Lewitowanie (ze zmysłem słuchu)

Wzrok skierowany w jeden punkt. Nie wiem co widzę, bo patrzę słuchem. Oczy wprawdzie szeroko otwarte ale to słuch jest teraz najwrażliwszym ze zmysłów. 

Patrzę, słucham i myślę. Tak, to ten klimat…to właśnie te dźwięki chcę im pokazać. Im…tym, co po drugiej stronie. Oni tam są, czuję ich obecność za każdym razem. Mimo, że milczą to jednak wiem, że do nich mówię, że opowiadam, że odkrywam siebie dźwiękami.   

Ale te dźwięki jeszcze teraz są nieuczesane. Została jeszcze doba do ich przekazania odbiorcom. Tylko doba, a ja wpatruję się we wskazówki zegara i mówię do nich: „szybciej”. To jeden z bardzo nielicznych powodów, dla których popycham czas, i tak już pędzący jak bolid formuły 1. 

Ten dźwięk tu, tamten tam…ten na pierwszy ogień, bo aż pali od wewnątrz. Zaskakuje i rozpala ciekawość. To on ma rozniecić emocje. A ten na końcu uspokoić ale jednocześnie zostawić niedosyt. Te między nimi mają być emocjonalną, muzyczną podróżą. I każdy z tych dźwięków ma być szczytem uniesienia. 

Tak to sobie obmyślam bo mogę. Nikt niczego nie narzuca, nikt nie zabrania szukania muzycznych bratnich dusz. Tylko tak mogę to robić. 

A w głowie dźwięczą, jak pisane na maszynie, litery z komentarzy: „…zrobił radio. Prawdziwe radio”… „…ryczę” „słucham już szósty raz i mam ciary”… „czekam na każdy kolejny wtorek” „to mnie przeszywa tak, że aż boli”… 

I każe mi to szukać kolejnych dźwięków im nieznanych lub znanych z innej strony. Klimatu, słów, tego co jest w głębi. Zaskakiwać. 

I wyobrażam sobie, że lewitujemy bez końca, że dołączają kolejni nawróceni na jakość. Ci nauczeni wsłuchiwania się; ci, którym muzyka nie tylko towarzyszy, jeno w nich jest – w środku, głęboko, wżarta w skórę.    

Pół doby. Napięcie powoli rośnie bo zbliża się wtorkowy wieczór. Słucham jeszcze raz, by nic nie umknęło, by pozwolić sobie na komfort zapięcia na ostatni guzik. I jeszcze słyszę dodatkowy klawisz, szarpnięcie struny czy jeszcze jedno uderzenie w bęben. Trzecia minuta i ósma sekunda. Powiem im to. Muszą usłyszeć to co ja. Taką wymyśliłem sobie misję. 

I już wiem. Od wielu tygodni wiem, że potem będzie chwilowa pustka połączona z lewitującą rozkoszą. Dziwne to uczucie. To, co chciałem im pokazać, już w nich jest. Jakby odeszło, choć ciągle jest również we mnie. I w tej nibypustce szukam nowych doznań. Dla nich, dla siebie. I lewituję…ze zmysłem słuchu.

Lewitacja, Radio Płock, wtorki o 20:00. W Płocku 88,1 Mhz.

W internecie na całym świecie: https://plock.fm/streaming/

Wojtek Zawioła

Podziel się

2 Replies to “Lewitowanie (ze zmysłem słuchu)

  1. Myślałem, że z wiekiem uodpornię się na takie teksty, przy których czytaniu oczy trochę się pocą. Ale może tak powinno być? Tak, żeby z wiekiem nie tracić nic z tej dziecięcej wrażliwości. No bo jak reagować bez emocji, gdy czyta się że komuś bardzo zależy aby Cię zaskoczyć, by sprawić Ci przyjemność czymś tak błahym jak zlepek cudownych dla ucha dźwięków? Co tydzień niecierpliwie czekam na tę chwilę gdy ziemia odpłynie spod stóp a ciało będzie unoszone taktami muzyki. I nawet na pewno, nie tylko ja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *