Co po? 2

Kierunki ofensywy wytyczy logistyka i socjologia w stopniu co najmniej równorzędnym z czynnikami stricte wojskowymi.

Ale to będzie dopiero początek długiej drogi.

Drogi przez re-asymilację okupowanych (obecnie) terytoriów.

Przywołane w pierwszym zdaniu, dwie domeny odegrają ogromną rolę także w przyszłym procesie re-asymilacji, choć w znacząco odmienny sposób.

W tę niezbyt odległą przyszłość chciałbym wejrzeć, na ile pozwala na to rzetelna spekulacja.

W przypadku lewobrzeżnej Chersończyny i Zaporoża nie ma wiele przestrzeni dla spekulacji.

Nieco inna jest sytuacja z mariupolską częścią Donbasu ale tu nawet nie ośmielę się spekulować do czasu wyzwolenia i poznania prawdziwego obrazu barbaryzmu moskowickiego na tym terenie.

O czym da się wytworzyć pewne prognozy, to Krym oraz terytoria tzw. LNR/DNR.

Prognozowanie na temat re-asymilacji Krymu jest łatwiejsze niż w drugim przypadku, więc od niego zacznę.

W referendum o niepodległości Ukrainy (1 grudnia 1991) Krym był najmniej ‘chętnym ku wolności’ regionem.

 „Zaledwie” 52% głosowało za niepodległością.

W czasach Romanowych (od momentu przyłączenia Krymu do imperium) tkanka społeczna tego regionu nie ulegała większym zmianom, aż do Wojny Krymskiej. W jej trakcie, po raz pierwszy Tatarzy Krymscy są oskarżani o ‘współpracę z wrogiem’. Pewna część zostaje wywieziona do Azji centralnej, albo opuszcza Krym uciekając przed represjami. W wyniku tych wydarzeń odsetek Tatarów w krymskiej populacji spada poniżej 50%.

Pomimo redukcji po Wojnie Krymskiej, Tatarzy wciąż pozostawali największą jednorodną grupą a resztę stanowiła malownicza mozaika etniczna, włączająca np. spore społeczności greckie, czy bułgarskie.

Drugi wstrząs przyniosła wojna domowa we wczesnych 1920tych ale to wszystko  razem było nic w porównaniu z czystkami etnicznymi jakie Stalin zaaplikował Krymowi od 1944 roku.

Naturalna mozaikowa tkanka społeczna Krymu została kompletnie zniszczona. Wypalona do gołej ziemi.

Rolnictwo na Krymie praktycznie przestało istnieć, więc zaczęto re-zaludnianie Krymu. Kołchoźnicy z północy europejskiej Moskowii nie potrafili sobie poradzić z krymskim klimatem a szczególnie osobliwym systemem wodnym. Ktoś mógłby wskazać, że od kołchozów nie oczekiwano rentowności, że produkcja zboża w Ukrainie pod rządami Stalina spadło do poziomu średniowiecza… Tak ale kołchoźnicy muszą jednak przynajmniej wykarmić samych siebie. Poza tym, tzw. działki przyzagrodowe  kołchoźników były zwykle jednym powodem trzymającym ich w kołchozach/sowchozach. Bez dochodów z tych działek, w sowieckim rolnictwie zostaliby tylko nigdy-nietrzeźwiejący-alkoholicy a reszta uciekłaby do fabryk.

 Powrót wysiedlonych był początkowo zakazany a w późniejszym okresie, administracyjnie niemal-niemożliwy z powodu zestawu kwestii wokół sowieckiego tzw. paszportu wewnętrznego.

Jedynym co funkcjonowało mniej-więcej poprawnie, były miasta garnizonowe, ponieważ Stalin wciąż kombinował ‘jak tu przejąć Cieśniny Tureckie’ [wcześniej próbował wykorzystać w tym celu sojusz z Hitlerem; po wojnie usiłował szeregu kolejnych zabiegów; dominująca pozycja na Morzu czarnym, była niezbędna dla ostatecznego postawienia jego kropki nad ‘i’].

Przychodzi Chruszczow, który naprawdę pokazał się w kwestii Krymu jako rzetelny pragmatyk, czego nie da się powiedzieć o wielu innych epizodach jego rządów. Wbrew plotkom i szowinistycznym narracjom, przyłączenie Krymu do Ukraińskiej Republiki Radzieckiej było banalnym epizodem reanimowania krymskiego rolnictwa.

 Żeby prowadzić kołchozowe rolnictwo, trzeba było ogromnych dostaw wody na Krym.

Aby to osiągnąć trzeba było zbudować kanał z Kachowki.

A żeby nie utopić tej inwestycji w oceanie sowieckiej indolencji, trzeba było oddać Krym Ukrainie.

Banał, ale za to do bólu prawdziwy. ‘Nrawitsa, nie nrawitsa…’

W konsekwencji wzmacnia się ukraiński entnos na Krymie. Później stopniowo powraca coraz więcej Tatarów.

Wśród oficerów armii i floty sowieckiej wytwarza się pewien snobizm na ‘emerytowanie na Krym’ i utrwalają się ‘kruczki proceduralne’, by to bezkosztowo, oraz komfortowo urzeczywistniać. Ten ostatni faktor w pewnym stopniu wzmacnia etnos moskowicki, choć tę część populacji należałoby raczej określić potocznym terminem ‘sawok’ [Owszem, w większości to byli Moskowici ale raczej o naturze ‘sowiecko-uniwersalistycznej’]. 

W efekcie, już w wolnej Ukrainie, potoczny stereotyp Krymczanina opisywał go jako oportunistę, przyłączającego się do czego/kogokolwiek z kim mu wygodnie. Stereotypy są zwykle odległe od obiektywnego obrazu, lecz z drugiej strony dostatecznie często, oddają tendencję dryfów w szczególnych okolicznościach. A takie właśnie nastąpiły w 2014 roku.

Można spokojnie przyjąć, że to faktor oficerskiego rodowodu sporej części populacji, jej dryf oportunistyczny, oraz powrót do stalinowskich rojeń o panowaniu na Morzu Czarnym, są czynnikami jakie sprawiły, iż Putin nie pozwolił na znaczące zainfekowanie tkanki społecznej tego regionu, jak to uczyniono w okupowanym Donbasie [tzw. LNR/DNR].

Przy całej przestępczej naturze preparowania Krymu pod moskowicką kontrolą i nasycaniu regionu nowym moskowickim etnosem, nie da się tego porównać z ‘somalizacją’ jaką kreml zaaplikował Donbasowi.

W efekcie, nie widać czynników jakie w przyszłości mogłyby stać się szczególnie zjadliwa miną podłożoną pod procesem re-asymilacji Krymu.

Czy mogą się one pojawić w międzyczasie, dzielącym dzień dzisiejszy od przywrócenia suwerenności Ukrainy nad jej regionem?

Co mogłoby być takim czynnikiem?

Może zażarte walki na terenie półwyspu(?) [np. odwojowywanie stolicy Filipin Manili od Japończyków kosztowało ok. sto tysięcy ofiar cywilnych]

Prawdopodobieństwo takowych walk jest bliskie zeru.

Dlaczego?

Zacznijmy od kluczowego szczegółu jakim jest węzeł kolejowy na północy Krymu, Dżokoj. Gdy ukraińskie SZ zajmą lewobrzeżną Chersończynę, to ów węzeł znajdzie się w zasięgu ich artylerii, czyli stanie się bezużyteczny. Układ linii kolejowych idących na Krym przez kerczeński most i przez Donbas jest taki, że nie da się tego węzła ominąć. Jeśli dodatkowo, zostanie uszkodzona drogowa część kerczeńkiego mostu, to jedyną drogą zaopatrzenia Krymu będą statki, lub okręty. A i tym ostatnim nie należy wróżyć długiej przyszłości w konfrontacji z ukraińskimi rakietami przeciw-okrętowymi.

Prawdopodobieństwo, że populacja Krymu odczuje walki na własnej skórze jest bliskie zeru [nie licząc dalekosiężnych ostrzałów jakie nie zawsze będą chirurgicznie precyzyjne, cóż ‘à la guerre comme à la guerre’]

Inny potencjalnie eksplozywny czynnik, to moskowiccy imigranci przybyli po 2014 roku. Tu sprawa jest bardzo jasna. Przybyli na teren Krymu z naruszeniem prawa ukraińskiego i z naruszeniem, nabyli nieruchomości, czyli czeka ich wydalenie. Może dostaną jakich okres tolerancji na załatwienie wyjazdu, ale nie będzie to okres dostatecznie długi, by mogli zorganizować jakieś niepokoje społeczne. Dodatkowo, repatriacja tej grupy prawie na pewno będzie odbywała się przy udziale szerszej, lub węższej wspólnoty międzynarodowej.

Pojawi się problem kolaborantów. Szczególnie ukraińskich oficerów i żołnierzy jacy przyjęli moskowicką ofertę w 2014. Tym niemniej ich pozycja w powojennej Ukrainie będzie określana przez sądy na bardzo klarownej podstawie, więc należy raczej oczekiwać ich emigracji, zanim znajdą się w zasięgu ukraińskiego systemu prawnego.

Bez wątpienia będzie też sporo Krymczan obywateli Ukrainy o mniej jasnej sytuacji a jednocześnie atmosfera odwetu, wśród lokalnych pro-ukraińskich działaczy [szczególnie takich jacy staną się radykałami dopiero po odejściu moskowickich żołnierzy].

Nie będzie łatwo, prosto i różowo ale przyszłość Krymu wygląda relatywnie optymistycznie w porównaniu z tym co czeka okupowaną od 2014 część Donbasu.

Istotnym czynnikiem będą także te (co najmniej) dziesiątki tysięcy Krymczan jakie opuściły domy po 2014 i powrócą tam po zakończeniu okupacji.

Wydaje się, że powinien to być czynnik stabilizujący ale niestety nie można wykluczyć scenariuszy jakie odwrócą pozytywny wektor.

Na marginesie, przypomnę sławne ‘przedświąteczne przesłanie’  moskowickiego wiceministra (z 18 grudnia 2021, jeśli mnie pamięć nie myli). Ultimatum skierowane do NATO w chamskim a nawet ‘grypserowym’ tonie, domagające się wycofania poza linię 1994 itp. Kremlowi naprawdę zaczęło się wydawać, iż pogróżkami mogą „odwojować” część Europy do ‘linii Stalina’, czyli byłe ‘demoludy’ a nawet pójść dalej, połykając całe Niemcy w miejsce DDRu i na tym nie koniecznie zakończyć. W tej wizji obrazy okupacji Donbasu i Krymu były dwoma równoległymi wzorcami przyszłego „zagospodarowania” podbitych państw. Ciekawe, którą z wersji planowali dla Polski?

Zatrudniając czarny humor, wzorzec krymski można by nazwać ‘standardem premium’ moskowickiego imperializmu w wersji dwudziestego pierwszego wieku. Należy przyjąć, że dla większości podbitych terenów, kreml przewidywał standard bazowy, czyli…

Donbas

Związek Radziecki wywalił się m.i. na tym, że wszystko instytucjonalizował wszystko co robił w kraju i zagranicą [‘Freelanceryzm’ jaki świetnie służył sowieckiej Moskowii na początku został brutalnie, bezmyślnie zniszczony przez Stalina w okresie czystek a później tępa instytucjonalizacja tylko rosła, w w 1970tych zacisnąć się pętlą na szyi moskowickiego imperium].

Putiniści sięgnęli do korzeni [do schematów Willi Münzenberga i jemu podobnych, unowocześnionych modusami mafijnymi a nawet ideą start-up(ów)].

Dzięki temu długo i sprawnie unikali błędów Związku Radzieckiego.. I mogliby to niestety robić dalej z niewielką utratą skuteczności, gdyby głupiemu Wowce nie zachciało się „ostatecznego rozwiązania kwestii ukraińskiej”. Niestety mogłoby to dalej działać na ich korzyść, gdyby pozwolił generałom decydować o celach operacyjnych [mogłoby się to skończyć powstaniem dwóch Ukrain, lewo- i prawobrzeżnej; ta druga może nawet bez dostępu do morza] .

Ale nie pozwolił.

Powracając do Donbasu.

 Z powodu swej historii był łatwiejszym łupem dla działań uskutecznianych tam od 2014. Oznacza to również, iż był łatwiejszym łupem dla indukowanej tam atrofii tkanki społecznej.

Ale nie zapominajmy, że jeśli jedna społeczność gdzieś na Ziemi wpadła kiedyś  w jakąś potworną spiralę, to coś podobnego może przydarzyć się także innej społeczności w innym czasie, zwłaszcza gdy zależy na tym sąsiadowi posiadającemu środki dla „interwencji”. Przerabialiśmy to u schyłku osiemnastego wieku.

+++

Donbas bez masy krytycznej, więc nie groźny dla operatora.

W teorii wiele ‘Donbasów’ może być wciąż świetnie kontrolowalne w planie zewnętrznym, bez większej ingerencji wewnątrz. W teorii…

W teorii jaką można już raczej skreślić z listy scenariuszy na najbliższe dekady.

Pozostaje jeden samotny doniecko-ługański moskowicki projekt będący na progu likwidacji i późniejszej rekonwalescencji jako regiony Ukrainy.

Obszar DNR/LNR pokrywają się z tymi najbardziej dotkniętymi stalinowskim holodomorem.  Ukraiński etnos został zmasakrowany w sensie dosłownym jak przez wywózki ucieczkę, etc. Powstała próżnia zapełniana później kim się dało

Boom industrializacyjny po 1927 już przed holodomorem zapełniał miasta etnosem napływowym. Mnóstwo innych zaprzeszłych czynników dało efekt taki, że wschodnie obłasti Ukrainy w dniu uzyskania niepodległości, były w znacznym stopniu, nie tyle nawet zrusyfikowane, co ‘zsawkowane’ . Paradoksalnie ‘sawok’ był łatwiejszym przedmiotem manipulacji i późniejszej obróbki społecznej niż zdeklarowany etnos moskowicki osiadły na tych terenach. Mentalność typu ‘sawok’ zwana czasem ‘watnictwem’ jest niezależna od etniczności danego człowieka.

Istnieją dobre przesłanki by sądzić, że inwazja Donbasu nie była ujęta w planach przejęcia Krymu. Ba, nawet sam Krym miał raczej powtórzyć schemat Naddniestrza [z 1990] albo późniejszych pirackich republik na terenie Gruzji, niż być włączonym w granice Moskowii. Zamieszki w Donbasie organizowane, przez czekistów oraz GRUszników miały za zadanie jedynie odciągać ewentualną ukraińską reakcję na Krymie. Łatwość całkowitego przejęcia Krymu wywołała naturalną reakcję u organicznych oportunistów kierujących kremlem ‘trzeba iść dalej’. Armia rosyjska była wtedy wiele słabsza i gorzej przygotowana niż jej wersja z 24.02.2022 ale Ukraina znajdowała się w takiej rozsypce, że gdyby nie bataliony ochotnicze, to obszar okupowany byłby znacznie większy, a może jeszcze gorzej.  W omawianym kontekście ważne jest to, iż w pierwszym momencie Moskowici nie mieli żadnych planów na to co z okupowaną częścią Donbasu zrobić. Przeciągające się walki ułatwiały improwizacyjne podejście. ‘Pirackie republiki’ LNR/DNR ściągały męty z całej Moskowii. Generalną kontrolę nad mechaniką tych tworów powierzono GRU i czece ale była to bardzo generalna kontrola. Kontrola sprowadzająca się do brania haraczu od watażków i bandytów, oraz usuwania tych z nich jacy poczuli się zbyt ważni.

To ogromne zagadnienie, które z pewnością stanie się podstawą dla setek dysertacji i programów badawczych w nadchodzącej przyszłości.

Generalnie zachodziła tam jako-tako-kontrolowana-somalizacja.   Kontrolowana wyłącznie z zewnątrz i naprawdę tylko jako-tako.

W trakcie takiego rozwoju sytuacji [prawdopodobnie między pierwszym a drugim ‘Mińskiem’ Putin&co. zorientowali się że piracka republika w tej formie i skali, to ich szansa na przejęcie całej Ukrainy drogą indukowanej atrofii. A co więcej, istnieją przesłanki, by sądzić, iż zaczęli rojenia o przeszczepieniu atroficznych jadów jeszcze dalej na zachód.

Już na samym początku okupacji, wielu Ukraińców [nie tylko w sensie etnicznym ale też w sensie tożsamości państwowej] zaczęło porzucać swoje miejsca zamieszkania obszarach okupowanych. Po drugim ‘Mińsku’ nastąpiła następna fala. Wolne mieszkania stały się magnesem dla ‘szemranego elementu’ z całej Moskowii. Już nie tylko dla zwolenników mocnych wrażeń z kałaszem w dłoni jacy przyjeżdżali wcześniej.  Ukraińscy kryminaliści po otwarciu więzień „dostali szansę na nowe życia” [dobrze to ilustruje historia życia ostatnio uśmierconego w Petersburgu ‘wajenkora’]. Naturalne wszechstronne, wielowątkowe więzi jakie cywilizują dojrzałe społeczeństwa, zostały kompletnie porwane. W Donbasie od lat nie ma już społeczeństwa, choćby niedojrzałego, jest tylko populacja. I to co gorsza populacja żywiąca się krwiożerczą antyukraińską propagandą.

W ogromnej większości nie dlatego, że tak uważają ale dlatego ponieważ istnieją naturalna reakcja psychologiczne chroniące w ten sposób przed szaleństwem.

Są bytowo i mentalnie uwięzieni na wyspie piratów i muszą popierać piratów i jeszcze wierzyć w piractwo, by nie zwariować.

W nieokupowanej Ukrainie przed pełno-skalową inwazją było bardzo trudno wynająć mieszkanie dla ludzi przyjeżdzających z Donbasu po 2016.

Fala młodych próbujących wydobyć się z pirackiej wyspy  załamywała się na takim detalu.

Istniała też znacząca liczba mieszkańców regionów okupowanych, przesiedlona w głąb Moskowii w ramach propagandowej „ewakuacji” i  może nawet większa przesiedlająca się stopniowo w tym kierunku dobrowolnie, na własną rękę, postrzegając bezprawie w Moskowii lepszym od moskowickiego bezprawia na terenach okupowanych.

Generalnie, konstruktywny/potencjalnie konstruktywny składnik społeczności wypływał z Donbasu przez cały ośmioletni okres okupacji.

Teraz trzeba będzie prowadzić walki na terytorium zaludnionym taką ‘uszkodzoną’ populacją a następnie re-asymilować w skład Ukrainy.

Nie zazdroszczę ludziom jacy te dwa procesy muszą zaprojektować.

+++

Wydaje się, że jedynym rozsądnym sposobem wyzwolenia Donbasu na poziomie operacji wojskowej będzie odcięcie regionu od logistycznych połączeń z RF [szczególnie dotyczy to obłasti donieckiej]. Cały ten obszar ma bardzo wysoki poziom urbanizacji i gęstość zaludnienie [w mniejszym stopniu dotyczy to obszaru okupowanego znanego jako LNR]. Jest zatem uzasadnionym, założyć, że operacja militarna utworzy rodzaj wyspy w Donbasie. Tu pojawia się pierwsza faza, skrajnie trudna dla prognozowania scenariuszy wg jakich nastąpi przywrócenie suwerenności Ukrainy nad tymi terenami.

Moment przejścia od operacji wojskowej do operacji społecznej będzie skrajnie wrażliwy.

Utworzenie ‘wyspy Donbas’ wyznaczy początek ‘etapu zero’ przywracania populacji tego obszaru w ramy społeczeństwa ukraińskiego. Nie możemy być pewni, że ten etap odbędzie się bez przemocy. A skoro nie możemy, to skrajnie trudnym staje się również antycypowanie następującego po zerowym, etapu pierwszego, czyli właściwej rekonwalescencji społecznej.

Jak wspomniałem, nie zazdroszczę nie tylko tym, którzy będą musieli to wyegzekwować, nawet tym jacy już prawdopodobnie przygotowują zręby planów.

Znaną frazę o ‘byciu swoim własnym najgorszym wrogiem’ często przywołujemy w odniesieniu do Polski i Polaków. Gdy jednak zagłębić się w historię Południowych Rusinów zwanych dziś Ukraińcami, to fraza ta nabiera jeszcze bardziej fatalistycznego wymiaru, niż w naszym wypadku.

Mam wielką nadzieję, że tak trauma moskowickiego najazdu, jak i przebudowy/odbudowy po nim, przełamią większość negatywnych dryfów.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *