Każdy wie, że faszyzmu nie poznaje się wyłącznie po heilowaniu itp.,
że nie zaczyna się on od industrialnego zabijania, ani nawet od ustaw norymberskich.
Współcześni faszyści też wiedzą, że my to wiemy i robią z tego użytek
Zatem nasze rozpoznawanie powinno być szybsze i skuteczniejsze od ich kamuflowania.
W przestrzeni informacyjnej ostatnich 70 lat funkcjonuje taka masa opisu i potępienia faszyzmu, że faszyzujące jednostki, czy organizacje, potrafią instynktownie poruszać się między ślepymi strefami obserwacji antyfaszystowskiej a nawet kierować ‘kamery’ tego systemu na innych.
Zatem po czym poznać, że coś się zaczyna?
Co odpowiedzielibyśmy (każdy samemu sobie) na taki pytanie?
Kiedy przychodzi moment na ‘telefon alarmowy’?
To będzie krótki tekst… jak na mnie
23 marca zmarła Madeleine Albright.
Przypisuje się jej prekursorstwo tezy, że faszyzm nie jest ideologią a jedynie schematem uchwycenia władzy ‘na skróty’, uwłaszczenie się na niej i upaństwowienie pospolitej przestępczości na użytek utrzymania władzy za wszelką cenę (płaconą przez wyznawców i całą społeczność porwaną z nurtem, tak czy inaczej).
Czterdzieści lat temu potraktowałbym tę tezę jako (co najwyżej) akademicki instrument analityczny ale już dwadzieścia lat później rozważałem, jako hipotezę potencjalnie lepiej radzącą sobie z wewnętrznymi sprzecznościami zagadnienia.
Aż ostatecznie swobodna erupcja kaczyzmu w Polsce i populistycznego neo-feudalizmu w UK (oba adoptujące elementy faszystowskiego schematu), rozwiała wszystkie moje wątpliwości.
Warto byłoby kiedyś napisać o paradoksalnej symetryczności obu procesów w Polsce i UK. Symetryczności jaka pozornie nie posiada żadnych fundamentów jakie zwykło się kojarzyć z takimi zbieżnościami. Symetryczności, która ze zdroworozsądkowego punktu widzenia, nie powinna nigdy zaistnieć.
Ale dziś nie będę się porywał na wielki obraz.
Dziś chciałbym tylko powiedzieć parę słów o wyższości tezy Madelaine Albright w edukacji obywatelskiej. O szansie jaką ona niesie w rewitalizacji tej domeny, w jej (choć częściowym) uodpornieniu na zagrożenie ‘nowymi szczepami faszystowskiego wirusa’. I może zainspirować kogoś do stworzenia prostego podręcznika ‘higieny społecznej’
O tym, że faszyzm nie zaczyna się od komór gazowych i trzeba być czujnym znacznie wcześniej, mówiło wielu autorów, historyków i opiniotwórców.
I oczywiście nie jest żadną sekretną wiedzą to, że faszyzm nie zawsze przechodzi do etapu mordu na skalę industrialną, choć zawsze wywołuje wykładniczy wzrost brutalności w opanowanej domenie.
Tu jest właśnie pewien poznawczy problem, jeśli pozostajemy przy kwalifikowaniu faszyzmu jako ideologii.
Tymczasem jeśli odrzucimy ideologię poza rdzeń zagadnienia i przesuniemy ją gdzieś na poziom ‘zewnętrznych wsporników’ albo nawet ‘okrywy kamuflującej’, to wszystko staje się bardziej spójne.
Co ważniejsze od takiej spójności, ‘otrzymujemy urządzenie alarmowe’, zdolne do prewencji przed bardzo wczesną i nawet najmniej drapieżną wersja faszyzmu.
To jest najwartościowszy moment ‘bez-ideologicznego’ definiowania, ponieważ możemy sobie nagle uświadomić, że drogi do kataklizmicznych erupcji faszyzmów, były przygotowywane przez mniejsze, lub kompletnie niepozorne ‘wypryski’, czasem bardzo krótkie, a czasem trwające znacznie dłużej niż trzecia rzesza, choć z niemal senną intensywnością (np. w Portugalii).
Myśląc o faszyzmie jako ‘bez-ideologicznej’ formule osiągania władzy na skróty, grabieżczego uwłaszczania się i okopywania się na jej szczycie, a (w końcu) osłaniania się żywymi tarczami całej społeczności, możemy nauczać dostrzegania praktyk (nawet na lokalnym szczeblu), które zapewne nigdy nie doprowadzą do faszyzacji ustroju ale z pewnością zatrują życie jakiejś społeczności, co najmniej na pewien okres i co gorsza zostawią mniejszy, czy większy odcinek gotowej drogi dla potencjalnego nadejścia czegoś poważniejszego. Te małe niepowiązane, prawie bezsensowne ‘epizody’ najłatwiej zlekceważyć, lub przeoczyć. Tymczasem, nawet najsubtelniejsza, najbardziej lokalna i najbardziej niekompletna faszyzacja przygotowuje jakiś składnik drogi a gdy w końcu pojawiają się bardziej kompletne faszyzujące przejęcia, to właśnie takim przeoczonym epizodom zawdzięczają swój erupcyjny i zaskakujący dla większości charakter. Gdy erupcja przyjmuje formę kataklizmu, to najprawdopodobniej, dzięki gęstej siatce tychże epizodów.
Rysopis zbira
Zacznijmy od tego składnika schematu, który wygląda jak ideologia i zwykle jako takowa jest interpretowany.
To narracja.
Czym się różni od ideologii?
Tym, że nie wyznacza ustrojowych pryncypiów pierwotnie, choć czasem powoduje funkcjonale pojawianie się czegoś w tym rodzaju w umysłach wyznawców, oraz funkcjonariuszy, co przekłada się na praktykę a w efekcie także akty prawne. Praktyka powoduje, że nawet najwyższe poziomy faszystowskiej piramidy, bywają w konkretnych sytuacjach zakładnikami własnej narracja, o której wiedzą najlepiej, iż sami ją zmyślili.
Narracja zawsze jest o najważniejszym wrogu wewnętrznym i takimż zewnętrznym oraz agentach tego ostatniego.
A to przywodzi nas do niezastępowalnej części każdej doktryny faszystowskiej.
Spiskującego wroga, oraz moralnej wyższości nad nim. Jak również, do nieuchronności dokonania ‘uderzenia wyprzedzającego’, co implikuje usprawiedliwioną brutalność.
Tu bardzo ważne jest zastrzeżenie, iż kwalifikacja „wrogów” ma przede wszystkim znaczenie narracyjne.
W praktyce oznacza to, że najważniejszy „wróg” to nie ten, który stwarza realne, albo jakiekolwiek zagrożenie dla społeczności faszyzowanej domeny.
To jest archetyp zaczerpnięty z religii.
Problem głównego wroga musi być permanentnym i nie-do-końca-rozwiązywalnym kryzysem (co najmniej) psychologicznym dla populacji.
To musi działać tak jak obecność szatana w religiach monoteistycznych.
W trzeciej rzeszy tę rolę spełniali Żydzi, którzy w ogóle nie organizowali reprezentacji politycznej jako grupa etniczna.
Żydzi, jak każdy wie, byli w centrum nazistowskiej narracji, gdy w rzeczywistości najsilniejszym konkurentem nazistów był blok centro-prawicowy, najbardziej zdeklarowanym wrogiem, była lewica a do otwartej konfrontacji, zdolni byli tylko komuniści.
Czyli właśnie komuniści znaleźli w narracji miejsce wroga drugiego rzędu, co było dodatkowo uzasadnione przez ich związki z sowiecką Rosją.
Rosja sowiecka, to w tamtym wypadku, główny wróg zewnętrzny.
Ale tu znowu wracamy do narracji w miejsce rzeczywistości.
Tak naprawdę, Rosja nie pełniła roli głównego wroga zewnętrznego z powodu patronowania komunistom, potencjalnie zdolnym do wykonania takiego zaboru władzy do jakiego zmierzali naziści, ani z jakiegokolwiek racjonalnego powodu, jakich parę można było naprawdę wskazać.
Rosja zajmowała w narracji to miejsce, ponieważ była obiektem rojeń wodza o autarkicznej wielkiej rzeszy.
Jak to ujął oportunistyczny Martin Bormann ‘Ustrojem trzeciej rzeszy jest wola Adolfa Hitlera’.
I tu dochodzimy do następnej fundamentalnego elementu w rysopisie faszyzmu.
Jest nią wódz i wodzostwo systemowe.
Wódz stojący na szczycie piramidy złożonej z mniejszych piramid i piramidek przewodzonych przez mniejszych wodzów.
A skoro wódz z pod-wodzami i wodzuchami, to rzecz musi być o władzy.
Kończę portret elementem, bez którego faszyzm by nie powstawał
To obsesja władzy.
Prawdziwie narkotyczne uzależnienie.
Pozornie kłóci się to z grabieżą ale jest to raczej dualizm, niż sprzeczność. Dualizm zaskakująco stabilny jako mechanizm. Rozwinę to jeśli znajdzie się ktoś zainteresowany.
Zbierzmy elementy rysopisu:
Narracja o cechach pism objawionych, nasycona psychotycznymi klimatami, oraz o zaburzonych proporcjach między realnymi a mniej realnymi, czy nawet zmyślonymi problemami.
Nierozwiązywalny problem wewnętrznego wroga głównego.
Problem wewnętrznego wroga, potencjalnie realnego ale sprowadzonego do drugiego rzędu.
Główny wróg zewnętrzny.
Spisek wszystkich wrogów o różnym stopniu koordynacji.
Wyższość moralna.
Konieczność dokonania uderzenia wyprzedzającego/ brutalność (choćby tylko relatywna).
Wódz i wodzowska struktura organizacyjna.
Władza ‘wypragniona jak cug alkoholika’.
A po dojściu do władzy, koncesjonowana grabież i bandytyzm (czasem w niektórych domenach, jeszcze przed, jeśli się uda).
Telefon alarmowy do samego siebie.
Jeżeli choć połowa cech z powyższego rysopisu występuje jednocześnie, to jest powód do alarmu, nawet jeśli nie ma szans na to, by rozwój danego ruchu spowodował kiedykolwiek, „choćby tylko”, Kristallnacht
Ale to nie takie proste.
Kiedyś wierzono, że dostęp do informacji musi być zabójczy dla tyranii.
Właściwie jest to prawda ale tyranistycznie myślący dostrzegli, że funkcjonalnie, deficyt informacji powoduje te same skutki co jej nadprodukcja.
Znaleźli w tym nieoczekiwanych sojuszników.
Znaleźli ich wśród aktywności ludzkich upośledzających naszą ‘odpowiedź immunologiczną’ przez ekstremalnie powolne zatruwanie skierowane na coś zupełnie innego.
Taki uboczny skutek powoduje np. wiele kampanii reklamowych, które podważają twoją samoocenę, jeśli nie staniesz się członkiem społeczności posiadaczy, lub zjadaczy tego lub owego.
Nie dopracowałem się jeszcze klarownej koncepcji, co można by z tym zrobić(?)
Mam przeczucie, że użyteczne byłyby programy szkolne, analogiczne z tymi uczącymi wykrywania fake news w Finlandii, czy Francji. Może na zasadzie rozszerzenia tychże(?)
Generalnie mam poczucie, że aby ożywić naturalną ‘odpowiedź immunologiczną’ ludzkich umysłów, trzeba by rozmontować ‘epickość’ stereotypów opisujących faszyzmy.
Może pomocne byłoby zrezygnowanie z terminu faszyzm na rzecz czegoś bardziej opisującego ‘larwy i zarodki’ niż dojrzałe formy(?)
Może użyteczne byłoby trwałe powiązanie z populizmem(?) W końcu żaden faszyzm nigdy nie obywał się bez populistycznego instrumentarium a populizmy o pozornie innym zabarwieniu i tak w końcu (co najmniej) adoptowały faszystowskie instrumenty a same w sobie pasują zwykle do rysopisu nakreślonego powyżej(?)
Może użyteczne byłoby wprowadzenie skali liczbowej/pomiarowej(?)
Potrzeba nowatorskiego podejścia.
Pominę tu walkę ze świadomą dezinformacją tych, którzy wybierają używanie faszyzacji, ponieważ dezinformację można ugryźć jako taką.
Najważniejsza wydaje mi się odbudowa ‘naturalnej odpowiedzi immunologicznej’ umysłu.
Przy obecnie istniejących stereotypach, edukowanie ludzi w rozpoznawaniu bardzo wczesnych/niekompletnych elementów faszyzacji jest zadaniem niemal utopijnym. Dzieje się tak zapewne dlatego, że dekady piętnowania ‘epickich’ stadiów faszyzmów wytworzyły automatyczną/przed-świadomą reakcję na hasło ‘faszyzm. Zanim jakakolwiek recepcja alarmującej informacji ma szanse nastąpić, skojarzenia stoją już przy najbardziej zbrodniczej odmianie faszyzmu (nazizmie), albo przy komorze gazowej. W efekcie, merytoryczna recepcja wiedzy o najwcześniejszych stadiach faszyzacji ma bardzo małe szanse, gdyż umysł ustawia ją automatycznie w proporcji do szczytowego nazizmu, więc równie automatycznie, jest ona kwalifikowana jako strzelanie z armaty do wróbla, albo kompletna paranoja.
To dość pesymistycznie wygląda obecnie ale wierzę, że rozwiązanie istnieje.
Przeczuwam jego obecność gdzieś w małych i może trochę większych krokach, oraz ich ponadnarodowej koordynacji.
Problemem są (i w przewidywalnej przyszłość będą) raczej ‘stadia larwalne/niekompletne’ oraz niepowiązane działania przecierające szlak, niż ‘kataklizmiczna erupcja’, choć jeśli niczego nie zmienimy, to kataklizm będzie tylko kwestią statystyki.
Zapraszam do rozmowy o konkretnych wcieleniach i przypadkach.
ROBERT CZERNIAWSKI ROCHERRY