Zajmująco i klimatycznie plus literacki dodatek

Zacznę od pytania – jeśli trafiacie na muzyczne odkrycie, to od razu dzielicie się nim ze światem, czy przez jakiś czas jest ono tylko wasze?

Przez ostatnie dwa tygodnie, różne dla mnie, trzymałem coś w ukryciu i udało mi się o tym nie wspomnieć nikomu. A chęć była ogromna, przy każdym kolejnym przesłuchaniu albumu chciałem napisać, podzielić się, opowiedzieć. Dałem radę.

Lubię być zaskakiwany, lubię, gdy utwory na płytach wymagają ode mnie uwagi, skupienia na dźwiękach, na wszelkich smaczkach, które wyłapuje się po kilkukrotnym przesłuchaniu. Wszystko o czym przed chwilą napisałem z reguły składa się na mieszankę, która zapewnia długie życie płycie, a nie odłożenie jej po kilku dniach w kąt, skąd straszy przez bardzo długi czas, mniej widoczna z każdym kolejnym albumem w kolekcji.

Właśnie na taki album udało mi się trafić i za kilka chwil będziecie mogli sprawdzić na własne uszy czy miałem choć trochę racji.

Norweska grupa Manes działa od 1993 roku, oprócz pierwszej płyty utrzymanej w klimacie norweskiego black metalu, oferuje na swoich płytach mieszankę takich stylów jak jazz, trip-hop, electronica i heavy metal. Ostatnia płyta w ich dorobku, to wydany w 2018 album zatytułowany Slow Motion Death Sequence.

Album, który zatrzymał mnie na całe 44 minuty i przed kolejnym posłuchaniem pozwolił tylko na chwilę przerwy. A wszystko zaczęło się po wysłuchaniu utworu numer 2 na płycie – Scion.

Jeśli ktoś nie został oczarowany dźwiękami w trakcie tych niespełna 5 minut, cóż, mogę tylko mu życzyć szczęśliwej drogi. Bo jak dla mnie już po pierwszych dźwiękach wszystko było jasne – cóż za piękna dźwiękowa układanka.

Seen a wish from girl in window
Try to make a difference in life
There is no moment for the beautiful to realize life
But they would…

Elektronika z hipnotyzującym rytmem, w tle gitara i ten głos – ni to śpiew, ni krzyk. Magia, z każdą kolejną sekundą większa, spowijająca człowieka od stóp do głowy, niepozwalająca się wyrwać z jej objęć.

Just because I can
Just because I can
You say I’m yours
No life no heart
I’m intending last love…

A to zaledwie drugi utwór na krążku. Całość zaczyna się zupełnie inaczej, bardziej gitarowo, bardziej zadziornie – Endetidsteng.

Who am I?
Who am I?

Kolejne dwa utwory, będące jeszcze większą mieszanką elektroniki, trip-hopu i gitar, wprowadzają w jeszcze większy stan poddania się muzyce. Te wszystkie zmiany tempa, śpiew wokalisty i wokalistki nie pozostawiają złudzeń co do wartości materiału znajdującego się na płycie.

Kolejny utwór, to trwająca ponad 7 minut kompozycja zatytułowana Last Resort. Najzwyklejsza ze wszystkich zawartych na albumie, co nie znaczy, że słabsza. Ballada z dłuższym solem gitarowym idealnie nadaje się na chwilę wytchnienia przed kolejnym połamanym rytmicznie kawałkiem – Poison Enough for Everyone. Tu już nie ma spokoju, nie ma wytchnienia. Podobnie jest z trzema kolejnymi utworami, niespokojnymi, zakręconymi, wymagającymi skupienia i zaangażowania od słuchacza.

Ja się zakochałem, który to już raz, w tej wyjątkowej płycie i jestem pewien, że wielokrotnie do niej będę wracał. Oczywiście, te 44 minuty nie sprawdzą się w roli tła, umilacza czasu. Są wymagające, denerwujące, drażniące zmysły. Z drugiej strony dźwięki na niej zawarte są tak wciągające w ten swój, trochę pokręcony świat, że nie potrafię się od nich uwolnić i muszę wracać choć na chwilę. Trudno o takie płyty, dlatego ta zajmuje szczególne miejsce w ostatnio przesłuchanych i ma swój kącik w moim muzycznym sercu.


Przed małym dodatkiem literackim, muszę się do czegoś przyznać – tekst miał dotyczyć trzech różnych grup, łącznie z tą, o której obiecałem napisać w mojej ostatniej “audycji”, czy jak to nazwać. W trakcie pisania z jednoczesnym słuchaniem płyty grupy Manes, uświadomiłem sobie, że to bez sensu. Bez sensu z prostej przyczyny, płyta Slow Motion Death Sequence jest tak wyjątkowa, tak zajmująca, że nie odważę się napisać o czymś innym, co miałoby odwrócić uwagę od tej pozycji. Pozycji, w moim mniemaniu, na tyle dobrej i zajmującej, że na jeden dzień wystarczy. Jeśli się pomyliłem i nikt nie odebrał tego albumu podobnie, cóż – nie obiecuję poprawy i dalej będę szukał podobnych dźwięków.

Na zakończenie mała niespodzianka, literacka – otrzymałem tłumaczenie utworu z repertuaru grupy Jethro Tull zatytułowanego Moths, który znalazł się na płycie Heavy Horses z roku 1978 z prośbą o jego zamieszczenie.

Autorem tłumaczenia jest Zbigniew Nadratowski @ZPanzet

Otwarte witrażowe okno
do tańca zmusza płomień świec
a pierwsze ćmy bliskiego lata
odnajdują śmierć … odnajdują śmierć
majowej bryzy lekki powiew
czule otwiera pąki drzew
w rejs ruszają lilie wodne
bezbronne tak jak ty
bezsenną nocą – my razem
wzlatujemy jak te ćmy
tkając przeznaczenie
jak bajkowy wiosny czas
goniąc senne cienie
ślizgające się wśród ścian
potworów z płomienia
światła świecy slajd
w wir zanurzeni
szukając igły złotej
jak w stogu siana naszych szaleństw
dotykiem motylim
witać wiosny czar … witać wiosny czar
życie jest zbyt długie (pewien leming rzekł)
tak jak ćmy płonące w świecy jak my
a więc spłońmy razem jak te świece i ćmy
nim do końca stopią się
otwarte witrażowe okno
do tańca zmusza płomień świec
a pierwsze ćmy bliskiego lata
odnajdują śmierć … odnajdują śmierć
będę czcić bez końca
nieśmiertelny blask tych chwil
gdy widziałem w twych oczach
blask płonących skrzydeł ćmy

“The Moths” – Jethro Tull

The leaded window opened
to move the dancing candle flame
And the first Moths of summer
suicidal came.
And a new breeze chattered
in its May-bud tenderness —
Sending water-lillies sailing
as she turned to get undressed.
And the long night awakened
and we soared on powdered wings —
Circling our tomorrows
in the wary month of Spring.
Chasing shadows slipping
in a magic lantern slide —
Creatures of the candle
on a night-light-ride.
Dipping and weaving — flutter
through the golden needle’s eye
in our haystack madness. Butterfly-stroking
on a Spring-tide high.
Life’s too long (as the Lemming said)
as the candle burned and the Moths were wed.
And we’ll all burn together as the wick grows higher —
before the candle’s dead.
The leaded window opened
to move the dancing candle flame.
And the first moths of summer
suicidal came
to join in the worship
of the light that never dies
in a moment’s reflection
of two moths spinning in her eyes.

Do następnego razu…

Podziel się

One Reply to “Zajmująco i klimatycznie plus literacki dodatek”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *