“Twitter jest obrzydliwy” napisał mi ktoś ostatnio. I zgodziłam się z tym. Jest, często. Stanowczo za często. Pełno tam ludzi, którzy chcą pouczać innych jak mają żyć, jak mają wyglądać itd. Niektórym służy jako szczebel kariery, dla innych jest miejscem, gdzie można swoje frustracje wylać na cały świat, niech też cierpią.
Wśród tej całej “obrzydliwości” pojawia się czasem człowiek, który jak światło w mroku, daje nadzieję, że życie może być piękne i dobre. I wcale nie za zasługą samolubnej bozi, która szantażem zmusza do posłuszeństwa i miłości na swoją chwałę.
Jerzy Bokłażec.
Jurek, człowiek mądry, spokojny. Światły umysł. Człowiek wielu talentów.
“Filozof, muzyk, dziennikarz”. Tak nam się przedstawił na Twitterze. Po czym dodał “Mam to szczęście, że mój umysł jest wolny od religii. Chcę się dzielić tym szczęściem”.
I dzielił się. Zawsze wyważonym, spokojnym głosem tłumaczył, wyjaśniał, opowiadał, dlaczego świat byłby piękniejszy bez wymyślonych, okrutnych bogów. Był jedyny w swoim rodzaju.
Dał nadzieję i wiedzę wielu ludziom. Dał nadzieję i wiedzę mnie. Czerpałam z jego wiedzy i spokoju.
Kiedy trafiłam na Twittera, paradoksalnie, pod wpływem Jeremiego Clarksona, nie wiedziałam z jakim hejtem i obrzydliwościami przyjdzie mi się mierzyć. Wiedziałam już wtedy o czym chcę pisać, co pokazać ludziom. Początki były straszne. Kilka dni po tym jak założyłam konto, napisałam tweeta, który do dziś “wisi” jako mój przypięty. Zostawiłam go celowo na samym początku mojego Timeline. 6.07.2019 atak ma mnie trwał od godziny 8.00 do godziny 20.00. Za te kilka słów, które uważam dziś za mało zgrabnie połączone, ale wyrażające to co wtedy myślałam i myślę wciąż. Nie byłam wtedy gotowa na taką falę nienawiści. Chciałam uciec z tego “obrzydliwego Twittera”. I wtedy na tym “obrzydliwym Twitterze” pojawiło się kilka osób, które mnie powstrzymały. Jedną z tych osób był Jurek. Z wrodzonym sobie spokojem tłumaczył mi jak sobie radzić z całym szlamem, który mnie oblał i oblewa do dziś. To dzięki niemu tam jestem, a hejt wykierowany w moją osobę nie robi już na mnie żadnego wrażenia. Wiem, dlaczego go doświadczam.
Nie posiadam maestrii i spokoju Jurka, ale mam w głowie to co mi pisał i będę z tego czerpać.
Brakuje mi go już dziś. Zawsze będzie.
Gdyby nie on, nie poznałabym wielu fantastycznych ludzi, których później spotkałam na tym “obrzydliwym Twitterze”. Kilka osób poznałam też osobiście. Gdyby nie Jurek…
Jurku, dziękuję z całego serca, za to, że byłeś. Za Twoją pracę i wielkie serce. Za to, że kochałeś ludzi. Masz szczególne miejsce w moim sercu i zawsze będziesz w nim żył.
Nie przegapiajmy cudownych ludzi, których można spotkać wszędzie, nawet na Twitterze.