Jak zostać wieśniarą?

Wielu ludziom wydaje się, że życie na wsi to niczym niezmącony spokój, cisza, bliskość natury i ogólna sielanka, czyli wsi spokojna, wsi wesoła.

I tak i nie.



Apoteoza wsi co jakiś czas przewija się w literaturze. Wychwalali ją m.in.: Mikołaj Rej, Jan Kochanowski, Franciszek Karpiński, Adam Mickiewicz, Władysław Reymont, czy Stanisław Wyspiański. Jej idealizacja sprawia, że ciągnie nas do tych uroków szlacheckiego życia na wsi, jakie opisywał Rej i  Kochanowski, czy też kolorowego, wesołego, prostego i nie zepsutego przez cywilizację, życia chłopów z Wesela Wyspiańskiego.

Ale życie na wsi to nie tylko sielsko anielsko płynące dni, to nie tylko ład i harmonia, w której ludzie i natura koegzystują, to nie tylko pola malowane zbożem rozmaitem, wyzłacane pszenicą, posrebrzane żytem.

Życie na wsi to przede wszystkim umiejętność dostosowania się. Dostosowania do pór roku, do ludzi wokół, do kompletnie innego rytmu dnia, niż w mieście. Tu nie ma miejsca na anonimowość. Życie w zamkniętej społeczności, szczególnie, gdy jest się nowym osiedleńcem, budzi ciekawość autochtonów. Owszem, z reguły jest to ciekawość życzliwa, ale bywa bardzo męcząca.

Choćby nie chciał, człowiek skazany jest na niekończące się pytania sąsiadów, na wysłuchanie miejscowych ploteczek, utyskiwań, czy światopoglądu mieszkańców, jakże różnego często od naszego oglądu rzeczywistości.

Bliskość natury, również niesie ze sobą szereg doznań nie zawsze pozytywnych.  Na wsi lepiej widać dewastację tej przyrody, jej powolne niszczenie i niezrozumienie, przez ludzi, którzy zdawałoby się, powinni rozumieć i szanować ją najlepiej. Wszak żyją z nią, żyją z niej.

Małe polskie wsie umierają; coraz mniej ludzi uprawia ziemię, coraz mniej na niej młodych. Zamiast bursztynowego świerzopu, jest płowa trawa, zamiast gryki jak śnieg białej, pojawiają się krzaki, chwasty…

Nuda, brak pracy i rozrywek, sprawia że ludzie gorzknieją, gnuśnieją, zajmują się chętniej cudzym życiem, z braku własnego, przestają dbać o otoczenie, nie widząc szans na odrodzenie wsi. Podupadłe, kiedyś urocze chałupiny, są wypierane przez domy jednorodzinne przyjezdnych działkowiczów, rzadko odkupowane i remontowane, przez nowoosiadłych emerytów z miasta.

Uroku dodają im jeszcze tylko przydomowe ogródki, pełne cudownie kolorowych kwiatów, kiczowatych łabądków z bielonych opon, czy gipsowych bocianków dumnie stojących na środku kwiecistej rabatki.

Krowa, świnia, koń, indyk, są taką samą rzadkością na wsi, jak w mieście. Długo się trzeba naszukać, żeby mieć szansę wypić kubek mleka prosto od krowy. A skoro nie ma zwierząt, nie ma pastwisk i upraw.



Oczywiście są wsie, gdzie nadal tętni życie rolnicze, gdzie w polu pracują ludzie i maszyny, gdzie w obejściach plączą się stada kaczek i gęsi, ale te małe wioseczki, gęsto utkane między jednym rozrastającym się miastem, a drugim, umierają, cichną, giną zapomniane przez nieustający pęd postępu i rozwoju.

Przydrożne świątki na wiejskich krzyżówkach, coraz częściej przystrajane są sztucznymi kwiatkami i wstążkami, bo nie ma komu posadzić i zadbać o żywe kwiaty. Lasy zarastają krzakami, coraz rzadziej odwiedzane przez ludzi i zwierzęta gospodarskie, a przecież jeszcze pół wieku temu, często wypasało się bydło na obrzeżach leśnych, żeby trawę na łąkach skosić jesienią i sianem nakarmić zwierzynę w zimowe dni. Przy sianokosach spotykała się cała wiejska społeczność, po okolicy niosło się echo ostrzonych kos i tętent końskich kopyt ciągnących wozy pełne siana.



To na wsi  najbardziej rzuca się w oczy bieda, to tu ławeczki pod sklepikami oblężone są przez miejscowych pijaków, którzy piją, żeby zapomnieć, przeżyć bezboleśnie kolejny, beznadziejnie identyczny z poprzednim dzień. To na wsiach zwierzęta traktuje się tylko w kategorii przydatności obliczając zyski i straty z posiadania psa, kury, czy krowy. Tu nie ma sentymentów, nikt nie biega z pieskiem do weterynarza. Jeśli zwierzę generuje straty, pozbywa się go. Bycie wiejskim burkiem jest ciężkie i krótkie, o wiele lepiej radzą sobie koty, cieszące się estymą, dopóki są łowne.

Nie, nikogo nie zniechęcam do wiejskiego życia, ale decydując się osiąść na małej wsi, szczególnie tej bliżej wschodnich granic kraju, trzeba być gotowym również i na takie widoki z których nie zdajemy sobie sprawy, mieszkając wcześniej w wielkim, gwarnym, szybkim i dającym anonimowość mieście.

Wieś ma też mnóstwo zalet. Tu rzeczywiście czas płynie wolniej, Tu wszelkie sprawy załatwia się bez zbędnego pośpiechu, wszystko się przemyśliwa przed działaniem. Tu powietrze pachnie słońcem, deszczem, lasem, kwiatami, grzybami. Tu budzą człowieka ptaki, nie samochody, a do snu kołyszą świerszcze i żaby, nie sąsiedzkie telewizory. Tu wschody i zachody słońca są kolorowsze, a przejrzystość powietrza dużo większa niż w miastach. Tu upał tak nie dokucza, a po gorącym dniu, przychodzą chłodne i mgliste wieczory, dające wytchnienie ludziom, roślinom i zwierzętom

Jeśli jesteśmy gotowi na poddanie się ocenie miejscowych, na dostosowanie się do ich rytmu życia, na uświadomienie sobie, że nie da się wybiec do osiedlowego sklepiku w kapciach po zapomniany cukier, na prostą filozofię życia, na pokościółkowe ploteczki, na bycie obcym, choć pozornie przyjętym w szeregi mieszkańców, na obecność wszelkiego rodzaju robaczków żyjących w trawach i na drzewach i na wiele innych różnic dzielących życie miejskie od wiejskiego, jest spora szansa, że zostaniemy szczęśliwymi wieśniakami.

Monika / @Monika87581374

Podziel się

5 Replies to “Jak zostać wieśniarą?

  1. Bardzo fajny artykuł, akurat trafiający w moją sytuację z tą różnicą, że w mojej wsi wszyscy są zamknięci w swoich “posiadłościach” i aby mieć kontakt z kimkolwiek trzeba się udać do kościoła, a dla osób którym jest z tą instytucją nie po drodze, jak w moim przypadku, zostaje podróż do miasta

    1. Dzięki za dobre słowo.
      Zdaje się, że Kościół w wielu takich miejscowościach jest miejscem nie tylko na modlitwę, ale głównie na wymianę informacji o sąsiadach. Moje sąsiadki często przynoszą świeże ploteczki właśnie z Kościoła.

    1. Tak, Mario. Udało się zostać wieśniarą i chyba już nie wyobrażam sobie powrotu na stałe do miasta.

  2. Tak, Mario. Udało się zostać wieśniarą i chyba już nie wyobrażam sobie powrotu na stałe do miasta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *