Muzyka łagodzi obyczaje

Zamieszki w teatrach operowych nie skończyły się w XIX wieku. Kolejne stulecie to czas pojawiania się w muzyce nowych prądów, które bardzo często wywoływały rozmaite kontrowersje.

Z gwałtownymi protestami słuchaczy spotkał się prekursor muzyki dodekafonicznej, Arnold Schönberg. Wprowadził on nową, dwunastostopniową skalę, w której każdy dźwięk miał być jednakowo uprawniony (w systemie dur-moll pewne dźwięki są uprzywilejowane, np. tonika – pierwszy stopień danej gamy). Żaden z tych dwunastu dźwięków nie powinien też się powtórzyć, dopóki nie zostaną użyte wszystkie inne dźwięki skali. Tak nowatorskie podejście nie podobało się konserwatywnej, wiedeńskiej publiczności.

Na koncercie w sali Musikverein w Wiedniu (znanej nam z Koncertów Noworocznych) w marcu 1913 Schönberg miał dyrygować własną Symfonią Kameralną oraz utworami swoich uczniów, Albana Berga (Pieśni Altenberga) i Antona Weberna (Sześć utworów na orkiestrę), a także Trenami dziecięcymi (Kindertotenlieder) Mahlera. Tych ostatnich nie udało się w ogóle wykonać, ponieważ podczas pieśni Berga rozległy się okrzyki, że kompozytora należy umieścić w szpitalu psychiatrycznym, skoro autor słów, poeta Altenberg, już tam jest. Dla wiedeńczyków dzieła Schönberga i jemu podobnych były raczej objawem nerwicy i emocjonalnej patologii niż faktyczną muzyką. 

W trakcie protestów i szamotaniny organizator koncertu, Erhard Buschbeck, uderzył pięścią jednego z przeciwników. Podczas procesu sądowego, który mu za to wytoczono, odgłos tego uderzenia został nazwany przez świadka wydarzenia, konserwatywnego autora operetek, Oscara Strausa, „najbardziej harmonijnym dźwiękiem wieczoru”.

Ledwo miesiąc później w Paryżu premiera Święta wiosny Strawińskiego, w wykonaniu zespołu impresaria Sergiusza Diagilewa Ballets Russes (Balety rosyjskie), dosłownie wywołała zamieszki. Publiczność niepokoiły nie tylko dysonanse partytury i dudnienie bębnów, ale także choreografia baletu, stworzona przez Wacława Niżyńskiego. Na widowni wybuchly kłótnie zwolenników i przeciwników baletu, które prędko przerodziły się w bójki. Podczas antraktu do teatru weszła policja, aby uciszyć wściekły tłum. Jednak gdy rozpoczęła się druga połowa przedstawienia, policjanci nie byli w stanie utrzymać publiczności pod kontrolą i znów doszło do zamieszek. 

Dyrygent Pierre Monteux wspominał później, że oponenci tłukli się laseczkami, a jednym ze sposobów walki było naciąganie przeciwnikowi cylindra na oczy i uszy – ze szkodą dla nakrycia głowy i honoru poszkodowanego. Sam kompozytor uciekł z teatru, mówiąc, że muzyki i tak nie słychać.

W 1917, również w Paryżu, kontrowersje wzbudził balet Parade, owoc współpracy kompozytora Erika Satie i dramaturga Jeana Cocteau oraz Pabla Picassa (kostiumy i dekoracje). Był to tzw. succès de scandale, który przy okazji zainspirował pierwsze użycie w druku określenia „surrealizm” – w opisie premiery, pióra poety Guillaume’a Apollinaire’a. 

Dzieło zgorszyło paryską publiczność rażącym lekceważeniem reguł kultury wysokiej, a zwłaszcza konwencji baletu i muzyki baletowej. Partytura Satie zawiera partie na rożek mgłowy, maszynę do pisania i butelki z mlekiem, co uznano za przejaw złego smaku. Tekturowe kostiumy Picassa nie dawały tancerzom możliwości swobodnego poruszania się, a nie tego się spodziewano po balecie. 

Na premierze w teatrze Châtelet widzowie gwizdali, syczeli, rzucali pomarańczami… Próbował ich wówczas przekrzyczeć amerykański poeta, e.e. cummings, który również był na widowni. W pewnym momencie ktoś nawet spoliczkował kompozytora. 

Po tym wieczorze Satie wysłał do recenzenta, krytykującego jego dzieło, serię pocztówek, gdzie nazwał go „dupkiem, który się nie zna na muzyce”. Krytyk pozwał go do sądu za zniesławienie i kompozytor trafił na tydzień do więzienia.

Brytyjskie protesty mogą wydawać się mniej dramatyczne, ale kiedy w 1969 na koncercie promenadowym (tzw. Proms to doroczna seria koncertów muzyki poważnej, organizowana w Londynie od 1895) Peter Maxwell Davies dyrygował premierą swojego utworu wokalno-instrumentalnego Worldes Blis w Royal Albert Hall, publiczność zareagowała bardzo nieprzychylnie. Słuchacze wychodzili z sali, głośno narzekając na ambitne, współczesne dzieło, gdyż spodziewali się muzyki lekkiej, łatwej i przyjemnej, a przede wszystkim znajomych, ulubionych utworów, zawsze wykonywanych na koncertach tego cyklu. Dziennikarz Timesa udzielił im surowej nagany, pisząc, że są ludźmi, którzy „pokazali, że mają zamknięte uszy”. Dzisiaj docenia się liryczny charakter i epicki rozmach tej kompozycji Daviesa, a on sam otrzymał tytuł szlachecki za swoje osiągnięcia artystyczne. 

W nowojorskiej sali koncertowej Carnegie Hall też zdarzały się zamieszki. W 1973 roku na koncercie Bostońskiej Orkiestry Symfonicznej oprócz standardowych dzieł Mozarta i Liszta wykonano również Four Organs amerykańskiego kompozytora, Steve’a Reicha, twórcy minimalizmu w muzyce. Jest to utwór na czworo organów elektronicznych i marakasy. Jego nowatorski charakter sprowokował okrzyki niektórych widzów. Pewna starsza kobieta wyszła na przód sali, zdjęła but i tłukła nim o krawędź sceny, wołając: „Przestańcie wreszcie! Przestańcie”. 

Rzeczywiście, przez ponad 15 minut powtarza się w tej kompozycji prawie identyczny motyw organowy na tle jednostajnego rytmu marakasów. Na YT ktoś stwierdził w komentarzu, że perkusista musiał potem cierpieć z powodu cieśni nadgarstka…

„Publiczność podjęła co najmniej trzy poważne próby zatrzymania utworu” – wspominał w wywiadzie z lat 80. dyrygent Michael Tilson Thomas. „Słuchacze narobili tyle hałasu, że musiałem wykrzykiwać polecenia do muzyków”. 

Niepokoje w teatrze rodziły się nie tylko ze względów artystycznych i odmiennych upodobań. Ważną rolę potrafiły odgrywać motywy polityczne.

Premiera dzieła Kurta Weilla i Bertolta Brechta Rozkwit i upadek miasta Mahagonny odbyła się w Lipsku w 1930. Opera w satyrycznym świetle ukazywała Berlin – zdeprawowany, skorumpowany i wstrząsany politycznymi niepokojami. Co ciekawe, niektórzy widzieli w tytułowym, fikcyjnym mieście obraz Ameryki.

Jako że ta pierwsza interpretacja jednak przeważała, a na dodatek autorzy byli kojarzeni z komunistycznymi poglądami, na widowni pojawily się zorganizowane bojówki nazistowskie. Demonstrowały one najpierw przed teatrem w przedpremierowe popołudnie, a potem wywołały jeszcze większe zamieszanie. Przed końcem przedstawienia rozruchy rozszerzyły się nawet na scenę. 

Inscenizację prędko zdjęto z afisza. Odwołano też część planowanych przedstawień w innych miastach, a tam, gdzie jednak do nich doszło, towarzyszyły im okrzyki, gwizdy i ostra polemika prasowa.

W kwietniu 1961 w weneckim teatrze La Fenice odbyła się premiera opery Intolleranza 1960 Luigiego Nona (włoskiego kompozytora, prywatnie zięcia Schönberga). Dzieło to jest wyrazem protestu i współczucia dla uciskanych narodów. Jednak przedstawienie – z udziałem Orkiestry Symfonicznej BBC – zostało zakłócone przez włoską prawicę, która stanęła po stronie oprawców, wykrzykując: „Viva la polizia” podczas sceny tortur. Muzyka Nona została następnie potępiona przez neofaszystów w całym kraju. 

Intolleranza została przynajmniej wystawiona, ale czasem nie udawało się wykonać utworu. W grudniu 1968, w Hamburgu Hans Werner Henze przygotowywał się do premiery swojego oratorium Tratwa Meduzy, opartego na historii francuskiej fregaty, która zatonęła u wybrzeży Afryki Zachodniej w 1816 roku. Załoga opuściła statek, zostawiając 150 pasażerów własnemu losowi. Po dwóch tygodniach udało się odnaleźć rozbitków, ale przy życiu pozostało ich tylko piętnastu. 

Zgodnie z lewicowymi sympatiami kompozytora – utwór został stworzony jako requiem dla Che Guevary – studenci, przybyli na koncert, zawiesili podobiznę Che na podium dyrygenta oraz wywiesili czerwoną flagę. Anarchiści z kolei wywiesili czarną flagę. 

Gdy Henze i jego soliści byli już na scenie, sprowadzono policję, aby usunęła studentów z widowni. Kompozytor stwierdził, że policja uniemożliwia odegranie koncertu. Zamiast tego zaczął dyrygować publicznością, skandującą okrzyk: „Ho, Ho, Ho Chi Minh!” (chodziło o komunistycznego polityka, w tym czasie prezydenta Wietnamu Północnego). Potem ostentacyjnie zszedł ze sceny.

Rozruchy na tle politycznym towarzyszą muzyce klasycznej także w XXI wieku. Na przykład Metropolitan Opera stała się sceną protestów w październiku 2014, kiedy przed teatrem pikietowano spektakle Śmierci Klinghoffera Johna Adamsa. Pierwsza pełna inscenizacja tego kontrowersyjnego dzieła w Nowym Jorku spotkała się z okrzykami i gwizdami. 

Opera łączy wysiedlenie Palestyńczyków przez Izrael w 1948 roku z porwaniem przez palestyńskich terrorystów liniowca Achille Lauro w 1985, podczas którego zamordowano Amerykanina żydowskiego pochodzenia, Leona Klinghoffera. Przeciwnicy Śmierci Klinghoffera uważają, że porównanie utworzenia państwa Izrael do zamachu terrorystycznego czyni ją antysemicką.

Premiera była wielokrotnie zakłócana. Okrzyki: „Wstydź się!” powitały dyrygenta Davida Robertsona. Pod koniec sceny porwania widzowie wielokrotnie krzyczeli: „Morderstwo Klinghoffera nigdy nie zostanie wybaczone”.

Przed teatrem protestujący wymachiwali transparentami z rozmaitymi hasłami, na przykład: „Tenorzy i terroryści nie zadają się ze sobą”. Po drugiej stronie ulicy zebrało się około stu demonstrantów na wózkach, by uczcić Klinghoffera, który sam był osobą z niepełnosprawnością. Protestujący mieli na szyjach tabliczki z napisem: „Jestem Leon Klinghoffer”. 

„Plotki i nieścisłości dotyczące opery i jej prezentacji w Met są częścią kampanii na rzecz jej uciszenia” – stwierdziła Metropolitan Opera w oficjalnym oświadczeniu. „Opera o Klinghofferze nie jest ani antysemicka, ani nie gloryfikuje terroryzmu. Met nie ugnie się pod presją.”

Jednak na skutek protestów dzieło Adamsa nie było transmitowane w kinach na całym świecie, jak to zazwyczaj dzieje się z nowymi inscenizacjami w Met.

Czasem zamieszki teatralne miały podłoże obyczajowe. W XIX wieku był zwyczaj umieszczania w drugim akcie opery baletu, który często nie miał związku z fabułą dzieła, a był tylko pretekstem do wprowadzenia na scenę atrakcyjnych tancerek i tancerzy. W 1861 Ryszard Wagner zerwał z tą tradycją, i umieścił balet w pierwszym akcie Tannhäusera, a nie w drugim. Na paryskiej premierze urażeni poczuli się widzowie, którzy zjawili się w teatrze tylko po to, by zobaczyć występy swoich ulubionych baletnic, a okazało się, że przyszli za późno. W odwecie, na kolejnych przedstawieniach zorganizowali protest, w którym okrzykom towarzyszyło głośne miauczenie i hałaśliwe gwizdy (dla osiągnięcia tego ostatniego efektu rozdano protestującym srebrne, grawerowane gwizdki…).

Skandalem z pogranicza muzyki i moralności okazała się opera Salome Ryszarda Straussa (1905). Najbardziej kontrowersyjna opera epoki jest oparta na wątku biblijnym i sztuce Oscara Wilde’a pod tym samym tytułem. Za wyuzdany uznano „taniec siedmiu zasłon”, w czasie którego śpiewaczka (a najczęściej jednak dublująca ją tancerka) zrzuca kolejne warstwy odzienia. Kontrowersyjna okazała się również scena, w której Salome pieści i tuli odciętą głowę Jana Chrzciciela, a potem namiętnie całuje jego martwe usta. Za mrożącą krew w żyłach uznano też nietypową chromatykę (obniżanie lub podwyższanie o pół tonu dźwięków danej skali), jaka występuje w dramatycznych scenach tego dzieła. 

W efekcie opera została zdjęta z afisza Metropolitan w 1907 już po jednym spektaklu i nie wystawiano jej tam aż do 1934. Brytyjski kompozytor, Edward Elgar, który był w Nowym Jorku podczas tej afery, odmówił wsparcia protestującym, mówiąc, że Strauss jest „największym geniuszem tych czasów”.

W poprzednich artykułach opisywałam wpływ dzieł teatralnych na wydarzenia historyczne. Na koniec jeszcze jeden tego przykład…

Rzadko dziś wystawiana opera Niema z Portici Daniela Aubera (paryska premiera 1828) była dla Ryszarda Wagnera „oczywistym prekursorem rewolucji lipcowej” 1830 we Francji. Jak już wcześniej wspominałam, wielu przypisywało taką rolę dramatowi Hernani Wiktora Hugo. 

Co więcej, wystawienie opery Aubera w Brukseli w sierpniu 1830 faktycznie zainspirowało walkę o niepodległość Belgii. Fabuła, mówiąca o walce o wyzwolenie Neapolu spod hiszpańskich rządów, stała się katalizatorem wybuchu rewolucji belgijskiej. Gdy widzowie, przejęci patriotycznym zapałem, wybiegli z gmachu brukselskiej opery La Monnaie, sami przejęli rządowe budynki i zdarli z nich holenderskie godła. Rewolucja ta rozlała się na cały kraj i doprowadziła do uwolnienia go spod dominacji holenderskiej.

Niezależnie od podłoża protestów (muzyczne, polityczne, obyczajowe) pokazują one, że muzyka klasyczna wciąż potrafi mocno oddziaływać na publiczność. 

Stwierdzenie „Muzyka łagodzi obyczaje” zostało użyte przez Jerzego Waldorffa, znanego krytyka muzycznego, jako tytuł serii jego felietonów, publikowanych w Polityce. Autorzy Skrzydlatych słów, Henryk Markiewicz i Andrzej Romanowski, wyjaśniają, że Waldorff nawiązał nim do Arystotelesa, który w Polityce (oczywiście nie w czasopiśmie, tylko w swoim własnym dziele) napisał: „Muzyka wpływa na uszlachetnienie obyczajów” (tłum. L. Piotrowicz). 

Od kiedy śledzę z bliska historię muzyki, nie jestem już tego taka pewna…

Podziel się

One Reply to “Muzyka łagodzi obyczaje”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *