Cierp ciało, kiedyś chciało. W wyniku mojej rozmowy z Robertem Paśnickim powstał jego felieton pod tytułem Następcy czy zastępcy?. Redakcyjny kolega w rewanżu wezwał mnie do tablicy, domagając się ode mnie kilku słów komentarza. Oto one…
Robert słusznie zauważył pewne podobieństwo pomiędzy sytuacją USA a sytuacją w Polsce. Tu i tam na czele dwóch spierających się części społeczeństwa stoją dwaj, jak to napisał, geronci. Dodam, że i tu, i tam, w interesie Putina leży, by jeden z nich miał decydujący wpływ na politykę i gospodarkę swojego kraju. Tam Trump, tu Kaczyński. To tyle międzynarodowych porównań z mojej strony.
Zawiłości amerykańskiej polityki są dla nas istotne ze względu na potęgę gospodarczą i militarną tego kraju oraz fakt, że jest to nasz sojusznik. Przynajmniej na razie. Niech jednak się inni w to wgłębiają, ja skomentuję sytuację na nadwiślańskim podwórku, bo przecież koszula bliższa ciału.
Spór, a może należy to nazwać walką, pomiędzy Donaldem Tuskiem a Jarosławem Kaczyńskim trwa w ostrej wersji od 2005 roku, a więc już siedemnaście lat. Gdy ten pierwszy przestał być premierem i zajął się polityką w wydaniu europejskim , ktoś nazwał PO sierotami po Tusku. Trafnie zresztą, bo bez tego polityka wybory w 2015 roku (prezydenckie i parlamentarne) zostały przez te sieroty sromotnie przerżnięte.
Kaczyński jednak nie zapomniał o swoim wrogu, na punkcie którego ma najwyraźniej obsesję i w 2017 roku, w czasie głosowania nad powtórnym objęciem przez Tuska funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej podwykonawca woli prezesa, reprezentująca Polskę Beata Szydło, jako jedyna głosowała przeciwko, odnosząc jeszcze bardziej sromotny niż wspomniane sieroty sukces, pamiętne 1:27.
Sytuacja stała się jeszcze bardziej napięta, gdy po prezydenckich pocztowo-pandemicznych pseudowyborach prezydenckich 2020 roku, Donald Tusk zdecydował się wrócić do krajowej polityki. Prezes i kurwizja, tocząc niemalże pianę, obwiniają go o wszystko, może poza pożarami albo powodziami w Australii.
Wróćmy jednak do meritum. Otóż, gdyby z jakiegoś powodu zabrakło Kaczyńskiego w polityce (nie, żebym się martwił ), to po nim też zostaną sieroty. I to jeszcze bardziej bezradne na szczęście. Po obu liderach może zostać pustynia. Najbliżej zostania nowym rozgrywającym jest Rafał Trzaskowski, a potwierdza to fakt, że jest wrogiem numer dwa dla Nowogrodzkiej, obrzucanym niewiele mniejszą ilością hejtu niż Tusk.
Pomijając zatem dwóch pierwszoplanowych aktorów sceny politycznej, mamy tylko jedną osobę, która daje nadzieję, że jeśli zostanie premierem, czy prezydentem, będziemy mogli na nią patrzeć z dumą. Jak na nasz kraj, to trochę mało. I to jest ta porażka kilku pokoleń, o której pisał Robert. Pewnie by się jeszcze ktoś znalazł, ale chyba nie ma ochoty zagłębiać się w to polityczne bagno. To jest ta porażka, że krajem zarządza z tylnego siedzenia nienawistny człowiek, który z łatwością znalazł całe tabuny niedouczonych osobników, dla których kłamstwo, nepotyzm, religijne zaczadzenie i tym podobne cechy są najwyższymi wartościami. A na dodatek media utrwalają ten obraz wałkując przez tydzień na przykład „dupiarza”, a setki afer władzy traktując po łebkach.
Co trzeciemu uprawnionemu nie chciało się pójść wrzucić głos do urny dwa lata temu, a teraz pewnie radośnie rechoczą, jak to ruscy pranksterzy wkręcili pana Dudę. I to po raz drugi. To właśnie przez takie lenistwo i malkontenctwo wyborcze ruscy, powiedzmy żartownisie, mogą takie akcje wykręcać. Róbcie tak dalej, a znowu każdym ministerstwem zarządzał będzie jakiś Czarnek czy Ziobro, oświatą w każdym województwie jakaś kurator Nowak, wszystkie uczelnie zostaną filiami KUL-u, a rezydenta pałacu prezydenckiego wkręci nawet sprzątaczka (z całym szacunkiem dla tej profesji).
Odpowiadając zatem na tytułowe pytanie – następców nie widać. Witajcie w Ciemnogrodzie, kondominium toruńsko-moskiewskim.