół. Zabudowania były zbyt daleko, by ktoś mógł z okna zobaczyć naturę czynności jakie zamierzała wykonać. Były, jednak, dostatecznie blisko, by taki ktoś dostrzegł samochód i jakiś ruch wokół niego. Może las byłby lepszym miejscem?… Nie, na leśnym parkingu może zaskoczyć mnie jakaś seksualnie buzująca para, albo kłusownik… tu przynajmniej z daleka zobaczę, gdyby ktoś się do mnie zbliżał… A jeśli obserwuje mnie i przyjdzie dopiero gdy odjadę?… ż, jeśli ktoś przyjdzie „odkopywać skarby”, to w PRLowskich klimatach nieprędko zdecyduje się, czy zawiadamiać władze o takim znalezisku, czy raczej udawać, że nigdy tu nie był… Gdyby znalazł samo ciało, sprawa byłaby oczywista ale nie ze wszystkimi dodatkami… Poza tym jest późny niedzielny wieczór w agrarnej okolicy, więc mało prawdopodobne, że ktoś gapi się w okno… albo śpi albo pije… Jeżeli jednak… to i tak nie ustawią blokad na drogach, tym bardziej nie zamkną granic w ciągu najbliższych dwóch godzin… to PRLwyjście jest jedno, robić swoje

Mechanicznie przebrała się w wielki rosyjski kombinezon. Saperką wycięła w grubej nadrzecznej darni kieszeń, około dwumetrowej długości, wybrała trochę ziemi a następnie wyrzuciła na trawę wszystkie koce i graty przykrywające Rosjankę za siedzeniami. Ragna upchała wysoką martwą kobietę bardzo rzetelnie i zaczęło się już stężenie pośmiertne, więc wydobycie jej z auta było bardziej wyczerpujące niż zaciągnięcie jej dwadzieścia metrów do grobu. Na leżącej w grobie GRUsznicy ułożyła większość jej ‘arsenału’, potem na to wszystko spowrotem darń. Kilka metrów dalej dostrzegła sporą gałąź drzewa przyniesioną tu najprawdopodobniej przez wiosenną powódź. Przygniotła nią darń na grobie i ubiła całość skacząc kilkukrotnie na gałąź ułożoną wzdłuż osi grobu.

Teraz spowrotem do kwiecistej sukienki, spowrotem do auta i w drogę.

 Było już prawie zupełnie ciemno, gdy dostrzegła przed sobą światła stopu dwóch, może trzech pojazdów. Polska milicja drogowa zorganizowała objazd. 

Z pokrzykiwań paru kierowców w autach wolno toczących się przed nią można było wnieść, iż chodzi o  wypadek. Myśl, że może to pułapka ponownie zmobilizowała Safonę. Przyjrzała się długiemu prawie prostemu odcinkowi drogi między skrzyżowaniem, z którego przekierowywano ruch a przejazdem kolejowym. W ostatnich resztkach światła i odległych reflektorach samochodowych, widać było tylko ciemne profile na tle jaśniejszych pól za przejazdem. Na przejeździe, rzeczywiście stały jakby wypalone pojazdy, choć w tym świetle była to bardziej spekulacja niż obserwacja.

 Lokomotywa jest w żółwim tempie ciągnięta przez inną mniejsząWszystko wygląda na normalne procedury… Gdyby miało się jednak okazać inaczej… cóż coś zrobię… nie wiem jeszcze cocoś. Safo czuła się już tak wyczerpana, że z ulgą zobaczyła w wyobraźni jak strzela sobie w usta, gdyby próbowano ponownie ją porwać. Była tak zmęczona, że nie przyszło jej nawet do głowy, iż właśnie patrzy na auta podpalone przez Ragnę.  

To jednak zwykły objazd.

.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *