[ODCINEK 2 cyklu Art.-topia]
Istnieją dwa talenty czyniące artystę.
Ale dla osiągnięcia tzw. sukcesu trzeba w miarę możliwości zneutralizować pierwszy dodając w jego miejsce dwa inne a drugi, dobrze jest substytuować (szczególnie obecnie, w erze rozwiniętego przemysłu promocyjnego).
Mówiąc prościej. Współcześnie, artysta osiąga sukces, gdy nie jest artystą ,albo przez statystycznie prawie niemożliwy zbieg okoliczności.
Albo jeszcze prościej. Talent kreacyjny/artystyczny jest piętnem i jego posiadanie nie prowadzi do tzw. sukcesu profesjonalnego, lecz przeciwnie. W pewnych okolicznościach może zdarzyć się ‘rodzaj cudu’.
Wspominam o tym na wstępie niniejszego rozdziału, by wskazać paradoksalną głębię dramatu osoby urodzonej jako artysta. Natomiast zawiłości inicjujących stwierdzeń objaśnię nieco później, może nawet w następnym odcinku.
W pierwszej części wspomniałem o niebywale wąskim marginesie przetrwania jaki powinien był przeszkodzić pojawieniu się sztuki.
Artysta rodzi się z ‘aktywnym talentem kreacyjnym’ ale bez przemysłu promocyjnego, niewiele z tego wyniknie, jeśli wcześniej nie urodził się ktoś z ‘biernym talentem kreacyjnym’.
I to nie jeden.
I to nie jednorazowo.
‘Artyści bierni’ [naturalni miłośnicy kreacji] są niezbędni by powstał trwający, choć czas jakiś, klimat oczekiwania na ‘Coś’.
‘Coś’, co przyniesie ‘artysta czynny’. A w warunkach ultra-cienkiego marginesu przetrwania, rola ‘artysty biernego’, jest równie ważna, albo nawet ważniejsza od ‘czynnego’.
Ergo, pierwszy talent jakiego potrzebuje ‘artysta czynny’ nie jest jego talentem.
Na samym początku, jest to zależność tak oczywista jak grawitacja.
Pomiędzy prehistorią a współczesnym rozpanoszeniem przemysłu promocyjnego, ta oczywistość ulega zatarciu (NIE-linowo, tzn. w różnym stopniu, w różnych momentach).
Czasem jest to zależność dość łatwa do wychwycenia, nawet w czasach relatywnie niedawnych, np kogo obchodziłby Modigliani, gdyby nie Leopold Zborowski.
Czasem jest to wielostopniowa zależność jak pomiędzy El Greco z jego bratem (lub kuzynem) za życia i z Theophilem Gautier kilkaset lat później.
Od lat 1980tych przemysł promocyjny jest zdolny do mechanicznego, efektywnego substytuowania tej zależności i używa tej mechanizacji ponad rozumną miarę. [to materiał na późniejsze rozważania].
Talent drugi. Czynny talent kreatywny, to coś w indywidualnej konstrukcji mózgu(?), umysłowości(?) mentalności(?). Jak dotąd nie odpowiedziałem sobie na to pytanie ale czasem konfrontuję z nim samego siebie i polecam innym taką refleksję, choć jest to zagadka nierozwiązywalna do czasu jakiegoś prawdziwego przełomu w nauce akademickiej.
Co można powiedzieć na pewno?
Można powiedzieć, że talent ten jest rodzajem kompulsji, albo natręctwa.
Trzeba niezbędnie powiedzieć, że talent kreacyjny nie ma nic wspólnego z talentem wykonawczym/egzekucyjnym [W mojej ocenie, nie zalicza się on do talentów czyniących artystę; To talent rzemieślniczy, czyli ‘niezależne drzewo’]
Jak można namalować cokolwiek nie posiadając tzw. zdolności manualnych?
Cóż czasem nie można.
Loteria genowa, albo coś w tym rodzaju, drwi sobie z nas, stochastycznie dobierając proporcje talentu kreacyjnego do wykonawczego. W efekcie, ze relatywnie sporą częstotliwością zdarzają się ludzie posiadający nadmiar jednego z nich, a jednocześnie niemal pozbawieni drugiego. To przyczynia wiele przykrych, lub dramatycznych sytuacji, upośledza losy, ludzi jakich dotyczy bezpośrednio ale nie tylko ich.
Co najmniej połowę populacji można by nauczyć (wytrenować w) umiejętności manualnych/wykonawczych stanowiących większość tego, co nazywam talentem wykonawczym, czyli dać im wystarczającą większość elementów talentu wykonawczego.
Wytrenowanie jednych zajęłoby dni a innych lata.
Nie postuluję takiego programu, ani nie widzę dla niego sensu ale trzeba czasem użyć tego jako pryzmatu uzmysławiającego z czym naprawdę mamy do czynienia.
Nikogo nie da się nauczyć talentu kreacyjnego.
Zresztą nikt by nie chciał się tego uczyć, nawet gdyby taka możliwość istniała. Ten rodzaj talentu przeszkadza w karierze każdego rodzaju, nawet w tzw. karierze artystycznej. Możliwe, że istnieją dziedziny w jakich ta konstrukcja umysłowości bywa atutem ale ja takiej konfiguracji nie spotkałem. Jeśli ktoś coś wie, to proszę dać znać. Ja już tej wiedzy nie dam rady użyć, lecz chętnie postudiowałbym dany przypadek.
Oderwijmy się na chwilę od malarstwa, gdyż w tej domenie mogę nie być obiektywny, weźmy literaturę na warsztat.
Istnieją ‘książki potencjalnie noblowskie’. [Moja umowna kategoria ‘ książka potencjalnie noblowska’ sama jest emanacją kreacji. Większość z nich nie dostała tej nagrody a nawet nigdy nie trafiła do rąk członków komitetu noblowskiego. Tak jak obraz w największym stopniu osiągający kreację przez malarstwo może być używany dla celów czysto dekoracyjnych, nawet bez przykładania wagi do nazwiska autora (co nie było rzadkością w czasach poprzedzających obecny maniakalny inwestyzm), tak samo książka o podobnym ładunku kreacyjnym może dla kogoś spełniać rolę standardowego ‘czytadła’.
Istnieją też imitacje ‘książek potencjalnie noblowskich’, oraz cała reszta czytadeł (oczywiście parę czytadeł jak ‘Quo vadis’ prześliznęło się na stół Komitetu Noblowskiego z sukcesem, tym niemniej nie zakreślają one profilu ‘książki potencjalnie noblowskiej’, którego pozwolę sobie używać).]
Pisać umie każdy poza osobami, które miały pecha urodzić się w niewłaściwym miejscu, lub czasie. Ale i to może nie być przeszkodą. Homer mógł być niepiśmienny, ale musiał wnosić w świat helleński coś tak niecodziennego, że tradycja zapamiętała jego imię (nawet jeśli w rzeczywistości brzmiało inaczej) i doprowadziła do spisania jego opowieści.
Wiemy o nim więcej niż o Mistrzu Ołtarza z Wyższego Brodu, który przecież żył dwa milenia później.
Posiadanie ‘talentu kreacyjnego’ nie gwarantuje nawet tego, że każdy obraz posiadacza takowego, dotknie kreacji. Czyli nie dość, że przeszkadza w tzw. sukcesie profesjonalnym ale może nawet nie dać niczego na pocieszenie.
‘Talent kreatywny’ śpi bardzo głęboko przez większość czasu.
Zwykle nie daje spokoju chrapaniem i niekontrolowanym przewracaniem się w łóżku-mózgu.
Natomiast dobudzenie go do efektywnego stanu mogącego dać obraz zawierający, choć trochę kreacyjności jest trudne i niepoddające się zapisaniu w receptach, czy instrukcjach obsługi. The good news is, że istnieją pewne wskazówki, gdzie i jak można próbować. The bad news…, że każdy musi znaleźć swój własny spis ‘przebudzaczy’ i zawsze pamiętać, że rutynowe stosowanie tego spisu, zabije jego (z definicji wątłą) skuteczność.
Przebudzenie następuje w stanie o pewnych cechach transu. Całkiem sporo artystów próbowało „mechanizować” ten element z użyciem alkoholu, narkotyków, czy mistycyzmów. Ale to fałszywy trop.
Szerzej o tym w następnym odcinku.
Najważniejszym pośród talentów dających tzw. sukces profesjonalny (w domyśle, finansowy i prestiżowy) jest ‘talent interpersonalny’.
Jest to konstrukcja z gatunku talentów politycznych, więc nie ma z kreacyjnością kompletnie nic wspólnego. Pozornie wydawałoby się, że posiadanie takiego dodatkowego talentu musi być zbawienne. Po pierwsze uwalnia od konieczności spotkania swojego ‘artysty biernego’. Co ważniejsze, rozwiązuje większość kwadratur koła tworzonych przez urodzenie się z kreacyjnym talentem. Na pewno daje możliwość życia w nimbie „artysty” i żyć z tego nimbu. A to daje sposobność dawania ujścia prawdziwej kreacyjności. Tylko, że to bardzo rzadko działa w ten sposób, na zasadzie: ‘po co iść do roboty, skoro konto bankowe się magicznie napełnia’.
Ale może moje podejście jest błędne(?) Może obraz, lub rzeźba zawsze była tylko pretekstem do wyzwolenia ‘energii wydarzenia’ . Może to wyzwalanie tej energii było i jest prawdziwym sensem ‘aktów artystycznych’ (?) Kiedyś do jej wyzwolenia potrzebna była autentyczna kreacja a dziś jest mnóstwo innych metod. W takiej ewentualności, talent interpersonalny/polityczny nie jest już asem w rękawie, czy substytutem, lecz jedynym talentem jakiego potrzebuje kategoria ludzi jacy zastąpili artystów(?)
Tylko dlaczego wciąż niektórzy rodzą się z tą cholerną kompulsją/natręctwem(?)