Ofensywy

{tekst przeznaczony dla osób pragnących wyostrzyć sobie percepcję wydarzeń a nie dla pasjonatów tematu lub profesjonalistów}

Ukraińska ofensywa jaka miała być wiosenną, pojawiła się latem i nie osiągnęła swego najważniejszego celu do zimy.

W tym samym czasie Moskowia zorganizowała kilka ‘akcji zaczepnych’ określanych mianem ofensyw.

O co właściwie tu chodzi?

Zacznijmy od funkcjonalnej zawartości samego pojęcia ofensywy.

Intuicyjnie każdy jest w stanie odpowiedzieć, że jest to akcja militarna skierowana na osiągnięcie określonych celów terytorialnych.

Nie jest to odpowiedź błędna, ale niepełna i nieuwzględniająca pewnej ‘przyrodzonej hybrydowości’ takich akcji.

 Generalnie prowadzenie wojny polega na postawieniu przeciwnika w sytuacji jaka skłoni go do uznania się za pokonanego.

Osiągniecie tego celu nie jest zwykle możliwe bez przeprowadzenia jakiejś ofensywy, co najmniej w skali operacyjnej lub strategicznej choć w nieco niższej (operacyjno-taktycznej) też pewne możliwości istnieją.

Jak się domyślacie, istnieją generalnie trzy skale działań (w rosnącej kolejności):

Taktyczna, operacyjna i strategiczna.

Skale pośrednie określa nie zawsze konsekwentnie w różnych końcach świata.

W systemie do jakiego ja przywykłem określenie np. skala operacyjno-taktyczna

oznacza poziom operacyjny-minus, czyli w jakimś stopniu zredukowany lub limitowany. Ten przykładowy poziom jest raczej wyjątkowy w ofensywach, zdarza się tylko w złożonych sytuacjach politycznych i bywa częścią pułapki [np. ograniczone wtargnięcie na obszar przeciwnika wzbudza pewien zakładany tryb reaktywny jaki jest następnie używany politycznie lub militarnie. Świerzym przykładem jest ostatnia napaść Hamasu na Izrael. Wcześniej takie akcje zdarzały się w Ameryce Pd. lub Afryce].

+++

Ukraińska ofensywa na południowym (tawryjskim) froncie zaczęła się jako działania na poziomie operacyjnym z oczekiwaną opcją operacyjno-strategiczną, następnie efektywnie zredukowała się do poziomu operacyjno-taktycznego i dalej, do taktyczno-operacyjnego, czyli skoordynowanych taktycznych działań zaczepnych z jakimś horyzontem na ambitniejszą akcję.

Czy to oznacza, że poniosła klęskę?

Tu trzeba przywołać ten enigmatyczny komponent o jakim  wspomniałem na początku, ‘przyrodzona hybrydowość’ pojęcia ‘ofensywa’ i zestawić go z generalnym paradygmatem prowadzenia wojny [polega na postawieniu przeciwnika w sytuacji jaka skłoni go do uznania się za pokonanego].

Ofensywa potrzebuje progresu w ‘przestrzeni geograficznej’, by móc nosić tę nazwę. Z drugiej strony, cóż lepiej skłoni przeciwnika ‘do uznania się za pokonanego’ niż pozbawienie go znaczącej liczby żołnierzy/sprzętu w chwili, gdy ma on ograniczone możliwości uzupełnień.

Od dawna znana jest metoda polegająca na wykonaniu ograniczonej akcji zaczepnej, by przeciwnik reagując posłał swoje rezerwy w określone miejsce. Miejsce tak wybrane, by istniało duże prawdopodobieństwo zniszczenia tam znacznej części przybywających posiłków.

Jeżeli przeciwnik reaguje politycznie zamiast militarnie, to dostarcza swe rezerwy w ten sam rejon frontu wielokrotnie a w takiej sytuacji posuwanie się naprzód schodzi na drugi/trzeci plan ponieważ ‘destrukcja perspektyw’ przeciwnika zachodzi bez zastosowania operacyjnego manewru [To właśnie odbywa się między Nowoprokopiwką a Werbowe].

 Tym niemniej, nawet jeśli tymczasowo, tak wyjątkowa postać ofensywy mieści się w konwencji, to tylko pod warunkiem, iż atakujący zachowuje zdolność przekształcenia jej ‘zwykłą’ ofensywę tzn. taką w jakiej ‘składnik geograficzny’ odgrywa jedną z ról pierwszoplanowych.

 Ofensywa musi być skierowana na otwarcie wyjścia w przestrzeń operacyjną.

 Jeśli jej plan takiej opcji nie uwzględnia albo traktuje ten imperatyw w sposób nieodpowiedzialny, to nie ma żadnej ofensywy. Kończy się to w najlepszym razie taktycznym działaniem zaczepnym a w najgorszym bezsensownym samookaleczeniem [Bardziej niż rażącym przykładem tego ostatniego było zdobywanie Bachmutu przez Moskowitów].

Oczywiście à la guerre comme à la guerre, zdarza się, iż wyjście na jakąś przestrzeń operacyjną nie otwiera perspektyw strategicznych lub chociaż operacyjno-strategicznych a wtedy nawet udana ofensywa ‘idzie w gwizdek’, zwykle wielkim kosztem [Doskonałym przykładem jest ofensywa Brusiłowa w 1916 roku. Pomimo ogromnego przełamania frontu i zadania poważnych strat armiom Prus oraz Austro-Węgier, ofensywa nie zdołała uzyskać przełomu jaki zachwiałby strategicznym położeniem przeciwników na froncie. Jednocześnie tracąc około miliona żołnierzy i nieprzebrane zasoby, armia moskowicka utraciła całkowicie zdolność ofensywną do końca swego udziału w Pierwszej Wojnie Światowej].

Nazywanie ofensywami tego co nimi nie jest, nie pozostaje wyłączną przypadłością moskowickich propagandzistów albo pożytecznych idiotów.

 „Wtaraja armia mira” za którą stało materialne, niematerialne i mityczne dziedzictwo armii czerwonej oraz setki miliardów petrodolarów, funkcjonalnie stoi w obronie od momentu, błędnie wykorzystanego przełamania pod Papasną na początku tzw. ofensywy donbaskiej (ponad rok temu). Jest to tym dziwniejsze, że bardzo perspektywne (z bandyckiego punktu widzenia) rozwiązanie było w zasięgu ręki [Rzecz o deklarowanym werbalnie z Kremla i potwierdzonym kierunkami natarć odcięciu Ługańszczyzny oraz Doniecczyzny w ich granicach przed 2014. Trzeba przyznać, że gdyby im się to udało, to mogliby dobrze sprzedać swoją (rozcieńczającą determinację) narrację na rynku międzynarodowym i zacząć przygotowania do późniejszej ‘rozprawy z Ukrainą’].

Przeciętny konsument newsów już ledwie pamięta moskowicką niby-ofensywę pod Wuglodarem. Tamta akcja miała pewien sens dla wypracowania pozycji wyjściowych do opanowania obu wspomnianych obłasti. Rejon tych działań nie był najwłaściwiej wybrany ale może coś by im z tego wyszło, gdyby nie neurotyczna obsesja na zdobywaniu Bachmutu w tym samym czasie.

Mniej odległe w czasie akcje ofensywne obwołane ‘egzystencjalnie groźną dla Ukrainy ofensywą‘ zakończyły się całkiem niedawno wydłuż rzeki Oskoł.

Pas Ługańszczyny „utracony” w wyniku ukraińskiej ofensywy jesienią 2022, Moskowici usiłowali „odzyskać” nacierając frontalnie stutysięcznym ugrupowaniem wyposażonym w tysiące wozów bojowych.

Część biegu rzeki Oskoł jest na terenie Moskowii (na północ od granic Ukrainy), zatem forsowanie jej na własnym terytorium byłoby zadaniem jak na ćwiczeniach. Podobnie łatwym byłoby zapewnienie logistyki ugrupowaniu jakie hipotetycznie uchwytywałoby granicę Ługańszczyny wydłuż zachodniego brzegu rzeki Oskoł.

Takiego rozwiązania operacyjnego Moskowici nie odważyli się zastosować. W zamian wypalili tysiące żołnierzy, miliony sztuk amunicji i setki sztuk sprzętu pchając się bezmyślnie od wschodu. W szczytowym punkcie tej niby-ofensywy jej osiągnięciem było ze dwadzieścia kilometrów kwadratowych, jakie następnie utracili. Ale ta niby-ofensywa zamarła tylko dlatego, że rozpoczęła się kolejna.

Przez ostatnie tygodnie Moskowici pobijają rekordy strat usiłując okrążyć Awdiejewkę. Hipotetyczne zdobycie tego miasta i jego rejonu dawałoby większą perspektywę operacyjną niż przykładowy Bachmut ale tylko dlatego, że Bachmut nie dawał absolutnie żadnej.

To się kupy nie trzyma.

Nie trzyma się, nawet w świetle anty-logiki prezentowanej od 24 lutego 2022.

Czy w przytoczonych przykładach chodzi o procedowanie dla wytwarzania raportów miłych uchu ‘wuca’ Putina(?), czy o ‘granie na rozbicie banku’?

Jest bardzo prawdopodobne, że kremliści wciąż wierzą w ‘rozbicie banku’, wytworzenie sytuacji w jakiej Ukraina będzie zmuszona zgodzić się na zawieszenie broni/negocjacje [np. jeśliby okrążono Awdiejewkę razem z jej garnizonem]. A taka zgoda będzie ‘daniem palca’ jakie skończy się nie tylko utratą całej ręki, lecz czymś znacznie poważniejszym (nie będę tego opisywał do końca wojny).

Możliwe to, czy nie, najwyraźniej Kreml w to wierzy.

I tu wracamy do przytoczonego na wstępie paradygmatu prowadzenia wojny:

‘Idzie o postawienie przeciwnika w sytuacji jaka skłoni go do uznania się za pokonanego’.

Kremliści wierzą, że istnieje ‘cwany chwyt’ jaki da im +/- zwycięstwo. To jest głównym powodem dla którego ciągną tę wojnę i trzymają Wowkę głupiego na tronie. Niestety, najważniejsi sojusznicy Ukrainy robią więcej niż konieczne, by ich w tym przekonaniu utrzymać [Rozumiem prawdopodobnie dlaczego, choć uważam, iż błądzą na koszt Ukraińców a jeśli ‘coś się omsknie’, to nie tylko].

Cóż, nic na to nie można poradzić…

Kremliści będą wierzyć a w międzyczasie Ukraińcy zbudują przyczółek dla nowej ofensywy nad Dnieprem.

Nie znoszę zimy ale mam nadzieję, że ta będzie mroźna.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *