Tym razem wybrałyśmy się do kościoła Santa Maria del Popolo, leżącego tuż przy dawnej północnej bramie miasta. Według legendy ołtarz główny stoi w miejscu, gdzie znajdowało się niegdyś drzewo orzechowe, w którym mieszkały złe duchy. Strzegły one grobu cesarza Nerona, pochowanego tu z innymi członkami rodziny Domicjuszy. Duchy te, pod postacią czarnych kruków, nękały tych, którzy chcieli wejść do miasta przez Porta Flaminia. W 1099 usłyszał o tym świeżo wybrany papież Paschalis II. Pościł i modlił się przez trzy dni, aż objawiła mu się Matka Boża, która poprosiła go o ścięcie tego drzewa i zbudowanie tam kościoła. Tak udało się uwolnić to miejsce od demonów. Odnalezione pod korzeniami szczątki Nerona wrzucono do Tybru. Legenda ta pojawia się w zbliżonych wersjach w wielu relacjach z podróży i przewodnikach po Rzymie co najmniej w XV wieku, a zapewne jest wcześniejsza. Jej podstawy są raczej wątłe: według Swetoniusza (autora „Żywotów cezarów” z przełomu I i II wieku) mauzoleum Domicjuszy znajdowało się na wzgórzu Pincio, a nie u jego stóp, gdzie postawiono świątynię.
Po epidemii dżumy w Rzymie w 1231 papież Grzegorz IX kazał rozbudować kościół i podarował mu cudowny obraz Maryi, przypisywany św. Łukaszowi (wizerunek ten nadal jest w głównym ołtarzu). W XVI wieku tworzyli tu Bramante i Rafael (kaplica Chigi), a w XVII wieku obecny, barokowy charakter nadał budowli Gian Lorenzo Bernini (ten od kolumnady bazyliki św. Piotra i baldachimu w jej wnętrzu oraz Ekstazy św. Teresy).