Kiedyś porzuciłem studia na wydziale historii ponieważ poczułem, że coś z tą domeną jest nie tak. Później trochę zapomniałem o problemie. Jeszcze później świat zaczął mi o nim przypominać ponieważ zawodowo musiałem używać historii politycznej i militarnej (właściwie są one nierozłączne) ale starałem się wieść moje życie omijając te zagadnienia. Powrót do przeświadczenia, że jednak trzeba coś z nim zrobić zainicjowało we mnie uświadomienie, jak trudno z ludźmi rozmawiać o kulturze artystycznej/kreacyjnej oraz jej historii, czy raczej historii i przyszłości ludzkości powiązanej z historią kultury.
Chociaż problemy z historią kultury i jej wpływem na dziś oraz jutro są analogiczne z pozostałymi domenami historii, to jednak ich mechanika jest znacznie mniej czytelna. Dlatego zaczynając dyskusję o konieczności zmodernizowania edukacji historycznej/jej instrumentarium, wybrałem bardziej czytelne pola.
Studium przypadku.
27 marca 1941 roku na trasie między kancelarią rzeszy a kwaterą sztabu generalnego (OKH) miał miejsce dość rzadki wypadek komunikacyjny. Ofiara była tylko jedna ale za to śmiertelna i nie byle jaka.
Od budynku oderwał się gzyms, prawdopodobnie naruszony niedawnym brytyjskim bombardowaniem, wadliwą bombą, która spadła na tę ulicę zamiast na lotnisko Schönefeld. Może to nawet nie była bomba tylko wadliwy pocisk artylerii przeciwlotniczej. Gzyms uderzył w krawędź dachu luksusowego mercedesa przejeżdżającego poniżej z dużą prędkością.
Mniej niż godzinę po wypadku zaczęło się bardzo nieoficjalne spotkanie trzech bardzo wpływowych mężczyzn.
H1: Masz pewność, że to nie był zamach?
H2: Absolutną… Ale jeśli będzie trzeba, to będę potrafił zrobić z tego zamach…
H1: Z tym się na razie wstrzymaj… może w ogóle nie będzie to potrzebne jeśli nikt nam nie będzie poważnie przeszkadzał… Ale opisz mi, skąd masz tę pewność …
H2: ON był już wcześniej zirytowany, bo czuł, że musi się płaszczyć przed Matsuoką w sprawie zaangażowania Japonii przy Barbarossa, a gdy dziś rano przyszła informacja o wycofaniu się Jugosławii z trójprzymierza, to dostał totalnej furii i natychmiast kazał wezwać do siebie Haldera z Jodlem ale 10 minut później zmienił zdanie. Kazał im czekać w Zossen i sam ruszył… Nikt nie mógł tego zaplanować. A nawet, gdyby trafił się jakiś szaleniec przypadkowo siedzący na dachu i spychający w dół kawał pękniętego gzymsu, tylko dlatego, że nadjeżdża kanclerska kawalkada, to i tak by nie trafił w samochód, gdyby gzyms nie odbił się od konaru drzewa…
H1: Że też nie mógł pojechać swoim opancerzonym mercedesem…
H2: No właśnie nim jechał. Pancerna szyba wybita z ramy złamała mu kark… jak zwykle uparł się by jechać na przednim siedzeniu… Gdyby szyba była zwykła, to może skończyłoby się na paru paskudnych bliznach. Nie będę tu gdybał, Reinhard jest pewien, że nie było zamachu…
J: Skoro Reinhard jest pewien, to nie było – Nieco nostalgicznie włączył się najniższy i najszczuplejszy z obecnych. – Będę musiał sam napisać jakiś neutralny komunikat…neutralne są najtrudniejsze.
H1: Może potrzymajmy to w sekrecie parę dni… albo ogłośmy, że na przykład leży w szpitalu… pierwszego kwietnia ogłosimy, że zmarł a w tym czasie się de facto ukonstytuujemy(?)
J: Nie możemy.
H1: Dlaczego nie?
J: Nie możemy ogłosić że ON zmarł pierwszego kwietnia. Słyszałeś kiedyś, by jakiś wódz opatrznościowy zmarł w prima aprilis? Ale pomysł ze szpitalem mi się podoba, naród lepiej przyjmie jeśli nadam komunikat o wypadku i poważnych obrażeniach a zgon ogłoszę, choćby po kilku godzinach.
H1: Dobrze, to już twoja działka. Zanim przejmiemy inicjatywę musimy ustalić wspólną generalną strategię.
Przede wszystkim musimy przeorientować nasze działania wojenne. Jakieś muszą trwać, by generałowie nie zaczęli mędrkować i stawać okoniem a naród musi się upijać entuzjazmem, żeby kochał swych przywódców za ten szum w głowie. Ale tymi przywódcami musimy być my a to oznacza, że potrzebujemy szybkich sukcesów na dziś i w pełni kontrolowalnej perspektywy na jutro, czyli w żadnym wypadku nie możemy się porywać się na coś z dużą ilością niewiadomych. Dlatego np. ‘Barbarossa’ musi bezwzględnie wrócić do szuflady.
J: Generalnie się zgadzam ale nie możemy odpuścić bolszewikom. Jeżeli my nie pójdziemy po nich, to oni przyjdą po nas, prędzej czy później. Przyjdą w najmniej spodziewanym momencie, w jakiejś godzinie zachwiania. Zorganizują nam rewolucję tak jak kajzerowski wywiad zorganizował rewolucję Lenina. W naszych własnych szeregach jest za dużo zakamuflowanych bolszewików Röhma, Strasseristów a pewnie i przyczajonych zwykłych komunistów. Jeśli ktoś ich ośmieli i zorganizuje…
H1: Spokojnie Josi, na Rosję przyjdzie czas. Temat ugryziemy z innej strony… Kurt Student ma świeżą obiecującą wizję, lepszą niż OKH, tak jak Manstein maił lepszą w 1940… Halder grymasił i sekował Mansteina ale przyjął jego koncepcję i wygraliśmy w błyskotliwym stylu.
Jugosławia i Grecja są już praktycznie w toku i to jest dokładnie, to czego potrzebujemy na dziś. Musimy jednak też myśleć dalej. Jak mówi Kurt, nie ma sensu trzymać Grecji, jeśli nie idziemy po kanał sueski i bliskowschodnią ropę.
H2: Masz pewność, że ten twój Kurt jest tak dobry jak Manstein, że nie miesza ci po prostu w głowie?
H1: On nie jest jedyny… Raeder od dawna namawiał kogo się dało do operacji na Morzu Śródziemnym, to mu ją damy… na Atlantyku najlepiej się sprawdzają u-boty a na Bałtyk nie potrzeba nic większego od niszczyciela. A tak na marginesie czytałeś analizę Georga Thomasa?
Nie ma między nami sporu co do Rosji ale priorytetem jest przejęcie i utrzymanie schedy po NIM. Jeśli pójdziemy na bolszewików i cokolwiek pójdzie niepomyślnie, choćby drobiazg, to zaraz znajdzie się paru, którzy użyją tego, by nas załatwić. Dlatego potrzebujemy czytelnych sukcesów na dziś i czegoś progresywnego, na czym się nie poślizgniemy, na jutro a Rosji na pojutrze. Zobaczcie, jak świetnie działa Rommel z tak małymi siłami jakimi dysponuje… dajmy mu więcej. Wystarczy, że dojdzie do Kanału Sueskiego a Brytyjczycy będą ugotowani.
W Iraku nas lubią a Brytyjczyków nie, podobnie w Iranie. Dajmy Rommlowi dojść do Syrii a nikt już nas nie zatrzyma. A z Iranu już tylko krok do kaspijskiej ropy bolszewików… Rozumiecie(?)
Gdy ususzymy Brytyjczyków, to nawet ten osioł Franco się przyłączy i skończymy ten żenujący spektakl z Gibraltarem.
J: Ja się zgadzam
H2: Dobrze, ja też. Cóż, trzeba działać błyskawicznie, bo obawiam się, że część prywatnych szpiegów już donosi i za parę godzin nie będziemy jedyną grupą projektującą plan przejęcia schedy.
Jedziemy do Hessa, natychmiast. On jest teraz głową partii i on musi nas ‘namaścić’. Na miejscu wejdziemy najpierw do gabinetu Bormanna.
J: Zanim pojedziemy może najpierw wyślij swoje RSD, by zabezpieczyło jego rodzinę… W sumie nasze też przydałoby się zabezpieczyć, żeby nas nikt nie szantażował.
H2: A kto ci powiedział, że nie wysłałem?…
…
W wyniku tej rozmowy po szybkich kampaniach w Jugosławii i Grecji przyszła kolej na wielki koncert Rommla w Libii i Egipcie oraz przejęcie od Francji Vichy jej posiadłości w Syrii i Libanie. Brytyjczycy stracili Egipt na długości kanału sueskiego. Wycofali się wzdłuż Nilu i Morza Czerwonego na południe, gdzie pokonali siły włoskie w Somalii i Etiopii ale było to raczej bezużyteczne zwycięstwo. Mogli wciąż blokować wyjście z kanału na Morze Czerwone ale Niemcy, nie potrzebowali go do realizacji planów na lata 1941-42.
Brytyjczycy wzmocnili swoje siły w południowej Arabii i w rejonie Basry oraz Kuwejtu, mogli więc także blokować morski eksport ropy perskiej, lecz było to możliwe kosztem osłabienia własnych kontyngentów azjatyckich poza racjonalne granice, czyli otwierało Japończykom wszystkie drzwi jakich otwarcia pragnęli oraz nawet tych, o których nie śmieli jeszcze pomarzyć.
Morze Śródziemne przeszło całkowicie w ręce państw osi po zajęciu Gibraltaru oraz francuskiego wybrzeża śródziemnomorskiego. Malta i Cypr poddały się bez walki. Franco przestał grać po cichu z Brytyjczykami ale nie przyłączył się oficjalnie do osi, ponieważ nadal podlizywał się Amerykanom. Rashid Ali al Gaylani, oraz większość Iraku przywitali Niemców z otwartymi ramionami a Iran nie grymasił dając im prawo przemarszu do Rosji i/lub Indii (brytyjskich).
Ta ostatnia opcja skłoniła Japończyków, by powrócić do koncepcji jaką proponowali Hitlerowi latem 1940 tzn. planu podzielenia się z Niemcami azjatyckimi posiadłościami pokonanych państw europejskich. Tym razem Niemcy byli skłonni do współpracy gdyż zabrakło ‘wetującego kartofla’.
Perspektywy jakie otwierał powyższy fakt dla Japonii sprawiły, że stronnictwo twardogłowych bezrefleksyjnych kretynów nie doszło do władzy. Nie było, zatem ataku na Pearl Harbour w grudniu 1941. Brak ataku sprawił, iż Roosevelt nie miał jak przeskoczyć opozycji izolacjonistycznej jeszcze przez długi czas, choć dochodziło do różnych incydentów z powodu zaopatrywania Brytyjczyków w Sudanie i Arabii.
Wobec takiego rozwoju sytuacji administracje kolonialne Francji i Holandii zawarły kompromisowe porozumienia z Japończykami i Niemcami, więc USA miało jeszcze bardziej związane ręce w roli ‘policjanta’ Oceanu Indyjskiego, gdy tymczasem Japonia i Niemcy zyskały dostęp do potrzebnych surowców bez konfrontowania USA.
Po śmierci Hitlera, miłość Stalina do Niemiec nie przygasła, przeciwnie, zatonął on jeszcze bardziej w rojeniach o nowym podziale świata.
Jako spektakularny przypadek ‘osobowości sprytnego durnia’ był pewien, że teraz bez charyzmatycznego przywódcy, Niemcy są słabsze, zatem okazując im sympatię oraz wsparcie, osiągnie w końcu materializację swojej starej wizji o Zachodzie ugrzęzłym w bagnistej wyniszczającej wojnie przypominającej 1 wojnę światową. Wojnie, w którą on mógłby się włączyć jako ‘wyzwoliciel klasy robotniczej’ rozciągając ustrój sowietystyczny (czas przestać nazywać ten ustrój komunizmem, choćby tylko dlatego, że to zakłamuje zrozumienie procesów wczoraj, dziś i jutro) na cały euroazjatycki kontynent i panując w nim niepodzielnie.
Tyle nadziei pokładał w rozlaniu się hiszpańskiej wojny domowej na całą Europę. Tak bardzo liczył na długotrwałość kampanii francuskiej. Tak bardzo zachęcał Niemców do lądowania na Wyspach Brytyjskich…
Teraz gdy Niemcy skupili się na obecności brytyjskiej w basenie Morza Śródziemnego i powtórka 1 wojny światowej się oddalała, Stalin zaczął żyć propagandowym rojeniem z czasów rywalizacji carsko-brytyjskiej, o włączeniu do Rosji co najmniej części subkontynentu indyjskiego. Ale gdy nowe niemieckie kierownictwo lekceważyło jego propozycje kooperacji, jednocześnie posuwając się przez Bliski Wschód, zaczął się budzić. Gdy podjęto przygotowania do obrony granicy z Iranem, było już za późno. Plan Barbarossa został przeprojektowany już w maju po zajęciu Krety.
Uderzenie kleszczowe. Grupa armii ‘A’ na zagłębia naftowe Baku i Kaukazu. Grupy armii ‘B’ , ‘C’ i ‘D’ (tym razem niemal w pełni zmotoryzowane) atakowały z granicy traktatu Ribbentrop-Mołotow. Po tygodniu Rosjanie byli odcięci od dostaw ropy a po następnych dwóch nie było już czym napędzać czegokolwiek wyposażonego w silnik spalinowy (w1941-42 roku ani długo potem nikt jeszcze nie wiedział o syberyjskiej ropie. Jedyne źródła napędzające armię sowiecką były w rejonie morza Kaspijskiego, plus zabrane Polsce zagłębie wschodnio-galicyjskie i parę małych eksploatacji na Ukrainie)
W zajętym Kijowie Himmler zainstalował rząd OUN tworząc ‘Ukraińskie Mandżukuo’ na co Hitler nigdy nie chciał się zgodzić. Odezwa rządu OUN wzywająca Ukraińców do walki przeciw sowietom nie przyniosła gwałtownego powstania. Proces przyspieszył w dość paradoksalnych okolicznościach. Otóż, Gmach jaki Niemcy przeznaczyli na siedzibę rządu ‘Ukraińskiego Mandżukuo’ został zaminowany przez wycofującą się armię czerwoną. Wybuch jednej z pułapek spowodował eksplozję potężnego ładunku głównego, zabijając niemal wszystkich ministrów ze Stepanem Banderą włącznie. Z całego przedwojennego kierownictwa przeżył tylko Lev Rebet (chyba jedyny pragmatyk w ich gronie). Śmierć Bandery rozniosła się w plotkach w ciągu kilku dni i zmobilizowała Ukraińców lepiej niż zrobiłby to żywy Bandera, nawet tych Ukraińców, którzy wcześniej nie mieli pojęcia o jego istnieniu. Cóż, zapalniki wzburzeń zbiorowych czasem są niewytłumaczalne w racjonalnej konwencji. To wzburzenie (co najmniej) zabezpieczyło południową flankę nacierających wojsk niemieckich. Dzięki temu jak i powszechnej de-mechanizacji armii czerwonej, nie było powodu, by nie zająć Moskwy przed sezonem deszczowym.
Los Stalina jest nieznany.
Jakieś twory polityczno-wojskowe przetrwały, jeszcze jakiś czas, na wschód od Uralu ale nikt nie był w stanie ich zjednoczyć, lub choćby skoordynować.
Jedyne co Roosevelt mógł zaoferować Zjednoczonemu Królestwu, by zapewnić mu bezpieczeństwo w takiej sytuacji, to obalenie monarchii i przyłączenie się do USA jako 49 stan. Brytyjczycy się długo zastanawiali…
…
Powyższy tekst jest przykładem naukowo rzetelnej spekulacji historycznej.
Oczywiście, nie jest to podstawowa jej forma, najczęściej używana przez rzetelnych (czyli prawdziwych) historyków.
Najczęściej używana forma nie tworzy ‘portretu alternatywnej czasoprzestrzeni’, lecz prawdopodobny scenariusz łączący fragmentaryczne, rozproszone wzmianki źródłowe. Praca z historią krajów o burzliwej historii, często niszczącej źródła pisane, zmusza do użycia tego instrumentu. Takim krajem jest np. Polska. Identyfikowanie oraz śledzenie losów drugo-lub trzecioplanowych postaci polskiego średniowiecza, nawet tych, których działania wpływały na pierwszoplanowe, jest zwykle kompletnie nie możliwe bez spekulatywnych scenariuszy (np. rycerz Wojsław preceptor Bolesława Krzywoustego).
Tworzenie portretu alternatywnej czasoprzestrzeni jest DALEJ POSUNIĘTĄ SPEKULACJĄ. Ma ono praktyczne zastosowanie np. w sytuacjach niespójnych powiązań przyczynowo-skutkowych, gdy elementy procesu są blado, lub wątpliwie oświetlane przez dostępne źródła.
By przygotować rzetelny ‘portret alternatywnej czasoprzestrzeni’, musimy najpierw przeprowadzić ‘reverse engineering’ dotychczasowego opisu wydarzeń, co już samo w sobie może wskazać błąd w istniejącej wersji jaką chcemy zakwestionować. Następnym etapem jest rzetelna spekulacja uwzględniająca najmocniejsze źródła oraz kontekstualizującą informację pośrednią. Musi ona być niczym piramida złożona z mniejszych piramid-scenariuszy, które zaszły, lub mogłyby zajść w znanej czasoprzestrzeni bez naciągania struktury/zniekształcania piramidy.
Generalnie spekulacja historyczna jest eksperymentowaniem, potencjalnie dającym wgląd w składniki nie-obserwowalne przy użyciu podstawowych narzędzi badawczych/archiwistycznych. W swej najdalej posuniętej wersji daje też szansę na wgląd w coś co źródła zwykle pomijają, lub zakłamują, tzn. w MOTYWACJE aktorów danego wydarzenia.
…
‘Szkic alternatywnej czasoprzestrzeni’ jaki otwiera mój tekst jest ‘piramidą złożoną z piramid’. W miarę dokładnie opisuje tylko jeden z segmentów, ponieważ opisanie wszystkich wymagałoby co najmniej 100 tysięcy słów, czyli objętości sporej książki (jeśli ktoś okaże się zainteresowany szczegółową dyskusją, to chętnie pogadam).
‘Szkic’ niniejszy jest teoretycznie ‘przepisem’ na zwycięstwo państw osi w 2 wojnie światowej.
W książkach i Internecie znajdziecie ich setki (może tysiące) i to jest właśnie powód, dla którego na moją spekulację-symulację wybrałem właśnie ten aspekt, choć jest on skrajnie odległy od centrum mojego zainteresowania.
Wśród owych setek spotkacie bardzo niewiele mających jakąkolwiek wartość intelektualną i może kilka o jakiejś wartości historiograficznej.
Spekulacje historyczne mają ten sam fundamentalny cel, co historia jako domena akademicka i edukacja z niej czerpiąca:
Uprawianie historii nie ma zbyt wiele sensu jeśli nie służy prewencji przed powielaniem starych błędów, albo nabieraniem się na stare populistyczne sztuczki. Kolekcjonowanie dat i wydarzeń nie służyłoby niczemu więcej, niż służy zbieranie znaczków.
W moim głębokim przekonaniu, to właśnie wartość intelektualna, inspirujący do myślenia potencjał jest najcenniejszy ale inspirację trudno odróżnić od manipulacji (zakamuflowanej propagandy).
Dlatego pozostawiłem mój szkic w formie niedokończonej i spointuję go czymś innym niż dystopiczną, lub przeciwnie, arkadyczną wizją świata totalitarystów:
Dyktatury są słabsze od demokracji ponieważ nie posiadają legalistycznie funkcjonalnego systemu sukcesji. Nie mogą go posiadać ponieważ nie istnieje coś takiego jak wice-charyzmatyczny przywódca. Jeśli w kręgach władzy jest ktoś o właściwych cechach, to dyktator instynktownie go wyławia i się go pozbywa. Ale jeśli dyktatura zasymilowała, bez większej destrukcji, legalny aparat administracyjny (jak to się stało w Trzeciej Rzeszy) to scheda może być płynnie przejęta przez ‘prywatny komitet’ kilku wysokich funkcjonariuszy.
Z uznanych źródeł wiemy, że tryumwirat Göringa, Himlera i Göbbelsa byłby więcej niż prawdopodobny, oraz że miał szansę zachować spójność dopóki fala powodzenia napędzałaby niemieckie cele, choć oczywiście w jeszcze dłuższej perspektywie, to właśnie powodzenie musiałoby doprowadzić do konfrontacji pomiędzy członkami tryumwiratu.
‘Fala powodzenia’ jest ważniejsza niż się zwykle wydaje. Oczywiście trzeba na niej surfować a nie ją przeciążać, lub zaburzać. Bez właściwego podejścia Niemcy nie pokonałyby Francji w 1940.
Szczęśliwie dla ludzkości tyranie z biegiem czasu tracą ‘wyczucie fali’.
Niemniej jednak, mój spekulatywny scenariusz wskazuje właśnie moment dziejowy, gdy Niemcy wraz z sojusznikami mieli szansę posurfować znacznie dalej (może nawet do zwycięstwa).
Moment przesądzający przyszłość zwykle jest niepozorny. Nie są nim żadne Stalingrady, Midwaye lub D-daye.
Teoretycznie Hitler nie musiałby umierać 28 marca 1941 roku, wystarczyłoby gdyby przestał realizować swoje parokialne wizje i przestał rozgrywać gry koterii na szczytach państwa oraz sił zbrojnych.
Na szczęście dla ludzkości, tyrani są zawsze głodnymi władzy i pochlebstw durniami, sprytnymi jedynie w szczuciu i żonglowaniu cudzymi pomysłami, których nie rozumieją. Gdybym ujął w moim scenariuszu cudowną przemianę Hitlera, straciłby on na swej naukowości.
Chociaż tyranie zawsze erodują szybciej niż demokracje, to jednak warto zrobić co się da, na każdym poziomie, by nie dać im okazji, ponieważ koszt tyranii jest zawsze za duży.
Co z tego wynika?
Jak wspomniałem, w moim przekonaniu, to właśnie wartość intelektualna, inspirujący do myślenia potencjał jest najcenniejszy ale inspirację trudno odróżnić od manipulacji.
Na pierwszy rzut oka, wydaje się, że posiadanie, lub chociaż szybka dostępność informacji powinna być barierą przeciw manipulacjom populizmu, czy choćby internetowych celebrytów żywiących się popularnością i monetaryzacją YouTuba.
Porównując skalę edukacji powszechnej i dostępność informacji dziś z realiami 50,100, lub 150 lat temu wydawałoby się, iż powinniśmy żyć dzisiaj w środowisku samoregulującego się mechanizmu przepływu informacji oraz wiedzy i nie musimy faszerować pamięci tonami informacji, czy zdobywać umiejętności badawczych/archiwistycznych.
Ale realny obraz jest niemal przeciwny.
Ludzie mają pełniejszy (nie znaczy, bliższy rzeczywistości) obraz historii z produkcji fabularnych i youtubicznych niż z własnej edukacji szkolnej.
Populiści żerują na słabościach obecnego systemu edukacji historycznej, chętnie, efektywnie i coraz bardziej bezczelnie. Dotyczy to także wielu gwiazd Internetu, w gruncie rzeczy pośrednio (a czasem bezpośrednio) pracujących dla populistów żerujących w polityce, religii i marketingu.
Coś działa nie-tak, lub nie działa, coś co wygląda na działające(?)
Klasyczna zasada mówi, że informacja prowadzi do wiedzy a wiedza, do mądrości.
Moje doświadczenie podpowiada mi, że trzeba tę zasadę przeredagować nie tylko w odniesieniu do historii a nawet, nie tylko innych domen humanistycznych.
Informacja do niczego konstruktywnego nie prowadzi przez samo jej gromadzenie, lub łatwą dostępność, czyli należałoby co najmniej przeredagować brzmienie i mówić, iż ‘praca z informacją prowadzi do wiedzy’.
To nadal nie daje gwarancji ale zmniejsza pole manipulacji.
Wiedza nigdy nie przeradza się w mądrość jeśli buduje się ją bez fundamentu. Ja nigdy takiego cudownego przeobrażenia nie widziałem.
Nie mam pewności, czy taki fundament można zbudować, czyli czy można ukształtować potrzebny mindset(?), oraz czy kształtowanie musi zacząć się w domu(?), czy da się to zrobić w procesie edukacji(?) a może trzeba się urodzić z pewnym strukturalizującym typem umysłu.
Jestem pewny, że klasyczny model jest zbyt idealistyczny oraz tak bardzo uproszczony, iż nadaje się tylko na soundbite a w efekcie sam kończy jako instrument manipulacji.
Ale nie chcę zgodzić się na eugeniczne rozwiązania powyższych dylematów, więc uważam, iż należy próbować budować ten fundament w procesie edukacji.
Jednym z potencjalnych sposobów może być ‘program kultury historycznej’, w którym (mówiąc w uproszczeniu) pytania ‘jak?’, ‘dlaczego?’ i ‘w jakim celu?’ są znacznie ważniejsze od ‘co?’, ‘gdzie?’, ‘kiedy?’
…
Bardzo mnie obchodzi.
1.Co sądzicie o redefinicji formuły historii w programach szkolnych?
2. Jakie macie odczucia związane z używaniem rzetelnej spekulacji?
Robert Czerniawski Rocherry