Przystępując do ostatniej czystki [albo pierwszej wielkiej czystki po 2WŚ], Stalin wyzywał swych najbliższych współpracowników (KC) mianem ‘kapitulantów’.
W sumie miał ku temu, na swój sposób, logiczny powód.
Wszyscy oni wyjątkowo twardo sprzeciwiali się wykorzystaniu wojny koreańskiej dla najazdu na Zachodnią Europę.
To po co pozwalaliśmy Kim Ir Senowi na wywołanie tej wojny? Czyż nie po to, by odciągnąć Anglosasów z Europy?
W następnym miesiącu Josif Wisarionowicz Dżugaszwili, lepiej znany jako Stalin, leżał już na katafalku.
Wojna koreańska musiała wygasnąć, choć pozornie napędzali ją głownie Chińczycy, po tym jak w pierwszej ofensywie Kim Ir Sen [w publikacjach anglojęzycznych jest znany jako Kim Il-sung albo pod swym prawdziwym nazwiskiem Kim Song-ju] utracił całą swoją armię.
Chiny już nie były w stanie atakować bez sowieckiego wsparcia technicznego ale obawiały się pozostawienia Północnej Korei w rękach Amerykanów [z wielu powodów, zbyt wielu na mały tekst ciążący w nieco innym kierunku].
Efektywnie, wojna stoi do dziś tam gdzie przysiadła na momencik po śmierci Stalina.
Kim Ir Senowi łatwo było uchwycić władzę z nadania Stalina. Władzę nad połową narodu kontuzjowanego okupacją japońską, a następnie niemal unicestwionego, Wojną Koreańską.
W takich okolicznościach, nie było mu też trudno utrzymać się u władzy w pierwszym okresie po zawarciu zawieszenia broni ale…
Ale później, dla utrzymania się u władzy trzeba było zaaplikować krajowi ‘wojenną autarchię’.
Tylko, że autarchie są mitem.
Nigdy w historii ludzkości, żaden taki projekt się nie powiódł.
Ten także, nie.
Żeby utrzymać ten mit na powierzchni stworzono symulakrę finansowaną przez Związek Radziecki a w późniejszym okresie (stopniowo coraz bardziej), przez Chiny.
Po rozpadzie Związku Radzieckiego, na scenie pozostały już tylko Chiny.
W którymś momencie, Chińczycy byli też bliscy anulowania tego projektu ale dostrzegli, że taki byt jak Pn.Korea jest relatywnie tanim i nad-proporcjonalnie skutecznym instrumentem geopolitycznym.
Zauważyli, że ten byt para-państwowy jest ‘geopolityczną kozą’ jaką można wprowadzać i wyprowadzać w rozmaite geopolityczne konteksty.
Co więcej, istnienie takiej ‘kozy’ podwyższa ‘współczynnik ważności/nieodzowności pastucha’. A monopol na to ‘pastuchowanie’ znalazł się w rękach Pekinu [Putin próbował odzyskać rolę ZR w Pn.Korei ale nic nie zdziałał, albo został wyproszony przez Chińczyków]
Przyjrzyjmy się tym cechom ‘geopolitycznej kozy’ jakie czynią ‘koziość’ wartościową dla gracza pokroju Chin.
Koza musi być ostentacyjnie odrażająca pod każdym względem a przy tym ostentacyjnie agresywna.
Północna Korea nie ma żadnego znacznie politycznego, ani gospodarczego, ani w nawet efektywnego znaczenia militarnego. Na przekór temu, od lat 1990tych, znajduje się w topowym segmencie zainteresowania całego świata.
Taki status utrwala się gdy w 1994 Jimmy Carter na prośbę Clintona jedzie jako specjalny wysłannik, by wynegocjować zamknięcie koreańskiego programu nuklearnego (jaki najprawdopodobniej nie istniał). Kim-Ir-Sen się zgadza i umiera tego samego roku. W organizowanie wizyty zaangażowane były Chiny jakie potrzebowały ‘kurtyny zapomnienia’ nad Tienanmen plus paru innych rzeczy. Dostały ją. Północna Korea nie dostała niczego obiektywnie istotnego ale dla nich najżywotniejszą korzyścią były dostawy żarcia z Chin.
Kulminacją tego zmilitaryzowanego absurdu, były rozmowy Trumpa z wnukiem Kim-Ir-Sena. Rozmowy o niczym.
Trump przeniósł narcyzm na poziom kryminalny, stwarzając zagrożenie nie tylko z punktu widzenia amerykańskiego porządku prawnego ale i bezpieczeństwa cywilizacji. To jednak, oddzielna historia.
Na długo przed tym wstydliwym, głupim i groźnym epizodem bywało o Pn.Korei głośno. Głośno w stopniu absolutnie nieproporcjonalnym do kategorii wagowej tego bytu quasi-państwowego, ale ta ‘głośność’ pojawiła się relatywnie niedawno.
Koza musi być nie tylko wstrętna i wredna ale też tak niedołężna, by nie mogła istnieć bez dyskretnego karmiciela.
A teraz z tym szkicem w myślach, przyjrzymy się potencjalnie nowej ‘geopolitycznej kozie’ Pekinu.
Geopolitycznie użytecznym w planowaniu na przyszłość pytaniem jest: Czy atomowa retoryka Putina zaraz po wyjeździe Xi z Moskwy, jest grą narzuconą przez Xi. Grą mającą postawić kropkę nad ‘i’ ‘kimizacji’ Putina a co za tym idzie północno-koreizacji Moskowii(?) Czy był to psychotyczny epizod po otrzymaniu jarłyku na kniaziowanie w Moskwie po 2024 od następcy Kubilaja.
Kniaziowie moskiewscy dostawali jarłyki bezpośrednio z głębi Azji albo przez pośrednika (Złotą Ordę).
Później realia się zmieniły. Zmieniły się role.
Moskwa nigdy nie sięgnęła takiej potęgi by dawać jarłyk władcy Pekinu ale potęgi tej było dość, by pierwszemu z dynastii Kimów dał go Stalin jako imperator moskowicki bez pytania o zdanie Pekinu.
Ale to w Pekinie, dawno temu, zrosły się dwie najbardziej successful formuły azjatyckiego imperializmu [chińskiej dynastii Qin i mongolskiej Czyngis-chana/Kubilaja (jego wnuka)].
Moskowia, wybiwszy się ostatecznie z drugo/trzeciorzędnej wasalności azjatyckiego typu, porwała się na budowę trzeciego azjatyckiego modelu.
Ta teza wyda się zapewne dziką, bo przecież Piotr Pierwszy [pierwszy ‘prawdziwy imperator’] miał ‘ambicje europejskie’ itp. Ale najpowszechniejszy obraz imperium Romanowych wiąże się w przekonaniu, iż jego azjatyckości były TYLKO niedomaganiami europejskości. Niedomaganiami CHWILOWYMI.
Jakoś większości historyków, politologów, oraz opiniotwórców umknął ‘słoń w pokoju’. Słoń wyrażający się faktem, że gdy Moskowia przeszła z formuły otwarcie imperialnej na inne „nowocześniejsze”, to azjatyckość pokazała się bardziej dominującą.
Tak w ZR jak w RF.
Jeżeli coś co postrzegamy jako niedomaganie systemu staje się większe od tego, co postrzegamy jako jego ‘zdrową właściwość’ a system odnawia się w paradygmacie tegoż „niedomagania”, to trzeba wrócić do punktu wyjścia, czyli przyjętej optyki/metodologii obserwacji, analizy i interpretacji.
Jeśli w analizie imperium Romanowych przestawimy ostrość z europejskości na azjatyckość, to obraz stanie się bardziej spójny i logiczny.
Mam nadzieję, że po zakończeniu tej wojny powstanie dobry klimat na korektę optyki.
Pomijając dylemat, czy Piotr i jego następcy wierzyli, iż budują europejskie imperium, powrócę do kwestii jaka rozwiąże się niebawem bez względu na optykę historyków… do losu ‘trzeciego modelu azjatyckiego imperializmu’.
Jeżeli imperator Pu[tin] nie zasiądzie na pekińskim tronie jak Kubilai, to własnymi oczami zobaczysz upadek ‘trzeciego modelu azjatyckiego’. ‘Księstwo Moskiewskie’ może nawet utrzymać większość terytoriów RF-Moskowii i nadal pozostawać źródłem różnych zagrożeń ale jarłyk przywieziony Putinowi przez Xi nieodwołalnie otwiera ekspresowy proces likwidacyjny ‘trzeciego modelu’.
Czy Moskowia będzie używana jako ‘geopolityczna koza’ jak Pn. Korea, czy w innej roli(?) To pytanie pozostanie otwarte jeszcze przez jakiś czas.
………………………
Co po?
W powszechnym polu zainteresowania są teraz ofensywy.
Przyszłe i te się-wahające między istnieniem a potencjalnością zaistnienia(?)
Te z nich jakie dokonując przełamania, wychodzą w przestrzeń operacyjną, jaką następnie konsumują (co najmniej) proporcjonalnie do posiadanych sił i zasobów przekładając na inicjatywę strategiczną w wojnie.
A także te „ofensywy”, które nie spełniają składników definicji, w kosztowny sposób imitując przełamywanie i nie zdradzając nawet nadziei na wyjście w przestrzeń operacyjną, więc co tu gadać o następnych krokach.
W moim przekonaniu jest dziś ważniejszym, by stopniowo wyrobić sobie pewien obraz tego z czym będziemy graniczyć za rok, za trzy…
Jeżeli czas mi pozwoli, to w najbliższych miesiącach podzielę się z Tobą moimi obserwacjami z gatunku ‘Co po?’