I nieszczęściu trzeba pomóc…

Ciemnogrodu dzień powszedni (4)

            I znaleźli się, niestety, gorliwi pomagierzy. Nie spadli oni z nieba, nie zakupiono ich w tym samym sklepie, w którym w ofercie są „zielone ludziki”, nie przekupiono nawet ludzi słabych umysłowo lub kalekich pod względem moralnym. To nie są ludzie źli ani obcy, to nie są ludzie skądinąd, ale z naszego stadnego stąd. Wychowani i poniekąd „wyhodowani” (kłania się tu osławiona formacja, by posłużyć się terminem z nowomowy kościelnej) w naszym grajdołku. Fart nasz polegał na tym, że przez większość czasu, jaki upływał po roku 1989, udawało się nosicieli i propagatorów zapatrywań bezrozumnych i wstecznych trzymać możliwie z dala od rządzenia Polską, od nadawania jakiegokolwiek znaczenia ich narracji, ich aberracjom. Teraz też jeszcze owi ludzie nie są głównymi ideologami, lecz kurs Kaczyńskiego na prawo w końcu doprowadził nie do zwarcia z nimi a zespolenia (acz ongiś ów świątek przez siebie stworzonego układu ostrzegał przed arcykatolickim Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Narodowym, mającym być w rezultacie swoich działań sprawcą „najkrótszej drogi do dechrystianizacji Polski”). Socjalizm nazywał siebie naukowym. Odrzucenie socjalizmu (w wersji peerelowskiej z nadania sowieckiego) okazało się również w znacznej mierze odrzuceniem nauki jako takiej. To bodaj Jerzy Giedroyc spostrzegł, że dwie trumny, jakie Polską rządziły (Piłsudskiego i Dmowskiego), po roku 1989 znów się otworzyły, jak gdyby nie upłynęło pół wieku od czasu zamknięcia nad oboma wieka (odpowiednio 1935 i 1939). Dziś wprawdzie doszła jeszcze trauma i trumna smoleńska, ale nie jest to zmiana jakościowa. Wciąż paradygmat naszej polityki jest zaściankowy i w gruncie rzeczy nie przekroczył progu wieku dwudziestego pierwszego, często gęsto tkwi w dziewiętnastym.

            Drążę te sprawy i tematy może wręcz aż kompulsywnie, lecz pozostaję głęboko przeświadczony o tym, że bez rozpoznania i przepracowania tego będziemy bezustannie się dziwić, czemu w polskiej polityce oraz debacie o teraźniejszości i przyszłości na wierzch wypływają męty, patoidee ciemnogrodzkie.

            Tymczasem ma miejsce plandemia reptilian pedofilów kanibali… O co chodzi? O mix teorii spiskowych z rzutem historycznym: od „morderczego” in vitro (osławiony Gowin słyszał krzyk zamrożonych zarodków) po walkę ze szczepieniami (bez komentarza na pozostawię kapitulację pisowskiej władzy wobec zarazy), co w Polsce zaczęło się nasilać już w roku 2004 (to opiszę kiedyś dokładniej, jak również inne niewygodne dziś dla wielu uczestników życia publicznego fakty z ich wcześniejsze głupiej działalności). Tajemnicą trwałości ideologii ciemnogrodzkiej jest to, że każda nowa rzecz jest jej pożywką, która zyskuje uznanie kleru i odzew w mediach. Żałuję, że nie są oni konsekwentni – druk, radio, telewizja, internet – co postponowali, to potem wykorzystywali, aby zatruwać umysły. Edukacji serio u nas nie ma, odkąd religia wyznacza jej horyzont. Od nastania ministra Czarnka (i takich osób, jak emblematyczna kurator oświaty Nowak), nawet szkoda słów, jak niski jest to pod względem naukowym pułap oczekiwań. Ciemnota to nie jest metafora. Lecz w tym zalewie ordynarnej głupoty są takie brednie, które się wybijają, choć swoich wyznawców prowadzą do grobu. Antyszczepionkowcy wierzą we wszystkie teorie spiskowe jednocześnie (do wcześniejszych dochodzą nowe, co poprzednich wcale nie unieważnia, nawet pomimo sprzeczności), co zaraz mógłbym naświetlić, ale wszystko to sprowadza się do jednego, otóż są to nowe szaty – starego jak świat – antysemityzmu sprzężonego z antyintelektualizmem, dezawuowaniem poznania na rzecz iluzji. I dlatego nie dziwi mnie chwytliwość takiego poglądu na świat w Polsce – antecedencje są wielowiekowe, pańszczyźniano-sarmackie, tudzież romantyczne.

            Irydologia (tęczówka oka jako ilustracja stanu zdrowia), homeopatia (pamięć wody!), bioenergoterapia (energetyzowanie ciał, przedmiotów i wody, mesmeryzm) – to tylko nazwy, które są magicznymi zaklęciami, lecz wpisują się za to doskonale w nurt teorii spiskowych, których zwieńczeniem jest kult psychopatycznych patoprognostów, dystopijnych futurologów i szczwanych politykierów, podających sobie ręce w walce z rozumnością ludzkich obaw, wahań i lęków, na które dają odpowiedzi fałszywe i panikarskie zarazem, manipulując faktami. Wszelkie problemy w ich spaczonej logice są łatwe do rozwiązania, banalne, zatem po prostu personalne – i bez trudu od razu wskazują ich winnych, choć poza pomówieniami nie dysponują żadnymi dowodami spisku. No, ale najlepszym dowodem globalnej konspiracji jest brak dowodu! Wszyscy, którzy z tym teksem się zgadzają, są tego złowrogiego spisku uczestnikami. Shame on you!

ROBERT PAŚNICKI / @RPasnicki

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *