Szok technologiczny i polityka

Ciemnogrodu dzień powszedni (50)

            Nowoczesna technologia ułatwia życie, uzależnia jednak od gadżetów, które nic z postępem, a nawet większą wygodą, nie mają wspólnego. Współczesny człowiek potrzebuje (mimo że o tym raczej nie wie) nowego odrodzenia, odświeżenia myślenia, postrzegania świata, odbierania bodźców płynących z rzeczywistości, nie zaś kolejnego umilacza, zabijacza czasu i nudy, przyśpieszacza i wzmacniacza doznań psychicznych, a nierzadko fizycznych (np. VR).

            O ile mniejszym dla nas problemem jest samo przetrwanie (przynajmniej w prawdopodobnej perspektywie dostępnego nam biologicznie czasu życia w tej części świata), o tyle zasadnicze dla powodzenia naszej egzystencji jest przerwanie uzależnienia od technicznych udogodnień (nie mówię o ich wyrugowaniu – podkreślam). Zaufanie wyłącznie sztucznym (wy)tworom jest zagrożeniem dla zachowania naszej prawomocności w noosferze. Jeśli oddajemy nie tylko naszą wygodę, bezpieczeństwo, lecz także… rozum zewnętrznemu zarządcy, jakim jest sztuczna inteligencja, to rychło staniemy się od niej zależni, a potem podlegli jej, gdy już przestaniemy nie tylko kontrolować, lecz rozumieć procesy nią kierujące, rządzące jej algorytmami.

            Przez nadmierne wygodnictwo sami zamykamy się w złotej klatce, poza którą niebawem nie będziemy potrafili żyć, ba, sama myśl o jej opuszczeniu, wyjściu poza tzw. matrix, wyda się nam niedorzecznością, wręcz aberracją.

            Jeszcze jest dość czasu, by spróbować funkcjonować w sposób mniej bierny. Rozwój naszego ducha, że tak powiem górnolotnie, jest zapóźniony wobec postępu technologicznego o kilkaset lat, co dowodnie widać po stanie naszej prywatnej i publicznej moralności. Oświecenie dawno przygasło. Cofamy się do jakiegoś zatęchłego ładu karnawałowego z przysłowiowej jesieni średniowiecza. Zamiast indywidualnie i zbiorowo nadganiać – to się oddalamy od nawet nie szczytów, co stanów średnich intelektu i duchowości. Triumfy święci irracjonalizm, pseudonauka, duby smalone trwale zastąpiły szkiełko i oko. Wiedzy wciąż przybywa, lecz z jej zasobów coraz bardziej niechętnie się korzysta. Chcących dokładnie wiedzieć ubywa systematycznie. Ależ wszystko przecież można znaleźć w internecie! Słyszę ten argument i się załamuję. Żeby coś znaleźć – trzeba wiedzieć, jak i gdzie szukać. Żeby zacząć szukać – trzeba wiedzieć, iż coś takiego a takiego jest do odnalezienia.

            Głupiejemy na potęgę przez zalew zbytecznych wiadomości, które są niczym piana, szlam, ale mózg sam z siebie nie potrafi ich odcedzić. Założę się, że pół godziny poświęcone na lekturę zwykłego tekstu, nawet banalnego, więcej daje człowiekowi od pół godziny poświęconej, a raczej zmarnowanej na przewijanie wieści z sieci. To po prostu kwestia skupienia. Skupienie się pozwala wyciszyć szum informacyjny. I nie ma większego znaczenia, co jest owego skupienia przedmiotem. Pełne zaangażowanie umysłu kontra szczątkowa percepcja. Zajawki, ciekawostki, wyrwane z kontekstu zdania i uwagi – są dosłownie sieczką.

            Tymczasem parę stron tekstu to uporządkowany komunikat. Racja, że pojedynczy, bardzo być może, iż bez intelektualnych fajerwerków i zaskoczeń emocjonalnych, a jednak coś wnoszący do repertuaru dostępnych nam idei, dający asumpt do czegoś więcej niż emotką wyrażony stan odbiorcy.

            Tutaj pojawia się wreszcie kontekst polityczny. Oto nagle jeden z aspirujących do rządzenia polityków został skonfrontowany z własną twórczością pop-publicystyczną. Przytaczane cytaty i obszerne wyimki z wielu jego książek (swoją drogą, produkcja iście taśmowa) odebrane zostały przez jego zwolenników jako atak, wręcz hejt. To zdenerwowanie, ta gwałtowna reakcja, ta agresywna irytacja – nie dziwią. Śmiem twierdzić, że apologeci owego medialnego szamana sami po raz pierwszy mieli okazję zetknąć się z jego tekstami, gdyż dotąd wystarczały im gładkie przemowy lidera uwielbianego. Nie tylko się z nimi zetknąć, ale także z oceną tych tekstów, ich wymowy. Upudrowany Ciemnogród pozostaje Ciemnogrodem. Mimo to wyłaniający się z nich skrajny konserwatyzm, by nie rzec obskurantyzm, wielu chce wybielać i odbierać jako takie tam sobie gadanie. A przecież to jest w istocie program polityczny, manifest, to jest też wskazanie na ich idola poglądów źródło ideowe, którym jest myśl antyoświeceniowa. Nie po to pisze się podobne książki, żeby zawarte w nich tezy traktować jako sezonowe, jednorazowego użytku dla danej publikacji (zwłaszcza że były bez zmian w treści wznowienia ostatnio).

            Smutkiem napawa brak refleksji u fanów celebryty z ambicjami kaznodziejskimi. Jeszcze smutniejsze jest to, że sami oni (o dziennikarzach nawet nie wspomnę) nie sięgnęli do jego dzieł, gdyż uniknęliby przeżycia szoku, a choćby dysonansu poznawczego.

            Powyższa uwaga odnosi się także do zwolenników innych kandydatów i partii politycznych. Odnosi się do większości z nas. Z pozoru ich programy wydają się niezbyt ekscytujące czy istotne, pretekstowe i ogólnie słuszne, a jednak powinno się z nimi zapoznawać, gdyż co do joty mogą zostać zrealizowane, zaś diabeł, jak wiadomo, tkwi w szczegółach.

            Dobry mówca potrafi uwieść publiczność, oczarować i sobie zjednać, ale nie ma wpływu na odbiór swoich tekstów zaprezentowanych czarno na białym. Brakuje nam właśnie naocznego, czyli czytelniczego rozpatrywania oferty politycznej, wyborczej.

            Kto nie czyta – ten błądzi i sam sobie szkodzi. Technologia (żeby nie było, iż potępiam ją w czambuł) idzie w sukurs także tym, którzy mają odruch wstrętu na widok zadrukowanego papieru (nie da się ukryć, że po lekturze drukowanych gazet codziennych ręce nie tylko metaforycznie trzeba zwykle myć), dostarczając im czytniki, internetowe subskrypcje prasy itp.

            Zbyt często technologię traktujemy jednostronnie – jako rozrywkę. Zbyt rzadko wykorzystujemy jej funkcje poznawcze. Do tego żywimy przekonanie o tym, że zawsze będzie ona dostępna w sposób nieograniczony. A tak być wcale nie musi. Dlatego warto mieć na podorędziu jakąś alternatywę, czyli książki i świece, dużo książek i dużo świec…

            Wiem, że moich czytelników i czytelniczek nie muszę do tego, co powyżej napisałem, przekonywać, lecz chciałem im – wam – nam – sobie rzec, że jeszcze nie jest za późno!

ROBERT PAŚNICKI

Podziel się

2 Replies to “Szok technologiczny i polityka

  1. Optymista jesteś.
    Co powiesz, kiedy wspomnę o AI? Tysiące zachwyconych szurów chodzi i się chwali, że odkryli tak wiele, bo to im rysuje wyimaginowane waginy?

    Jeżeli chodzi o nowinki techniczne, zawsze byłem pierwszy, a teraz stałem się technosceptykiem, który w świecie technologii widzi kajdany i zagładę.
    Nawet systemu operacyjnego w komputerze nie chce mi się aktualizować, zostawiam stare jądro, aby tam jakieś łatki miało, bo gdzie mi się śpieszy i tak będę zmuszony do nowego, tylko ja go już nie chcę skoro stare dobrze działa. Możecie uznać, że mam kryzys człowieka w średnim wieku, ale to nie jest tak do końca, bo za każdym razem myślę nie tylko o sobie, a o całym świecie, przyrodzie, ekologii, ochronie klimatu. Ktoś napisze, linuksiarz z ciebie, ano jestem, pod każdym względem chciałbym być wolny, aczkolwiek nie jestem powolny. Pośpiech jest dla nas, dla ludzkości zwyczajnie zabójczy. W imię nowoczesności niszczymy miejsce, które służy nam do życia, a potem skutki będzie bardzo trudno odwrócić i zostaniemy skazani na wyginięcie.

    Dziś kajdany są wirtualne, a jutro będą bałamucić nas łańcuchami wszczepianymi w nasze mózgi. Teraz dopiero pojechałem — co ten koleś sobie wyobraża?
    Wyobraźcie sobie, że tak będzie i to nie jedna rzecz, która was zdziwi, tak jak technologia streamingu jest dla środowiska bardziej zabójcza niż produkcja wszystkich kaset, winyli i płyt CD. Kto by pomyślał, a jednak. Czytałem fajny artykuł pod tytułem „Czy sieć truje środowisko?” i tylko wyciągam wnioski, albowiem technologia nam nie służy, tak samo, jak produkcja bitcoinów, która nawet wytwarzała 15% CO2. Idiota, no nie, a jednak produkcja bitcoina była głównie napędzana niczym innym, jak węglem spalanym w elektrowniach.

    Wyobrażam sobie bardzo wiele, pokrzykuję, że złe korporacje, Google, Microsoft, Apple, ale kto by chciał słuchać, prędzej pomyśli, że jestem oszołomem. Może i jestem przewrażliwiony, tylko czy nie mam racji? To oni nas szpiegują, a nie my ich. Ja sobie tego nie życzę i skutkiem tego pozbyłem się telefonu. Komputera pewnie też bym się pozbył, ale mam Linuksa, który umożliwia mi odcięcie się od wyżej wymienionej trójcy. W sumie nic by się nie stało, po prostu zacząłbym czytać więcej książek. Gorzej byłoby z pracą.

    – No jak to nie masz telefonu? – Okrągła twarz ze skręconą mimiką spogląda na mnie.
    W rozmyśle patrzę i wyobrażam sobie pustą mózgownicę, która nie potrafi sobie tego wyobrazić, że nie jestem psem na zawołanie.
    – Mailem proszę do mnie.

    Nie mając telefonu, nie mogę wielu rzeczy robić, prowadzić własnej działalności gospodarczej, czy być obserwatorem na wyborach. Teraz mam dylemat, czy się mogę dać zniewolić na chwilę i kupić kartę, czy nie? Jeżeli nie będę obserwatorem, przyjdą Hunowie i mnie zabiją, a potem będę musiał czytać wypocone spoty jakiegoś fundamentalisty, który chciałby zbawić świat i zostać papieżem.
    Jestem w tak zwanej szeroko nazywanej żupie. Upupić mnie chcą, a ja się bronię, tylko co to za obrona, kiedy nie mam się jak obronić. Mam tego dosyć.

    Co począć, żeby pierwotne instynkty inkwizytorów nie zabiły mojej wolności, którą cenię ponad wszystko, co mam?
    Tak jak piszesz, atmosfera robi się ciemna, jakby wracały wieki średnie.
    Wszelkim ultrazjebom fundamentalistycznym krzyczę głośno nie.

    – Jak to Pan nie lubi naszego prezesa.

    Tak się złożyło, że skończyła się moja cierpliwość i nie zamierzam tolerować fundamentalisty religijnego, ani klauzuli sumienia, a także antyszczepa i prolife.
    Co w takim wypadku może mnie zaoferować kandydat na papieża w 2050 roku?
    Nic, zupełna pustkach, studnia bez dna.

  2. Postęp technologiczny ciągle trwa i musi trwać. Nie ma ucieczki przed nim, tak jak kiedyś, nie było ucieczki przed kuszą, która zastąpiła długi łuk i to nawet jak jej używania zakazał papież. Na szczęście wiele wynalazków kończy na śmietniku historii. Przebijają się tylko niektóre. Tak samo jak myśli filozofów i myślicieli. Często się dezaktualizują, lub są zastępowane przez nowe idee. AI to nowe narzędzie, tak samo jak młotek. Czy będzie pomocna, czy szkodliwa, będzie tylko zależeć kto ją i do czego będzie wykorzystywał. Tak naprawdę to tylko bardzo skomplikowany algorytm z dostępem do dużej bazy danych.
    Czy głupiejemy? Moim zdaniem jesteśmy ciągle takimi sami aktorami w teatrze życia. Zmieniają się tylko dekoracje na scenie. Można przejść się po Pompejach i zobaczyć jak bardzo współcześnie wyglądali ludzie którzy zginęli 2000 lat temu.
    Kiedyś Wyspiański pisał “Człek człekowi nie dorówna …” i trudno mieć pretensje do ludzi o IQ<=100 że wierzą różnym szarlatanom, czy oszustom. Nie mamy przecież certyfikowanych źródeł informacji a w epoce wolności, wszystko polega na tym kto bardziej przekona danego człowieka. W państwach totalitarnych, można na siłę ludziom wtłaczać „światopogląd naukowy” jak n.p. w PRLu, ale też totalną ciemnotę jak w państwach rządzonych przez Talibów. W demokracjach, nie da się zmusić na siłę ludzi do zaszczepienia całej populacji. Nie da się przekonać do spraw oczywistych, chociażby do lądowania na Księżycu. W USA nadal 20% uważa że to była inscenizacja filmowców. Wydaje się że taka po prostu jest kondycja Homo sapiens. Ci ludzie zawsze będą szukać teorii spiskowych, alternatywnych wyjaśnień, a te będą z różnych względów dla nich tworzone.
    Jeżeli chodzi o książki napisane przez obecnego polityka kaznodzieję, to jest najlepszy przykład dezaktualizacji treści wobec upływu czasu. Teraz cytowane fragmenty śmieszą, bo zmieniło się obecnie postrzeganie religii i praktyk religijnych. Jest teraz zakładnikiem swoich słów i jego wiarygodność dość mocno spada, gdy próbuje przedstawiać się jako propaństwowy centrysta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *