Rozbicie wszechświata

Mama jest na liście ofiar śmiertelnych wypadku… – Yaxa usłyszał głos ojca stojąc w korytarzu ze słuchawką przy uchu. Odebrał przy kontuarze podoficera dyżurnego. Było to chyba najbardziej absurdalne miejsce na odbieranie takich wieści, lecz nie miał szansy na zorganizowanie tego inaczej. Nie miał nawet pojęcia, że powinien o taką szansę się postarać. Jeszcze parę minut temu, okoliczności wskazywały na coś kompletnie innego, choć nie koniecznie łatwego; A teraz nagle zrozumiał, że wszystko jednak byłoby dla niego łatwiejsze od przyjęcia tej informacji; wszystko i w każdych okolicznościach.

 Kilka minut temu goniec-szeregowy pojawił się w warsztacie  informując, że dyżurny czeka z niezwykle ważnym połączeniem ‘z góry’.

‘Z góry’ w żargonie oznacza, że ktoś dzwonił przez wojskową centralę specjalną. Gdyby była to jakakolwiek „mniejsza góra” jak sztab naszej dywizji a nawet, sztab Śląskiego Okręgu Wojskowego, to dyżurny przerzuciłby połączenie do biura dowódcy warsztatu remontowego… Powiedziałem mu, gdzie mnie szukać opuszczając główny budynek, choć większość oficerów olewa takie detale proceduralnewysłanie gońca przesądza sprawę.

Tego kanału nikt nie waży się używać do błahych spraw, nikt za wyjątkiem niektórych „pracowników” Sztabu Generalnego ale nawet pośród tamtejszej (sporej) populacji durniów jest niewielu dostatecznie głupio-bezczelnych, by to robić.

Idąc szybkim krokiem z warsztatów Yaxa rozważał potencjalne  scenariusze rozmowy z jakąś ultra-ważną ‘górą’ bazując na niczym. Na niczym poza rutyną tej osobliwej armii w jakiej służył. Przebiegał myślą  potencjalne scenariusze, ponieważ w tej armii, każdy telefon przychodzący tym kanałem, był potyczką, zwłaszcza dla odbiorcy wywołanego z imienia i nazwiska. Nie ważne, czy miały to być wieści dobre, czy złe, proces ich odbierania i tak pozostawał potyczką sam przez się. Potyczką, której należało NIE-przegrać, bądź to, by utrwalić trend wznoszący wieści dobrych, bądź by zminimalizować straty niesione przez wieści złe.

Po kilku minutach szybkiego marszu, Yaxa odsalutował wartownikowi i przekroczył drzwi budynku a zbliżając się do kontuaru podoficera dyżurnego był już gotów na każdą potyczkę jaka mogła przyjść tą linią ale nie mógł się przygotować na to co go naprawdę czekało. Na totalną klęskę zadaną jednym pociskiem.

Telefon nie był z Warszawy ani nawet ze sztabu jego okręgu wojskowego we Wrocławiu. Był niezwykle ważny ale jednak prywatny. Dociekając cóż to za sprawa i od kogo(?),  po drodze, w pośpiechu Yaxa w ogóle nie wziął pod uwagę, że może być to wiadomość od jego własnego ojca. Po prostu nie uwzględnił faktu, że jego ojciec nie był zwykłym emerytem, ba, nie był nawet zwykłym emerytowanym podpułkownikiem. A jako ‘NIE-zwykły’ potrafił „włamać się” nawet w tak bardzo zastrzeżony kanał informacyjny jeśli uznał, że sytuacja tego wymaga.

Ta wymagała.

Tej linii, w odróżnieniu od pozostałych łączących garnizonowe miasteczko ze światem, nikt nie ważył się podsłuchiwać bez specjalnego rozkazu ze specjalnego źródła do którego nikt w okolicy nie miał dostępu.

Gdy Yaxa usłyszał głos ojca, nie potrzebował zadawać zbędnych pytań. Wiedział, że wszystkie najpilniejsze z dostępnych informacji dostanie teraz bez cenzury i ‘kodowania’.

Wysłuchawszy pierwszego zdania, Yaxa nie poczuł niczego z rzeczy jakie według relacji dokumentalnych, czy fabularnych dzieją się w takich momentach. Przed jego oczyma nie przebiegły obrazy matki, jego mózg, ani usta nie miotały pytań o okoliczności, czy szczegóły tragedii a jego emocje nie skręciły się w agonalnym paroksyzmie. Tym niemniej jego psychika zainicjowała nie-dający-się-kontrolować proces przełączania na pewien tryb specjalny. Tryb, o istnieniu którego zdążył się już kilka razy w życiu przekonać, lecz którego też nigdy nie pragnął studiować a nawet testować pobieżnie.

Milczał.

Ojciec także zamilkł.

Obaj milczeli przez pół minuty długie jak pół godziny.

Nagle usta Yaxy uwolniły krótką odpowiedź zaskakując jego samego, jak gdyby mówił ktoś inny:

– Przyjąłem, obywatelu podpułkowniku… Poproszę o wytyczne.

Rozmowa prowadzona przez każdą inną linię, mogła być podsłuchiwana. Było to dość powszechną, choć na szczęście chaotyczną praktyką w miastach garnizonowych. Dlatego w zwykłych rozmowach starali się nie używać słów kluczowych. W zwykłych rozmowach mogli rozmawiać relatywnie swobodnie unikając takich słów, z powodu metodologii inwigilacji stosowanej w tamtym okresie. O ile funkcjonariusze tzw. ‘dwójki’, całkowicie swobodnie i bez zezwoleń ‘podłączali się’ do rozmów w ramach tzw. ‘zabezpieczenia kontrwywiadowczego garnizonu’, o tyle systematyczna inwigilacja konkretnej osoby a szczególnie oficera, wymagała już wszczęcia oficjalnej procedury obserwacji. O tym, czy wniosek o uruchomienie procedury zostanie złożony decydowała zawartość raportu oficera słuchającego rozmowy ‘na żywo’. Nie było specjalnych komórek analizujących nagrania, ponieważ nie było nagrań a mówiąc ściślej, robienie nagrań było zarezerwowane dla fazy dochodzeniowej, która mogła nastąpić tylko w wyniku określonych wniosków z fazy obserwacyjnej. Wystarczyło nie dawać powodów do uruchomienia fazy obserwacyjnej, by wykluczyć uruchomienie fazy dochodzeniowej. I tak powracamy do kwestii słów kluczowych; oficer „słuchacz” był zwykle mało-inteligentnym pariasem w swej instytucji. Ktoś taki chętniej słuchał pikantnych dialogów kochanków, oraz powszechnego wojskowego plotkarstwa niż czegokolwiek innego. Słuchając wszelkich innych rozmów miał przed sobą aktualną listę słów kluczowych i jeśli przez kilka minut żadne z nich nie padało, to przełączał się do innej rozmowy, gdzie mógł usłyszeć ‘coś smakowitego’.

Obaj mężczyźni umieli żyć w świecie wszechobecnych kodów, lecz teraz kodowanie i uniki nie mogły ich zaprzątać. 

Przez ‘linię wojenną’ Abel mówił bez żadnych ograniczeń, wiedział jednak, że Yaxa nie może mówić swobodnie stojąc w hallu przy kontuarze podoficera dyżurnego, który nie może oddalić się od swego posterunku więcej niż na kilka metrów. Abel musiał zatem antycypować pytania, które powinien zdawać jego syn a następnie na nie odpowiadał.

– Wypadek zdarzył się niemalże w okolicy twojego garnizonu, ale identyfikacja zwłok ma być w Akademii Medycznej w Poznaniu… Nie gryź się dociekaniami typu Czy Safona jechała do ciebie?… Nie jechała…

Pytanie, Dlaczego nie zorganizowali identyfikacji w Gorzowie albo w Zielonej Górze? Ponieważ w jednym z pojazdów zginął obywatel kraju, którego oficjalnie nie lubimy i to ważny manager firmy jaka była skłonna pohandlować po tej stronie kurtyny a  wypadek spowodowali kacapy.

Pewnie myślisz że Jeśli bez identyfikacji nie potrafią stwierdzić tożsamości, to może jednak mama nie zginęła?… Cóż, to byłby przepiękny prezent losu ale tak, czy inaczej, nigdzie jej nie ma. Nikt ze znajomych nic nie wie. Mogłaby ukrywać się przede mną ale nie przed Matyldą i tobą.

Wypadek oficjalnie miał miejsce w niedzielę wczesnym wieczorem, kiedy powinna już raczej dojeżdżać spowrotem do Krakowa. Poniedziałek po południu był najpóźniejszym terminem jaki zapowiadała.  W poniedziałek wieczorem skontaktowałem się z Kapitanem Kurduplem

Zrozumiałem, obywatelu podpułkowniku… Czy mam się w tej sprawie skontaktować z komendantem garnizonu?

Tak. Weź urlop okolicznościowy, jak najszybciej się da, oraz ile się tylko da. Powiedz tylko, to co niezbędne… i musisz jechać do Poznania. – Ojciec zrozumiał prawdziwy przedmiot pytania, pomimo zakamuflowanej formy w jakiej Yaxa je zadał przez wzgląd na postronnych słuchaczy i odpowiedział na to co nie zabrzmiało.

– Tak jest obywatelu podpułkowniku. Potwierdzę po rozmowie z komendantem.

– Nie dzwoń, ja zadzwonię do ciebie, choć raczej nie zdołam się już podpiąć pod ‘linię wojenną’ . Jutro rano będę w Zielonej Górze i stamtąd będę się kontaktował.

Tak jest. Czołem obywatelu podpułkowniku.

+++

Komendant garnizonu był tego ranka łatwo-uchwytny. Nie robił żadnych problemów z urlopem okolicznościowym. Sam przypomniał też Yaxie o „wiekach” zaległego urlopu. Próbował swych sił w typowych wyrazach współczucia i pocieszaniu banałami, lecz sam szybko dostrzegł fiasko tych wysiłków. Najprawdopodobniej należał do ludzi, których jako-tako-bliskie relacje z rodzicami kończą się na skraju dorosłości a później podtrzymują tylko jakąś społeczną konwencję. Milczenie Yaxy odebrał z ulgą, bo zwalniało go z ‘obyczajowego obowiązku’ zagłębiania się w kondolencje, więc a na odchodne pozwolił swej naturze wyskoczyć ponad konwencje żartując sarkastycznie:

 – Tylko wróćcie poruczniku zanim nam dostawią jesienny pobór, bo nie ogarnę tej bandy.

– Tak jest – Yaxa odpowiedział mechanicznie-regulaminową formułą, jak gdyby nie rozpoznał humoru komendanta, podziękował i milcząc pozwolił się odprowadzić do sekretariatu, by ta uruchomiono proces wytwarzania ‘biurokracji urlopowej’.

– A! I weźcie na tę podróż GAZa[1], poruczniku, żebyście się nie tłukli pociągami… Jeśli dobrze pamiętam, nie macie własnego auta, prawda?.. – Komendant dorzucił niespodziewanie w sekretariacie. A do samej sekretarki zwrócił się: – …Pani Gieniu, proszę też wysmażyć bumagę na tydzień użytkowania GAZa poza terenem… numery wpisze się jak obywatel porucznik wybierze sobie, któregoś.


[1] GAZ 69/UAZ69 – podstawowy samochód terenowy armii Układu Warszawskiego.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *