Na lotniskach w głębi Moskowii, coś spaliło kilka moskowickich bombowców biorących udział w terrorystycznych ostrzałach rakietowych Ukrainy.
Nie będę kopał w mglistych komunikatach na temat ‘co to było?’
Nazwę to tymczasowo ogólnym terminem ‘dywersje’, żeby uniknąć zbędnych polemik.
Dywersje na lotniskach, szczególnie w bazie Engels, mają znaczenie szersze znaczenie, niż bardzo ważny (skądinąd) początek końca bezkarności ostrzałów rakietowych ukraińskich miast. Znaczenie znacznie większe niż fakt, że Ukraińcy zdolni są do improwizacji niwelującej przewagi Moskowitów.
Żeby to najważniejsze i najmniej widoczne znaczenie sobie uzmysłowić, przeskoczmy na chwile do kwestii użycia taktycznych ładunków nuklearnych.
Prawdopodobieństwo ich użycia jest skrajnie małe. A to z powodu presji Chin, którym nuklearny szok na obrzeżach ich jednego z dwóch najważniejszych rynków, jest skrajnie niemiłe. A to z powodu nacisku Amerykanów. A to ze względów praktycznych i pragmatycznych. Z praktycznego wojskowego punktu widzenia, nie ma gdzie ich użyć na ukraińskich polach bitew. Z pragmatycznego punktu widzenia, nie ma szans, by użycie ich przysłużyło się Kremlowi, bardziej niż zaszkodzi.
Ale oczywiście Putin zawsze podejmuje najbardziej niepragmatyczne decyzje, więc statystycznie nie da się całkowicie wykluczyć, iż pewnego dnia wyda rozkaz użycia taktycznego ładunku nuklearnego, czyli głowicy mocy od 0,5 do ok.100 kiloton.
Najmniejsze ładunki, to nuklearne pociski artyleryjskie. Moskale odziedziczyli po Armii Czerwonej co najmniej dwa tysiące tego dziadostwa. Większa część była w egzotycznych kalibrach artylerii „specjalnej” utrzymywanej przez dziesięciolecia tylko dlatego, że generałowie obawiali się ‘samobójczych’ skutków strzelania ze standardowych kalibrów 122 i 152mm. W 1976 roku wchodzi na uzbrojenie 2S7 pion 203mm z zadaniem rozwiązania tego problemu, ale zapasy „egzotycznych” dział i ich amunicji przetrwały do późnych 1990tych.
Z amerykańskimi technologiami i za amerykańskie pieniądze w RF zbudowano nowy system składowania i monitoringu zapasów taktycznych. W przestrzeni informacyjnej brak jasnych i pewnych informacji ale z największą dozą prawdopodobieństwa można założyć, iż przy tej okazji dokonano złomowania „egzotycznych” zapasów a pozostałe przeanalizowano pod kątem zdatności do użycia. Trwałość ładunków nuklearnych, a szczególnie ich mechanizmów inicjujących, jest bardzo krótka, więc na początku lat 2000, produkty sowieckie były już raczej ‘niezdatne’. Zatem można wierzyć moskowickiej deklaracji, że ‘niemal wszystkie pociski utylizowano’ [powiedziałbym nawet, że utylizowano wszystkie nuklearne pociski artyleryjskie].
Z największą dozą prawdopodobieństwa, można założyć, że ani w erze jelcynowskiej, ani putinowskiej, nie produkowano nowych środków tej klasy. A to oznacza, że jeśli RF posiada jeszcze jakiekolwiek nuklearne ładunki taktyczne, to są to głowice dla rakiet.
Sądząc po katalogu pocisków spadających na ukraińskie miasta w ostatnich miesiącach, rakiety balistyczne zostały już całkowicie wyczerpane, czyli atak nuklearny z lądu jest niemal niemożliwy. Flota RF ‘otrzymała reprymendę’ już wcześniej (kilkukrotnie i na kilka różnych sposobów). Teraz takąż otrzymało lotnictwo operacyjne/strategiczne.
Wrócę jeszcze do ‘amerykańskiego’ systemu składowania, transportu i monitoringu w Moskowii. Gdyby moskale go rozmontowali, to już by o tym coś wypłynęło a w obecnej sytuacji, spowodowałoby też poważną reakcję USA.
Jeżeli go nie rozmontowali, to istniejące głowice (sprawne, czy nie) są w zasięgu obserwacji Amerykanów.
Gdy teraz hipotetycznie Putin wydaje rozkaz, oznacza to, iż głowice ładuje się na specjalny konwój, lub pociąg a tenże zmierza do jednostki, której dowódca zadecyduje o szczegółach użycia.
Baza Engels znajdowała się dotąd na szczycie hipotetycznej listy takich jednostek. Ani na drodze do niej, ani pozostałych obiektów ‘dywersji’ nie zadziałały żadne systemy obrony przeciwlotniczej RF.
Ostatnie ‘dywersje’ ukraińskie udowodniły zatem, że nawet jeśli Putin odważy się zagrać ‘dziką kartą’ i nikt w łańcuchu decyzyjnym nie przeszkodzi temu, to Amerykanie mogą uziemić ostatni z realnych środków ataku nuklearnego jaki Moskalom pozostał [o możliwości neutralizacji floty wiedzieliśmy już od jakiegoś czasu]. Mogą to zrobić i zrobią z łatwością, skoro Moskale nie potrafią zabezpieczyć się nawet od ukraińskich improwizacji.
Ktoś może powiedzieć, że ‘w głębi kraju Moskale sobie odpuścili, bo używają przerobionych rakiet przeciwlotniczych do ostrzału Ukrainy, więc w głębi kraju brakuje wyrzutni ale na granicach z NATO jakieś systemy pozostały’.
Na granicy z Finlandią np. NIE pozostały. To wiemy.
Wiemy też o nieco dawniejszych dywersjach np. na lotnisku pod Pskowem. Zdarzenie to ujawniło, że lotnisko, mniej niż sto kilometrów od granic NATO nie jest w ogóle przygotowane na atak.
Pomimo NATO-fobii Moskali [prawdziwej w odróżnieniu od rusofobii imputowanej wszystkim pozostałym przez kacapską międzynarodówkę], Moskwa niemal zdemilitaryzowała Okręg Kaliningradzki, czyli najdalej na zachód wysuniętą „placówkę obronną”. Na innych kierunkach z których ‘może coś przylecieć’ jest jeszcze gorzej.
Po ostatniej serii dywersji możemy spać spokojniej.
Szkoda, ze Ukraińcy jeszcze dość długo będą cierpieć tę wojnę.