Ciemnogrodu dzień powszedni (40)
Można znać rozkład jazdy, zanim się wsiądzie do pojazdu, ale dopiero w trakcie jazdy ma się okazję, by się przekonać o drodze do celu. Tym pojazdem jest wspólna lista wyborcza. Drogą kampania wyborcza, zapewne wyboista, pełna zakrętów i ukrytych pułapek. Celem nie tylko odebranie władzy podłej zmianie, ale zdobycie takiej przewagi, by wyników głosowania nie dało się podważyć żadnymi sztuczkami, szwindlami i bezczelnymi fałszerstwami.
Ta wspólna jazda służy zdobyciu władzy dla tych, którzy w niej wezmą udział. Lecz nagle się okazuje, iż nie każdy chce wsiąść do tego samego pojazdu (niektórzy wolą wyruszyć kilkoma rykszami albo na rowerze). Spór powstaje o to, kto ma dzierżyć kierownicę i miejsca w środku. A gdzie kierowców czterech, tam na drodze oberek… W dodatku niektórzy chcą jechać wstecz, bo są wprawdzie przeciw obecnej władzy, ale niekoniecznie przeciw propagowanej przez nią ideologii. Wielu w Polsce ma zwolenników maniakalny katolicki integryzm pożeniony z komunistycznym pojmowaniem równości i własności. Nie brak także chwiejnych, by nie rzec zdradliwych, opozycjonistów, których nie bez kozery podejrzewa się, a wręcz często otwarcie pomawia, o chęć powyborczej kolaboracji z pasażerami pojazdu rywali w tym wyścigu. Może to niesprawiedliwe, ale nie ma dymu bez ognia.
Nader ważne jest – poza zgodą we własnej ekipie, która powinna wystartować pod hasłem „Ratujmy Polskę!” – uświadomienie sobie, że rywali nie dość będzie doścignąć, gdyż ich należy znacznie prześcignąć. Konieczna jest większość konstytucyjna, jaką daje zdobyty na trasie bonus im. Victora D’Hondta. To umożliwi uniknięcie paraliżu, jakim będą kolejne weta osoby rezydującej w Pałacu Prezydenckim, która tym razem wybije się na niepodległość, bo nie będzie podpisywać niczego bez przymusu. Nie to, co teraz… Żarty żartami, ale serio – zwykła większość to o wiele za mało. Zwłaszcza gdy będzie się chciało dokonać nie tylko przywrócenia normalności i praworządności, lecz także dokonać rozliczenia niecnych czynów poprzedniej ekipy.
Ewentualna porażka opozycji w tych wyborach (prawdopodobnie już ostatnich możliwych do wygrania i to przy wyjątkowej determinacji) może nie będzie ostatnim gwoździem do trumny polskiej państwowości, ale demokracji raczej tak. Z pewnością też wywoła traumę, z której wielu się już nie otrząśnie, nie podźwignie. Powiem więcej: wielu wręcz otrząsnąć ani podźwignąć się nie będzie chciało, uznając, że nie ma sensu kopać się z koniem imieniem Niemożność.
Przytłaczające rozczarowanie niesie za sobą niekiedy ulgę tego rodzaju – że już na niczym nie zależy, więc dość się szarpać i szamotać… Chce suweren wrócić do błota ciemnogrodzkiego, do tej mazi cuchnącej – nuże, niechaj tapla się w nim, nurza i utopi!
I to jest moment tragiczny, w którym jedni wybierają heroizm wierności ideałom wolności, a drudzy – całkiem poniekąd roztropnie – odpuszczają sobie walkę, bo chcą po prostu jeszcze pożyć.
Na koniec chciałbym powiedzieć coś optymistycznego. Jedynym, co mi przychodzi do głowy, jest spostrzeżenie, że jakkolwiek nie mamy po stronie przyzwoitości ani większości mediów i dziennikarzy, ani znacznej części polityków i możnych biznesmenów, niewielu jest również odważnych uczonych, że o kapłanach nie wspomnę (tych ostatnich wymieniam z racji tego, iż chcąc być przewodnikiem duchowym, ma się obowiązek piętnować złodziejstwo i bezprawie, a nie rozgrzeszać i zachęcać do popierania sprawców tych brudnych czynów) – to my sami nie jesteśmy sami (jakby to paradoksalnie nie brzmiało), bowiem siebie rozpoznaliśmy i dajemy sobie wzajemnie otuchę. Gesty sympatii z pozoru niewiele znaczą, ale od nich zaczyna się prawdziwa i solidna solidarność. Bądźmy wytrwali!
ROBERT PAŚNICKI
Obawiam się, że pozostała nam wyłącznie nadzieja.
Mikołajkowy poranek, z życzeniami miliona prezentów.
Chyba powinienem pójść do psychiatry i poprosić o lek na zapomnienie wszystkiego.
Już kilkakrotnie chciałem odpuścić i zająć się tylko sobą, bo przecież są młodzi I niech oni walczą, ale gdy spojrzę na wnuczki narażone ba indoktrynację ciemnoty, staję w szeregu.
Nie odpuszczę.