Od kilku dni po Moskwie krążyły dziwaczne plotki. Dziwaczne nawet jak na Moskwę. Mieszkańcowi któregoś z krajów rozwiniętych, nawet świadomemu bredni teorii spiskowych żywych między częścią jego współobywateli, trudno jest wyobrazić sobie skalę ‘zabrednienia’ Moskwy. Jeszcze trudniej jest wyobrazić sobie witalność tych bredni w umysłach ludzi uchodzących za poważnych albo przynajmniej zajmujących w moskowickim społeczeństwie funkcje z natury wykluczające podatność na brednie teorii spiskowych i powstające w tej konwencji plotki. Intuicyjnie akceptowane standardy racjonalności Moskwian są tak ‘jebanute’ i od tak dawna, że bardzo trudno obudzić powszechne poczucie zatrwożenia czymś nowym… czymś co naprawdę, naprawdę powinno wzbudzać grozę.
Tym razem plotka trwożyła. Nie było to nic z gatunku kolejnej sekty voodoo zrzeszającej wysokich urzędników i osiągających nadnaturalne wpływy w świecie dzięki nekromanckim ofiarom. [Myślicie, że to wymyśliłem? Myślicie, że zmontowałem hiperbolizację w celach literackiego uzmysłowienia poziomu bredni, wielkiego ale mimo wszystko nie aż tak schizofrenicznego? Nie. To autentyczna próbka z tego czym żyje wyższa klasa średnia Moskwy] . Wieść operowała w domenie znacznie normalniejszej i może to właśnie czyniło ją tak zatrważającą pomimo braku jakichkolwiek potwierdzeń. Plotka wydawała się tym bardziej wiarygodna, że pochodziła z instytucji z jakiej nigdy nie wypływa praktycznie nic.
Z dwunastego departamentu ministerstwa obrony.
Pogłoska miała dziesiątki wersji o różnym poziomie fabularnym i objętości. Ale najważniejszy był niezmienny we wszystkich wersjach rdzeń. Rdzeniem plotki było to, że wszystkie głowice nuklearne zniknęły. Wszystkie taktyczne i strategiczne. Zniknęły również wszystkie chudo-biednie utrzymywane przy życiu rakiety międzykontynentalne. Niektóre wersje plotki, mówiły o zniknięciu wszystkiego co zdolne było przenosić jakikolwiek ładunek nuklearny. Do zniknięcia doszło już ponad miesiąc temu. Jak znam Moskwę plotki pojawiły się, gdy wszelkie organy dochodzeniowe jakie się za sprawę wzięły, kilkakrotnie odbiły się od tej samej ściany niewytłumaczalności wyższej i masywniejszej niż Czomolungma. Po tym jak użyły wszystkich standardowych i niestandardowych środków sprawdzenia, czy nie stoją za tym Amerykanie, Brytyjczycy albo nawet Chińczycy.
I gdy już od paru dni osobliwa racjonalność tej plotki trwożyła Moskwian, nadprzyrodzony młotek uderzył w gwóźdź moskiewskiej trwogi powszechnej.
Każde urządzenie zdolne do generowania jakichkolwiek dźwięków włączając kuchenki mikrofalowe, przemówiło.
O ósmej rano z każdego urządzenia zaczął płynąć komunikat wygłaszany przez mężczyznę mówiącego po rosyjsku z nieznacznym obcym akcentem.
+++
Boska maszyna
Za ścianami tego pomieszczenia nie rozciąga się żaden olimp ani ‘boża łączka’ gdzie pasą się leniwe bóstwa, ani nawet coś co akademickie podejście mogłoby zakwalifikować jako ‘poza-wszechświat’. Na ile miałem możliwość się zorientować, tak w tym pokoju jak za jego ścianami roztacza się jakiś wszechświat, w którym wszystko i wszyscy podlegają prawom jego fizyki. Fizyki jaka wygląda na identyczną z tą jakiej podlegamy i my. Nie mogę na razie stwierdzić, czy na pewno jest ona w stu procentach identyczna ale póki co nie mam też powodów, by sądzić inaczej. Wszechświat tym niemniej nie jest naszym wszechświatem. Choć jak spojrzeć na to bardziej filozoficznie, to można by powiedzieć, że nasz jest częścią tego tutejszego w podobnym stopniu w jakim zawartość akwarium jest elementem domu w jakim się znajduje. Być może analogia jest nawet bardziej dosłowna, niż powinna, ponieważ siedzę naprzeciw czegoś przypominającego akwarium o pojemności 10-15 tysięcy litrów. W akwarium widzę cały nasz wszechświat ale nie mam jak stwierdzić, czy on naprawdę się tam znajduje, czy to tylko wielowymiarowa mapa.
Aparatura w pomieszczeniu jest bardzo ‘user-friendly’. Bardziej niż bardzo. Dlatego pomimo braku zdolności z zakresu nauk ścisłych czy informatyki, potrafię już być ‘bogiem’. Bez obaw. Nie będę takim złośliwym zawistnym gnojem jak np. bóg bliskowschodnich monoteistów. Nawet jeśli pozostanę więźniem tego pokoju do śmierci.
Nie stworzyłem naszego wszechświata, ale jestem prawie pewien, że mogę stworzyć jeszcze jeden przy pomocy aparatury jakiej przypadkowo stałem się panem i więźniem.
Jeżeli ten infantylny idol bliskowschodnich (a później wszystkich pozostałych) monoteistów stworzył nasz wszechświat będąc kiedyś zamkniętym jak ja w tym pokoju i nawet jeśli próbował uprawiać ręczne sterowanie, to jego rozdział jest dawno zamknięty.
Nie dobrałem się jeszcze do archiwów maszynerii, więc nie wiem jeszcze kto i jak wykorzystywał ją w przeszłości. W kwestii archiwaliów, system operacyjny nie jest tak ‘user-friendly’ jak w pozostałych. Generalnie, w tym zakresie, sprawia wrażenie kogoś udającego durnia. Niemal na pewno, nie jestem pierwszym operatorem maszynerii ale mogę być pierwszym od czasów gdy twórcy maszynerii porzucili swój projekt. Piszę o nich w liczbie mnogiej ponieważ taka aparatura nie bywa dziełem jednej myślącej istoty, lecz wielopokoleniowej cywilizacji technicznej. Niezależnie od tego z jak genialnych jednostek składała się społeczność jaka autorów projektu wydała.
Dlatego mogę być pewien, że taki niezborny intelektualnie osobnik jak idol monoteistów, nie stworzył wszechświata samodzielnie, nawet przy użyciu tej maszyny. I jestem więcej niż pewien, iż tej maszynerii nie zbudował.
A gdybym jednak mylił się okrutnie w obu powyższych, to nie mylę się bez wątpienia w jednym. Tę maszynę zbudowano oraz działa ona w podporządkowaniu prawom fizyki wszechświata w którym się znajduje.
Chwilowo wraz ze mną.
‘Zgerczczenie’ monoteizmu doprowadziło do sukcesu ‘najnowocześniejszego z monoteizmów’ czyli chrześcijaństwa. Ale ten ‘grecki dopalacz’ ma szereg ukrytych kosztów, jakie są niczym bomby zegarowe ukryte w nośnych elementach struktury.
Jedną z nich można otrzepać z klerykalnego bełkotu i wyrazić następująco ― Jeśli twierdzisz, że jesteś bogiem bo stworzyłeś coś z niczego, to pokaż mi tamto ‘nic’.
Jeżeli tamto ‘nic’ rządzi się fizyką analogiczną z ‘dziełem’ to nic nie stworzyłeś lecz wyprodukowałeś.
Jeżeli rzekome ‘stworzenie’ miało miejsce w jakimkolwiek istniejącym środowisku fizycznym, to nie było ‘stworzeniem’, lecz wyprodukowaniem.
A jeśli w dodatku sam podlegasz prawom fizycznym środowiska w jakim rzekomo ‘stwarzałeś’, to nawet bogiem nie jesteś.
Albo w skrócie ― Chcesz być bogiem, to stwórz w ‘bezfizyczniu’ fizykę a w niej wszechświat dla zaludnienia go wyznawcami. To będzie uczciwy układ, nawet jeśli guzik im później pomożesz w borykaniu się z twoimi fuszerami. ―
Ja nie jestem bogiem. Nie zamierzam nim być. Ale mogę uczynić świat lepszym przy pomocy tej maszynerii. Mogę zacząć od końca ponieważ ta maszyneria daje wprost oszołamiające możliwości ‘ingerowania w detal’. Te możliwości każą mi zakładać, iż albo nikt przede mną nie użył ich w stosunku do mieszkańców Ziemi albo używał ich upośledzony pawian.
+++
Po przesunięciu do kosza całego moskowickiego potencjału nuklearnego oraz kilku ich ‘assetów’ zagranicznych zaprezentowałem, jak powinien się zachowywać bóg Abrahama i Mojżesza, gdyby był ‘bogiem dobrym i sprawiedliwym’. Poinformowałem Moskwian, żeby trzymali się z dala od Kremla ponieważ spłonie w ciągu 48godzin. W tym samym komunikacie ostrzegłem ich, że w ciągu następnych 72 godzin pożar będzie rozprzestrzeniał się na pozostałe dzielnice oraz resztę zespołu miejskiego. W promieniu około stu kilometrów od Kremla zakres urbanizacji osiągnie poziom z początków 10go w. n.e., żeby sobie wszyscy uzmysłowili o jakiej „tysiącletniej historii Rosji” mówi moskowicka propaganda.
Boski pokój
Mogę rządzić rzeczywistością na Ziemi lepiej niż jakikolwiek z bogów do których ludzie się modlą.
W odróżnieniu od komiksowych bohaterów nie będę się wykręcał, że z czymś nie zdążyłem nie mogąc być w dwóch miejscach w tym samym momencie. Efektory maszynerii poruszają się w czasie tak jak w pozostałych wymiarach, w dowolnym kierunku. Jedyną rzeczą jaka powstrzymuje mnie jeszcze przed poprawieniem tego zapomnianego, nieudanego eksperymentu, to potencjalna możliwość wystąpienia skutków ubocznych.
Teraz studiuję symulacje oferowane przez maszynerię. Nie tyle by wybrać najlepszą z opcji… Przecież moja decyzja na temat struktury jakiej i tak nie mam szans ogarnąć będzie zawsze ułomna (w najlepszym razie). Studiuję je by dać szansę tutejszemu odpowiednikowi AI na studiowanie mnie.
Za jakiś czas podejmiemy wszystkie decyzje wspólnie.
Nie tyle ja-realny wspólnie z tą ‘AI’ co raczej ona z ‘uboskowionym modelem’ mnie jaki wypracuje w procesie naszego obcowania. Ale oczywiście zawsze mogę się wtrącić, nawet niezbyt mądrze.
Nie rzucamy się od razu na poprawianie całej wadliwości eksperymentu. Zaczniemy od pewnego wycinka z którym wiążę wielkie nadzieje.
Chodzi o zdematerializowanie wszystkich wpływowych kutasów planety Ziemia wraz z ich etatowymi i pośrednimi… facilitors… jak ich nazwać jednym słowem po polsku(?)…’ułatwiaczami(?). Może trzeba będzie zdematerializować także część wyznawców. Dla przysłowiowego postronnego obserwatora musi wyglądać to ‘nazistowskawo’. W jakimś (być może nawet wielkim) stopniu tak właśnie jest. Bycie ‘bogiem’, choćby tylko, bogiem funkcjonalnym, jest z natury faszystowskie, albo jeszcze czymś gorszym.
Tylko absolut buddyzmu, umysłami swych twórców, starał się wymknąć z faszystowskich archetypów.
Wielki-ostateczny, wielki-się-niewtrącający, wielki-nieobecny.
Tylko, że już praktyka kultu cofała i cofa go w faszystowską koleinę. A to zamyka pętlę. Zamykają ją ludzie pchający ideę w wtórnie w faszystowską koleinę.
Dla wpływowych gnojów idea nie gra roli innej niż sztandar, pod którym gromadzi się tłum jaki gnój może wykorzystać.
Dobry ‘bóg’ dysponujący ‘boskim aparatem’ jest jedyną instancją zdolną uwolnić ludzkość od gnojów.
Taki nazistowskawy zabieg uratowałby ludzkość np. od nazizmu.
O, boski paradoksie!
A ponieważ żaden ‘dobry bóg’ nigdy tego nie uczynił, to najlepszy dowód na to, iż żaden z nich nie istnieje i nie istniał.
Teraz jeden przeciętny człowiek ma szansę to naprawić, dzięki fantastycznemu zbiegowi okoliczności. I to się może udać dzięki fantastycznej maszynerii, zbudowanej przez fantastyczne, nieobecne i bezimienne istoty.
Ale warunkiem powodzenia tej operacji jest bezimienność tego kto jej dokona. Zatarcie śladów jego dzieła. Niezostawianie sobie przestrzeni na choćby jedno małe podziękowanie. Tylko absolutna de-personalizacja wykonawcy, tak by nie dało się mu przypisać działań nadprzyrodzonych, lub choćby bohaterskich.
Zobaczymy jak to wyjdzie.
+++
Póki co płonie Kreml po upadku nań strategicznego bombowca Tu95.
Dziwny ogień. Nie daje się go ugasić.
Jutro przekroczy mury zbudowane przez Solariego, architekta Sforzów i stopniowo wypali każdy ślad urbanizacji w promieniu stu kilometrów.