Rok 2015 przyniósł nam obrazy pełne grozy.
„Dziennik Gazeta Prawna” dnia 25 sierpnia 2015 roku: „Islamiści zniszczyli zabytkową świątynię w Palmyrze. UNESCO: To zbrodnia wojenna”.
Złość, niezgoda, oburzenie. Te uczucia towarzyszyły mi, kiedy oglądałam krótkie filmy z niszczenia świątyni, która trwała około dwóch tysięcy lat i była zabytkiem, który powinien należeć do całego świata. Służyć nauce i wprawiać w zachwyt współcześnie żyjących. Terroryści wysadzili ją w kilka chwil. Oburzony był świat, wszędzie słyszeliśmy niezgodę na to, co się wydarzyło.
W naszym pięknym kraju, od razu połączono akty wandalizmu terrorystów ze złem jaki niesie ze sobą islam. Druga największa pod względem wyznawców, religia na świecie. Religia monoteistyczna, to ważne. Monoteistyczne jest też chrześcijaństwo. Religie politeistyczne zawsze były i są bardziej tolerancyjne w stosunku do innych wyznań.
„Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć”. Tak Wolter rozumiał tolerancję. Tak rozumiem ją i ja. W takim rozumieniu nie ma miejsca na niszczenie inności. Obok siebie mogą żyć ludzie różnych wyznań, przekonań tworząc piękną mozaikę różnorodności. Mogą, dopóki nie pojawia się nacjonalizm i chęć górowania nad innymi, gdzie głównym motorem jest religia monoteistyczna. W XIX wieku na terenach Wołynia nacjonalizm, ze swoją siłą w postaci religii, rozpoczął niszczenie wspomnianej mozaiki. Kulminację osiągnął w połowie wieku XX. Wina za zbrodnie na tych terenach nie do zmierzenia jest miarą przedszkolną. „Wy jesteście bardziej źli i ponosicie większą winę!”. Wzajemne przekrzykiwanie i ostentacyjne stawianie rzymskiego narzędzia tortur w lesie jest niczym innym jak podkreślaniem „my wycierpieliśmy więcej. Tak uważamy i będziemy z tego rozliczać”. To nic innego jak eskalowanie konfliktu tam, gdzie powinno budować się wzajemne zrozumienie po doświadczeniach tragedii nie jednego narodu.
Tam, gdzie królowały religie politeistyczne, nie umniejszano ważności nowo powstającym bóstwom, a takim był, w pewnym momencie, bóg-Jezus. Często dochodziło do synkretyzmu wierzeń. Tak stało się, na przykład, w Galii, kiedy Imperium Rzymskie włączyło jej tereny pod swoje władanie. Tak było do czasu, kiedy chrześcijaństwo ze swoim bogiem postanowiło zgładzić wszystkich innych bogów i ludzi, którzy tym bogom oddawali cześć. Z tym spotkali się ludzie zamieszkujący tereny dzisiejszej Polski, kiedy chrześcijaństwo pojawiło się na naszych ziemiach. Z całą mocą i bezwzględnością nowa religia niszczyła kulturę Słowian. Ich święte miejsca hańbiono stawiając kościoły na cześć i chwałę Jezusa z Bliskiego Wschodu, tak odległego od miejsc, które zawłaszczono.
„Gdy mówi się o stosunkach między chrześcijanami a Rzymianami, niemal zawsze ci pierwsi przedstawiani są jako prześladowani, a ci drudzy jako oprawcy. Jednakże – nie licząc okresu panowania Nerona – musiało minąć dwieście pięćdziesiąt lat, by cesarze zaangażowali się w nękanie chrześcijan. Gdy zaś wreszcie do tego doszło, jak się przekonaliśmy, działania w nich wymierzone trwały krótko.
To chrześcijanie okazywali brak miłosierdzia i odmawiali wolności wyznania innym religiom, kiedy w końcu doszli do władzy. Mówi się, że zaledwie po dziesięciu latach od objęcia rządów przez świeżo nawróconego na chrześcijaństwo Konstantyna prawo zaczęło ścigać »skażenie bałwochwalstwem«. W okresie panowania tego władcy uchwalono, że: »Nikt nie mógł też stawiać wizerunków bogów, zajmować się wyroczniami i innymi podobnymi rzeczami«. Niespełna pięćdziesiąt lat po Konstantynie wprowadzono karę śmierci dla tych, którzy odważyli się złożyć ofiarę. Nieco ponad sto lat później, w 423 roku, chrześcijańskie władze ogłoszą, że każdy żyjący jeszcze poganin zostanie zgładzony. »Chociaż – dodano z przekonaniem i złowróżbnie – wierzymy, że już żadnych nie ma«”.
Tak wyglądała „tolerancja” według chrześcijan. Chrześcijaństwo – obecnie pierwsza i największa pod względem liczby wyznawców religia na świecie skupiająca, podobno, ponad 30% ludności Ziemi, z czego ponad 50% to katolicy. I tutaj dochodzimy do niepamięci świata o zniszczeniach, jakie są dziełem tejże. Językiem bardzo przystępnym, z doskonałym poczuciem humoru, opisała dokonania wyznawców chrześcijaństwa w dziele niszczenia świata klasycznego, Catherine Nixey.
„W Kartaginie odbywało się coroczne święto, podczas którego pokrywano złotem brodę posągu przedstawiającego Herkulesa. Na początku V wieku jacyś dowcipni chrześcijanie »ogolili« rzeźbie zarost. Była to dla nich przednia zabawa. Dla obserwujących ich wyznawców politeizmu – świętokradztwo.
Posągi traktowano jako siedzibę demonów, dlatego to przeciwko nim skierowano najbardziej gwałtowne ataki. Samo obalenie rzeźby nie wystarczyło, zamieszkujący ją duch musiał zostać upokorzony, pohańbiony, udręczony, pozbawiony członków i w ten sposób zneutralizowany. Żydowski traktat Awoda zara [Obcy kult] udziela szczegółowej instrukcji właściwego niszczenia rzeźby. Należy to zrobić poprzez »odrąbanie jej koniuszków uszu, nosa lub palców; nawet jeśli nie została ona całkowicie rozbita – ulega w ten sposób desakralizacji«. Samo obalenie pomnika, splunięcie na niego, wywleczenie ze świątyni lub obrzucenie piachem, przestrzegał autor traktatu, nie wystarczą, choć pomysłowi chrześcijanie dopuszczali się wszystkich tych czynów, aby dodatkowo upokorzyć demona.
Czasem, jak w przypadku popiersia Afrodyty w Atenach, wydaje się, że posągi, »chrzczono« głębokimi, wyrytymi na czole krzyżami, które miały pomóc obezwładnić Szatana zamieszkującego wnętrze rzeźby, a także zwalczyć bardziej osobiste demony, które mogły się objawić osobie oglądającej tak piękną, nagą postać. Rzeźba obnażonej Afrodyty, pisał z niesmakiem chrześcijański historyk, mniej ma w sobie wstydu niż pierwsza lepsza prostytutka w lupanarze i niczym kurtyzana ze swoimi jędrnymi pośladkami i nagimi piersiami, bogini mogła pobudzać demona lubieżności u każdego, kto na nią spojrzał. Aby rzeźba nie rozniecała pożądania, została oślepiona, pozbawiona nosa, a na jej twarzy wyryto głębokie krzyże. Dzieła przedstawiające skromnie odziane postacie ucierpiały w mniejszym stopniu niż te epatujące nagością. Jeszcze dziś możemy zobaczyć konsekwencje owej retoryki: przystojny niegdyś Apollo stoi w muzeum bez nosa; rzeźbie Wenus z łaźni dłutem odrąbano sutki i wzgórek łonowy; rzeźba Dionizosa ma uszkodzony nos i odcięte genitalia.
Te ataki być może służyły Bogu, ale korzyść z nich czerpali też miejscowi chrześcijanie. Ludzie budowali sobie domy z kamienia pochodzącego z obalonych świątyń. Jeśli przyjrzymy się uważniej budynkom we wschodniej części cesarstwa rzymskiego, dostrzeżemy kontynuację tej klasycznej tradycji w nowej, chrześcijańskiej architekturze: para odciętych nóg tu, kapitel pięknej greckiej kolumny tam. Jedno z praw głosiło, że kamienie z rozebranych świątyń mają służyć do naprawy dróg, mostów i akweduktów. W Konstantynopolu niegdysiejsza świątynia Afrodyty została wykorzystana jako powozownia dla urzędników. Chrześcijańscy autorzy napawali się tego typu drobnymi upokorzeniami zadawanymi dawnym bogom. Jeden napisał triumfalnie: »wasze posągi, wasze popiersia, wasze narzędzia kultu zostały obalone, leżą na ziemi i wszyscy śmieją się z waszych oszustw«.
»Grzeszni« poganie, nagle osaczeni przez wzburzony chrześcijański motłoch, często czuli, że to raczej wobec nich dopuszczono się grzechu, sprzeciwiali się niszczeniu ich świętych miejsc i próbowali odeprzeć ataki. Rozwścieczeni wyznawcy politeizmu pojmali i spalili żywcem biskupa Marcellusa (…).
Dzisiejsza historia, jeśli w ogóle wspomina o tych zniszczeniach (dokonywanych przez chrześcjian), nie potępia ich w sposób jednoznaczny. The Penguin Dictionary of Saints [Słownik świętych wydawnictwa Penguin] z 1965 roku odnotowuje niemal z żartobliwą pobłażliwością, że święty Marcin z Tours »nie sprzeciwiał się przymusowemu burzeniu pogańskich świątyń«. We współczesnej historiografii ataki na sanktuaria i zachęcanie do obracania ich w ruinę rzadko ukazywane są jako przemoc, zawiść czy bandyterka, działania chrześcijan przedstawia się raczej jako »żarliwe«, »pobożne«, »entuzjastyczne«, w najgorszym przypadku »nadgorliwe«. Jak ujął to badacz John Pollini: »współczesna nauka pod wpływem kultury judeochrześcijańskiej« często pomija lub bagatelizuje tego typu ataki, a nawet czasem »stara się przedstawić w pozytywnym świetle profanacje, których dopuszczali się chrześcijanie«. Znaczenie samych ataków jest pomniejszane, domyślnie – poprzez ich pomijanie – a czasem wprost. Nie powinniśmy zbytnio nagłaśniać tych wydarzeń – stwierdził jeden z wpływowych uczonych – nie powinniśmy »nadmiernie ich rozdmuchiwać«, ponieważ tego rodzaju profanacje »mogły być dziełem zdeterminowanej, pochopnie działającej mniejszości«.
Czyny te może i były pochopne. Jednak rezultaty okazały się poważne i długotrwałe, co odpowiadało zamierzeniu chrześcijan”.
W tym obszernym fragmencie z książki „Ciemniejący wiek. O niszczeniu świata klasycznego przez chrześcijan” widać jak na dłoni politykę nowej religii. To historia pomijana, wymazywana. Konsekwencją jest jej trwanie. Chrześcijański historyk z dziwną, aczkolwiek bardzo znamienną dla wyznawców Jezusa, mieszanką podniecenia i pogardy, opisuje upokorzoną rzeźbę Afrodyty- bogini, ale też kobiety. „Prostytutka, kurtyzana, jędrne pośladki, nagie piersi, pobudzać demona lubieżności, rozniecała pożądania”. W tym miejscu najchętniej rzuciłabym: Teodoret, teologu oryginalny! Weź coś na uspokojenie i nie dziw się, że kobiety przed tobą uciekają! Nie rób z nich niewolnic, a może jakaś spojrzy na ciebie okiem łaskawym. Wtedy piersi i pośladki nie będą już obsesją, a być może, kiedyś, będzie ci dane dotknąć tychże. Niestety, nikt skutecznie nie wykrzyczał takim Teodoretom z Cyru, że to jedyna droga do zaznania szczęścia z kobietą. Tak oto uczyniono całe pokolenia nieszczęśliwymi, a wiele kobiet doświadczając syndromu sztokholmskiego, zasila szeregi partii nacjonalistycznych i religii monoteistycznych.
Natomiast owo „chrzczenie” ma miejsce i dziś. Wyznawcy chrześcijaństwa, a ściślej rzecz ujmując, katolicyzmu i dziś dokonują aktów wandalizmu kultywując niechlubną tradycję swojej religii.
W roku 2020 dokonano zniszczeń grobu słynnego reżysera, który deklarował się jako niewierzący, a jego pogrzeb odbył się w obrządku świeckim. „Ochrzczono” Kazimierza Kutza wyrzynając i oszpecając płytę nagrobkową znakiem krzyża.
„To jest brak szacunku do miejsca spoczynku. Nie po to pochowałam mojego męża w Katowicach, by teraz ktoś robił takie rzeczy. Wydawało mi się, że daję go w ręce ludzi, którzy go szanują, którzy go cenią i kochają, że wrócił na swoją ziemię. A okazuje się, że wrócił w miejsce, gdzie ulega zniszczeniu. Tak nie może być. Nie ma na to mojej zgody. Jakie kroki teraz podejmę? Jeszcze nie wiem. Muszę spotkać się z rodziną, powiadomić moje dzieci o tych zniszczeniach. Emocjonalnie jest to dla mnie bardzo trudne. Ktoś zranił całą naszą rodzinę, rozwalił moje serce” napisała wdowa po słynnym reżyserze Iwona Świętochowska-Kutz.
Od początku istnienia chrześcijaństwa, jej wyznawcy uzurpowali sobie prawo do decydowania o życiu innych ludzi. Jest to religia przemocy, okrucieństw, ludobójstw. Możemy podawać tylko szacunkowe liczby jej ofiar, ponieważ dokładnych nigdy nie poznamy. Za każdą liczbą kryje się tragedia konkretnego człowieka, jego rodziny, bliskich, przyjaciół. Pomijanie, zakłamywanie historii to droga do kolejnych zbrodni przeciwko człowiekowi. Jedyny sposób na zmianę, dzięki której będziemy mogli w przyszłości zmniejszyć liczbę okrucieństw, to poznanie historii takiej, jaka jawi się dzięki nauce, odkryciom archeologicznym. Dzięki historykom, którym nieobcy jest obiektywizm. Możliwie największy obiektywizm, jaki może osiągnąć człowiek z natury będący subiektywnym. Tylko tacy opiszą rzetelnie wydarzenia naszej trudnej historii i takich należy szukać.
Tymczasem bardzo polecam lekturę Catherine Nixey. Catherine – córka byłej zakonnicy i byłego mnicha, historyczka i dziennikarka. To, co pomijane w historii, znajdziecie w książce „Ciemniejący wiek. O niszczeniu świata klasycznego przez chrześcijan”.
Serdeczności przesyłam.
Dziękuję za wpis. Czasem wydaje mi się, że współcześni chrzescijanie uważają, że przed nimi był tylko bezwartościowy chaos, a oni tę stajnię Augiasza z poświęceniem uprzątnęli…
I tak, połączenie “cywilizacja” i “chrześcijańska” kłuje mnie żywo w oczy, a szczególnie, gdy pomyślę o znaczeniu słowa “cywilizowany” – na szczęście na końcu stoi znak zapytania. Podobnie razi określanie przez chrześcijan swojej religii religią miłości/miłosierdzia i wręcz nasuwa myśli o niebotycznej hipokryzji.
Piękna i celna jest teza o nietolerancji tam, gdzie żąda się jedno(rodno)ści.
Jedność jest szarą masą, wymaga poświęceń i ofiar w imię tejże, rezygnacji z siebie, jedność nie toleruje zdań odrębnych – w kontraście do różnorodności, która pozwala na afirmację jednostki i jej potrzeb, na jej rozwój. Taki “wieloosobnikowy” rozwój daje postęp cywilizacyjny, zaś przycinanie do jednego poziomu – stagnację.
Gdy nisko kosisz trawnik, otrzymujesz solidną trawę, ale brak już kwiatów, którymi można się zachwycać, zostaje tylko podziw dla skuteczności kosiarki…
Religia to szatański pomysł na zniewolenie, no ale widać Bóg tak chciał 😉
Pozdrawiam serdecznie
Anka