– Byliśmy tu prawie natychmiast po wybuchu. Jechaliśmy w tę stronę, bo jakoś tak się złożyło, że dyżurny zasugerował postawić punkt kontrolny po drugiej stronie przejazdu kolejowego… Wiadomo, niedziela wieczorem ludzie wracają do Gorzowa z nad jezior, albo od rodziny ze wsi … Zwykle po kielichu i to nie jednym. Byliśmy wcześniej niż strażacy… ich zawiadomili kolejarze, z tego co wiem… Strażacy przyjechali wyjątkowo szybko jak na niedzielny wieczór ale i tak już było właściwie po pożarze, bo błyskawicznie wypaliło się wszystko co w pojeździe może się spalić… Dyżurny dał rozkaz żeby zamknąć drogę, czekać na ekipę dochodzeniową… Tam z kilometr stąd jest boczna droga wokół lasu idąca spowrotem do tej wsi za przejazdem. Tędy puściliśmy objazd. Do przybycia posiłków, kolega stał tam a ja po tamtej stronie przejazdu i zawracałem ludzi do wsi.
– Opiszcie co widzieliście na początku.
– Ogień był koszmarny…Widziałem już płonący samochód ale nie coś takiego… i to dwa naraz … Przez ten ogień nie od razu zorientowałem się, że furgonetka jest rosyjska dopiero kolega, przekierowując ludzi na objazd zobaczył dwie oderwane tablice koło siebie… To nie mogły być tablice od czego innego… Wiedzą panowie jak to u nas jest, gdyby nawet ktoś zgubił RFNowską tablicę, to najdalej po jednym dniu ktoś by ją znalazł i powiesił sobie na ścianie a tu mieliśmy RFNowską z rosyjską wojskową tablicą, jedna przy drugiej… Natychmiast dałem znać do dyżurnego, że furgonetka najprawdopodobniej należy do rosyjskiej… przepraszam, radzieckiej armii …Kazali mi czekać z dotykaniem czegokolwiek aż przyjedzie ВАИ[1] … Jak trzeba wezwać ВАИ, to kompletnie zmienia robotę.
Nasza ekipa dochodzeniowa przyjechała krótko przed Rosjanami… było już prawie zupełnie ciemno… Zrobili zdjęcia a resztę roboty zostawili na rano. Wykłócali się z Rosjanami o tablice i o pojazdy, i…. stanęło na tym, że podzielili zwłoki wg zasady auto wojskowe, to zwłoki ich, auto cywilne, to zwłoki nasze…
– Czy to znaczy, że zwłoki z mercedesa odwieziono do polskiej kostnicy?
– Tak, do Gorzowa… ale słyszałem, że jakaś chryja z tego wynikła… i chyba zabrali wszystkie cztery do Poznania… ale to wiem tylko z pogłosek…
– Dobra zostawmy pogłoski na boku. Co było później?
– Sprowadzono dwa traktory z PGR, by ściągnęły wraki na pobocze… ich kierowcy byli tak pijani, że w innych okolicznościach zabrałbym im prawo jazdy i kluczyki… ale nie było wyboru, bo droga musiał zostać otwarta, zanim ruszy transport towarowy na poniedziałek. Nas dyżurny odwołał a Rosjanie wystawili straże… To tyle.
– Wiecie pewnie sierżancie, jak wygląda angielski mini-Austin-Cooper mod.1964?
– Jasne
– I jesteście pewni, że pomiędzy tymi płonącymi nie było czegoś tak małego jak mini?
– W trakcie pożaru może i mógłbym to przeoczyć, gdyby np. był wbity pod furgonetkę ale po ugaszeniu taki błąd jest niemożliwy.
– A nie jest możliwe, że np. kierowca mini ratując się przed wpadnięciem w karambol wjechał do lasu i tam rozbił auto?… Czy auto uszkodzone w lesie przy drodze nie umknęłoby waszej uwadze w tym zamieszaniu?
– Nie mógłbym czegoś takiego przeoczyć… Gdy przyjechaliśmy było jeszcze jasno. Nie wchodziłem do lasu ale widzicie panowie, że nie ma tu gęstych zarośli, więc kształt samochodu nawet małego widziałbym i z 200tu-300tu metrów…
– Nawet gdyby był zielony?
– Nawet zielony… Mogę stwierdzić, że były tylko dwa wraki, chyba, że ktoś zdążyłby zamaskować mini…tylko jak i po co?
– A co moglibyście powiedzieć o ofiarach?
– W mercedesie, jak mówiłem, były cztery osoby… tego jestem absolutnie pewny… W furgonetce na pewno były dwie na przednich fotelach i chyba sześciu ludzi w tylnym przedziale ale co do ich liczby nie jestem pewien. W tylnej części UAZ ma ławki… musieli z nich pospadać przy uderzeniu… tak sądzę… była tam plątanina zwęglonych ciał. Gdy ich ładowali do rosyjskich sanitarek nie liczyłem ile ciał przenoszą… Rosjanie przysłali 8 sanitarek i już się ściemniało, a ja nie podchodziłem… nie patrzyłem im na ręce, bo byli drażliwi.
Rekonesans w lasach rozumu
Abel z Edwinem spędzili prawie pół godziny poszukując śladów mini-Austina albo choć jakichś zgrupowanych w jednym miejscu gałęzi jakie mogłyby pozostać po maskowaniu albo chociaż odcisków kół w miękkiej leśnej ściółce. Sprawdzali las po obu stronach drogi po północnej stronie przejazdu kolejowego. Po stronie południowej rekonesans, był szybki ponieważ zaczynały się tam pola. Stronę północną badali wnikliwie, lecz jedynym efektem tej pracy była pewność, że żaden samochód nie jeździł tamtędy inaczej niż po leśnych drogach i z pewnością, żaden nie stał tam zamaskowany. Stanęli przy skodzie oktawii Edwina rozglądając się po okolicy w milczeniu, które ostatecznie przerwał właściciel auta.
– Naprawdę nie chcesz bym podrzucił cię do Poznania?
– Nie. Muszę zabrać z Zielonej Góry Yaxę
– A co on sam nie trafi do Poznania? Jak go znam, to potrafiłby dojechać tam nawet czołgiem a wiesz przecież, że z czołgu gówno widać… OK, przepraszam za takie żarty w takim miejscu ale…
– Nie ma tu nic do przepraszania… Obaj musimy jakoś odreagować to co się stało… Nawet jeśli wciąż pozostaje opcja, że Safony nie było w tych autach, to łażenie wokół tego miejsca przygniata… To trzeba strząsnąć z siebie, by…
– Podrzucę cię do tej Zielonej Góry…
– Wsiadajmy i w drogę.
Edwin prowadził w ciężkim milczeniu przez jakieś 2 minuty a przed nimi było co najmniej 60 kolejnych, więc zainicjował dyskusję, głównie z intencją uwolnienia siebie i Abla z poczucia tragedii. Nie ważne jaka była jej prawdziwa struktura, to była tragedia, tak czy inaczej a jej poczucie w tamtym momencie było nawet gorsze. Nie był psychoterapeutą-amatorem. Uważał się za człowieka obdarzonego wieloma ‘intuicyjnymi talentami’, lecz nie był też zadufanym w sobie durniem. Świetnie wiedział, iż psychoterapia jest ostatnią rzeczą jaką mógłby się w życiu zajmować. Czuł za to świetnie zagadnienia taktyczne, operacyjne i strategiczne różnych aspektów życia, także tego kompletnie zwyczajnego i tak też zabrał się do tej tragedii:
– Doooobra, Abel… Dowiedzieliśmy się, że samochód Safony nie brał udziału w katastrofie a o udziale jej samej wiemy tylko z listy ofiar, którą widziałem Gdybym był postronnym obserwatorem i, gdybym nie wiedział, że lista ofiar ‘przyniósł dziad na patyku’ to zacząłbym w tym momencie podejrzewać, że po prostu uciekła ci żona a jej nazwisko wsadzono w sprawę tego wypadku, bo ktoś taki jak ja zaczął pytać w paru ministerstwach naraz przez wpływowe kontakty, wymieniając właśnie to nazwisko…
– Naprawdę mógłbyś tak pomyśleć?
– W opisanych powyżej okolicznościach, tak. Ale w naszej rzeczywistości, nie mógłbym … I nawet nie powiedziałbym czegoś takiego, gdyby nie kłopot z opisaniem tego w czym się znaleźliśmy oraz nienormalna obawa przed tym gdzie nas to może doprowadzić(?)… Czuję, że jedyne co mogę zrobić, to sprowokować ciebie do myślenia w innych ramach niż funkcjonuje mój umysł… To ty skończyłeś Szkołę Służby Zagranicznej i socjalizowałeś się z różnym tajniactwem po świecie…
–W sumie, już dwa dni temu doszliśmy do konkluzji, że tu wali tajniactwem ale podczas tego łażenia po lesie pomyślałem, że sprawy, w których chodzi o zwykłe zaściankowe krycie dupy, też często wyglądają jakby krył się za nimi jakiś misterny spisek nawet gdy mamy pewność, że żaden spisek nie mógł się zdarzyć w danym kontekście sytuacyjnym.
– A ze mną jest całkiem przeciwnie. Jestem jeszcze bardziej pewny, że ‘mój człowiek’ w prokuraturze wojskowej nie ściemniał na temat dziwnego pochodzenia listy i, że mieli zanim ja zapytałem o Safonę, czyli nikt jej nie wysmażył aby zarobić u mnie przysługę do zwrotu. A to są bardzo silne wskazówki. Zatem teorię, że kacapska armia przypadkiem narobiła syfu w którym zginął ważny Niemiec i Safo, możemy spokojnie spuścić w kiblu
– OK, ale ciągle nie wyklucza to przypadku/wypadku nawet jeśli Niemiec nie znalazł się w pobliżu przypadkiem a Safona jednak miała z nim cokolwiek wspólnego… chociaaaaż… Tylko, że w takim razie krasnoarmiejcy nie byli ‘zwykli’…
– Jasne, że nie byli ‘zwykli’ … Zostaje tylko pytanie, czy mieli cokolwiek wspólnego z sowieckim ministerstwem obrony…Przypomnij sobie co sam mówiłeś w Krakowie. Sam zestaw rosyjskich stopni wojskowych na liście już śmierdzi… sześciu sowieckich sierżantów w jednej furgonetce… przecież u nich trudniej spotkać sierżanta niż pułkownika… Zresztą jaki sierżant rosyjski jest tak tajny?…
– No chyba, że nałożyli na ich nazwiska tajemnicę tylko po to, by pokazać polskim towarzyszom, kto tu jest kolonialistą a kto kolonizowanym(?)…
– W takich sytuacjach nie używają klauzuli ściśle tajne, po prostu mówią ‘nie bo nie poskarżcie się do towarzysza Breżniewa’.
– Co zatem robi na tej liście Safona? Jej nazwisko na tej liście coś znaczy. Znaczy jako to czyim jest a nie jako jakieś tam damskie nazwisko.
Jakaś kobieta ginąca z ‘ważnym Niemcem’ w aucie ma w takiej sprawie sens jako jego kochanka a nie jako tłumaczka… Wystarczy zastanowić się nad kwestią dokąd jechali? … Do Zielonej Góry? Do granicy DDRu? … Przecież taki koleś z Zachodu nie bawi się w turystykę indywidualną na tych zadupiach a już w na pewno nie robi żadnych businessów na prowincji …
– Chyba, że pochodzi z tych rejonów … w końcu 25 lat temu była tu jeszcze Rzesza…
– Dobra, jego pochodzenie, to jest jakiś punkt do sprawdzenia ale nawet gdyby jechał na grób mamusi, to nikt nie pozwoliłby fiszy zza żelaznej kurtyny pokazywać się w takich miejscach bez wianuszka polskich centralnych notabli oraz szpicli… co najmniej szpicli. Nawet najdrobniejsza współpraca z zakładem na skraju Polski przechodzi przez łapki warszawskich notabli, więc automatycznie facet dostaje również obserwatora z SB. Przecież mamy gospodarkę scentralizowaną … i to i centralnie nadzorowaną pod każdym względem nawet tym mało-gospodarczym. To jest drugi punkt do sprawdzenia… Gdzie do cholery był jego SBek? Jakim cudem puścili niemieckiego VIPa na wycieczkę samopas, czyli dlaczego SBka nie było? Na wycieczki do starych heimatów Orbis wozi Niemców autobusami nie dlatego, że nie stać ich na podróż własnym samochodem. A jeśli SBka wcale nie przydzielono, to kto do cholery autoryzował obecność tego Niemca w PRLu? Wygląda jakby to załatwiano ponad głowami naszych notabli… Do tego obrazka, Safona pasowałaby tylko mając romans z tym Niemcem… tylko tajfun namiętności mógłby na chwilę wyrwać się z tych pętli… Ale nawet gdybyśmy obaj się co do niej mylili… nawet jeśli przez ponad 20 lat znaliśmy ‘inną Safonę’, nawet gdyby była agentką SB (co wykluczam, bo bym o tym wiedział już dawno temu), to pozostają twarde choć może pośrednie kwestie jak na przykład: Gdzie jest jej samochód i dlaczego nie istnieje on w tej fabrykowanej historyjce podsuwanej naszym oficjelom a przez nich nam? Masz rację, że co najmniej lista cywilnych ofiar była gotowa wcześniej. Nawet wcześniej niż zakładałeś, tyle że w scenariuszu wypadku nie było miniaka.
– Nasi oficjele o takie detale nie zapytają.
– Ale ty zapytasz… i ja zapytam tu i ówdzie… i to nie tylko w Polsce. A potem któryś ważny towarzysz stanie się niepotrzebnie nieufny oraz mało-usłużny w sprawie, w której autorzy tej intrygi, będą potrzebowali kooperatywnej postawy a może nawet swoistej empatii… ani ty ani ja nie jesteśmy anonimowi dla tajniactwa kacapskiego, niestety… Chociaż, w tej sprawie to paradoksalnie, raczej atut…
Kobieta w samochodzie ‘ważnego Niemca’ to oczywisty kompromat ‘romansowy’ Safona jako domniemana kochanka to idiotyczne wystawianie operacji na pewną porażkę. Nawet GRU by jej nie wybrało, o czekistach nawet nie wspomnę. To musiałaby być agentka, lub jeśli wypadek był zaplanowany, to byłaby kompletnie anonimowa baba bez powiązań, inaczej cudzołóżczy wątek będzie bezużyteczny w budowaniu kompromatu…
– Dlaczego w takim razie nie skreślono Safony, skoro nie wiedzą o jej samochodzie? Najwyraźniej jej nazwisko jednak komplikuje komuś sprawę, albo ktoś inny chce temu anonimowi przysporzyć komplikacji…
– To, że na przykład Łubianka z Arbatem/Chodynką robią sobie różne przykrości, gdy tylko mają ku temu okazję, nie jest żadną tajemnicą ale … ale tu wszystko jest jakby ze zbyt grubej rury… A z drugiej strony nie widać tu żadnych markerów ogólnych rywalizacji… Jakby przesłanie było ekstremalnie precyzyjnie adresowane do pojedynczego odbiorcy… do kogoś… może do wąskiej grupy… Kogoś robiącego coś skrajnie nietypowego i skrajnie tajnego …
– Na przykład prywatnie rozpętującego trzecią wojnę światową, albo coś równie nieakceptowalnego nawet dla większości kremlowskiego kierownictwa(?) – Edwin zilustrował głośne myślenie przyjaciela celowo przerysowanym przykładem. Abel nawet zbytnio nie zwrócił uwagi na to przerysowanie, gdyż taki jest po prostu styl Edwina. Lecz, czy na pewno było to tylko ‘przerysowanie(?) Chyba nie chciał wierzyć, że może to być po prostu prawdą, więc porzucił ten wątek i zamilkł na dłuższą chwilę. Rozłubirski czekał parę minut a nie doczekawszy się zaczął z innej strony.
– Zdradzę ci co na ten temat sądzi moje przeczucie….Czuję, że na tej liście przed utajnieniem też nie było rosyjskich nazwisk ani nawet stopni wojskowych, bez względu na to jak długa ona była. Stopnie dodano naprawdę po wypadku tylko po to by pokazać Polakom klauzulę najwyższej tajności… co oznacza ‘wara wam od tego’. Czy stopnie były prawdziwe, czy wzięte z sufitu, co za różnica, skoro i tak żaden polska służba ani oficer tego nie tknie po sygnale ‘wara’… Ale nazwiska Safony podobnie jak Niemca były na liście już od jakiegoś czasu i nie wzięto ich z sufitu. I czuję jeszcze, że ten co wymyślił podsunięcie naszym listy, raczej wiedział, czy szef zmarłych Rosjan siedzi na Łubiance, czy w kompleksie Chodynka.
– A, zróbmy krok wstecz… Dlaczego twoje przeczucie mówi, że tu się odbywa jakaś gra między czekistami a GRUsznikami?
– Ja tego nie powiedziałem…to ty wspomniałeś ich jako ograny przykład.
– No właśnie… Czy nie za bardzo ograny?
– Znasz cokolwiek dostatecznie ogranego, by Rosjanie przestali w to grać?
– Trudno by mi było przytoczyć jakiś przykład…
– No właśnie, więc prawidłowo rozwijasz kierunki, ku którym ciążą moje przeczucia… One tak po prostu mówią… Znasz mnie… Wiesz, że jak nie widzę konkretów, to moje przeczucia po prostu się nie budzą… Fakt, że nie składam ich w przekonywujące wywody logiczne … cóż, w wywodach się gubię a intuicja mnie raczej nie zawodzi…
– Tak… wiem… Racjonalny… naj-racjonalniejszy wywód, w tym wypadku, musiałby prowadzić do konkluzji, że to rosyjskie ministerstwo obrony kryje dupę, tylko po czym i kto im to naprawdę uprzykrza? To musi być u nich. Tylko, że linia frontu między Łubianką a Chodynką to wszystko i nic, to każdy i nikt… Tu musi być coś doraźnego i nie-standardowego… Żeby mieć choć najskromniejszy strzęp szansy na odnalezienie Safony, musielibyśmy znać odpowiedź: O co oni mogliby grać? To są drzwi.
– Jak zwykle… o wojnę i pokój… Czyżbyś Tołstoja nie czytał?…
Ale poważnie. Zacznijmy od czegoś prostego… Przyjmijmy, że stopnie przypadkiem są prawdziwe. Naturalnie zakładamy, że „sierżanci” siedzieli w furgonetce(?)
– A powinniśmy zakładać, że w mercedesie?
– A co powiedział milicjant?… cztery ciała w mercedesie… tymczasem na liście ofiar jest dwoje cywilów.. Safona i Niemiec…. Ktoś chce, byś myślał, że ci żona chciała uciec z Niemcem i… i co gorsza jest tak głupio bezczelny, iż uważa, że to będzie najbardziej prawdopodobne… Żona uciekająca z trzema facetami jednym samochodem… jasne… Oczywiście ten ktoś może nie mieć zielonego pojęcia, co się tu zdarzyło a jeszcze mniejsze o tym, co stało się z Safoną… Po prostu ‘cieć’ musi po kimś pozamiatać.
– W służbach ciecie są bardzo wysoko kwalifikowani, odwrotnie niż w innych branżach.
– Czyli jakiś czekista, albo inna bljadź, chce, by Safona była NIE-odnajdywalna… znaczy wie gdzie ona jest naprawdę… żywa lub martwa…
– Nie koniecznie wie… Jeżeli jego psim obowiązkiem jest wiedzieć a on zawiódł, to będzie się starał pogmatwać sprawę z 10 razy większą determinacją a może nawet finezją. Gdyby ten kto polskiej prokuraturze podsunął listę znał podstawowe odpowiedzi, to dałby całą gotową wersję wydarzeń, która „ma być udowodniona” przez Polaków zamiast bawić się w takie sztukowanie ścinków.
– Racja…
[1] Военная Автомобильная Инспекция. W pewnym uproszczeniu, policja drogowa armii sowieckiej.