Przyszłość już nie jest modna?

ROBERT PAŚNICKI

Ciemnogrodu dzień powszedni (28)

            Czekamy na koniec czekania, ale nie sądzimy, że po zmianie władzy możemy się spodziewać świetlanej przyszłości. Co najwyżej mamy nadzieję na to, że odetchniemy psychicznie, bo powietrze (winter is coming) będzie coraz gorsze i duszące, niekiedy śmiertelnie. Mimo wszystko pomówmy o możliwym kształcie nadchodzących czasów.

            Koniec historii nie nastąpił, tak jak nie nastąpił kres nacjonalizmów, które zostały reanimowane przez populizm, szczególnie inspirowany przez Putina i jego popleczników, w tym przez rozmaite sekty religianckie, odżegnujące się od moskiewskiego patronatu i finansowania, ale na to już nikt się nie nabiera.

            Od buńczucznych deklaracji o podboju kosmosu doszliśmy do powściągliwych nadziejostek, że być może uda się po przeszło pół wieku wylądować na Księżycu, a w perspektywie jeszcze naszego życia wysłać załogową ekspedycję na Marsa.

            Co tedy nas czeka?

            Skąd pomysł, że czeka?

            Zaraz, zaraz, trzeba zatem wygooglować, jaka jest przyszłość przed nami? Wszak internet stał się czymś metafizycznym, przestrzenią nieomal nadprzyrodzoną. Znane porzekadło rozstrzyga, że czego nie ma w internecie, tego nie ma na świecie. Oto dowód na boskość sieci WWW!

            Otóż o przyszłość pytanie czegoś podobnego do sztucznej inteligencji, owej kumulacji i komasacji rozmaitych struktur, słów-kluczy, haseł-wytrychów, algorytmów – uzasadniane tym, że futurologia i wcześniej astrologia zawiodły – jawi się jako nowy przesąd, wiara w cuda ex machina. Czyż jednak na podjęciu wielu decyzji nie waży „przepowiednia” z wyszukiwarki i to z pierwszej strony z linkami, jakie się wygenerują w ułamku sekundy? Z pozoru dość wyczuleni na samodzielność, takie o sobie mamy mniemanie optymistyczne, staliśmy się nadmiernie podatni na rady i wręcz rozstrzygnięcia płynące ze źródeł niezbyt pewnych. O tyle popularnych, co wywindowanych za sprawą promocji (zwykle płatnej, rzadko spontanicznej) na szczyt listy odpowiedzi na zadane kwestie, generowanej przez algorytm wyszukiwarki.

            Inną sprawą jest to, że już nie zadajemy sobie fundamentalnych pytań, jak gdybyśmy uzyskali wszelkie odpowiedzi… A przecież dociekania, choćby psychologiczne, powinny być u nas i dla nas na pierwszym miejscu. Jeśli bowiem samych siebie nie poznamy (zalecenie, by nie rzec przykazanie poznania samego siebie widniało na frontonie świątyni Apollona w Delfach), jak możemy rozpoznać otaczający nas świat? Chyba że niewiedza jest takim błogosławieństwem, iż bronić się przed jej utratą należy rękami i nogami, a najskuteczniej zamkniętym na cztery spusty umysłem pustym.

            Czy zatem przyszłość już w ogóle nie jest nam potrzebna? Czy wystarczy, aby możliwie długo rozciągać teraźniejszość, ot, korygując niewielkie niedogodności bądź unikając utrapień pomnażania? Bardzo być może, iż większość ludzi odpowie – tak, tak chcemy!

            Czyżby przyszłość była absolutnie démodé?

            Po tak zwanej Jesieni Narodów vel Ludów, czyli w Europie Środkowo-Wschodniej po upadku komunizmu i dominacji ZSRR (wraz z końcem samego tego pokracznego tworu rewolucji bolszewickiej) mówić zaczęto o końcu historii (F. Fukuyama i inni) w takim oto rozumieniu, że nacjonalizmy odeszły w przeszłość (wojny więcej nie będzie) i historia dowiodła zwycięstwa racji kapitalizmu w wersji potocznie (często też z intencją krytyczną) zwanej neoliberalizmem, który zapewnia nieograniczony rozwój gospodarczy, handel globalny (więc tym bardziej wojny nie będzie) oraz w nieodległej przyszłości dobrobyt dla każdego, kto jest zdatny do bogacenia się (niezdatni niechaj się schowają w norze i milczą). W tym kłopot, że ten system był oparty na mistycznej wierze w niewidzialną rękę rynku i samoregulację gospodarek. Tymczasem ekonomia nie jest w istocie nauką ścisłą, choć na taką się kreuje. To bardziej socjologia gospodarcza. Wspomniany system dosłownie trzasnął, pękł z hukiem kolejnych baniek spekulacyjnych i innych balonów napompowanych mirażem kolosalnych zysków, które sflaczały w mgnieniu oka, gdy okazało się, że król jest nagi. Królem owym był święty rynek. Zaślepienie zawsze prowadzi do mnożenia błędów. Co sprawdza się w mikroskali, nie zawsze (a raczej nieczęsto) będzie działać w makroskali. Sprzeczności i niewydolność ujawniły się właśnie w momencie triumfu tego systemu, światopoglądu. W dodatku wykluczeni nie chcieli w milczeniu siedzieć w chałupie na dupie. Tak została otwarta droga do licznych zwycięstw populistów (mocno też wspieranych przez autorytarnych przywódców, zwłaszcza zaś Putina) w Europie, USA i Brazylii (Trump i Bolsonaro na szczęście już przestali być prezydentami).

            Ten brak pytania o przyszłość, to zachłyśnięcie się osiągnięciem rzekomej pełni rozwoju cywilizacyjnego, owo zachwalanie status quo (idea postępu innego niż techniczny bądź technologiczny została ośmieszona i wyrugowana z mainstreamowej debaty jako anachronizm i zgoła postkomunistyczny złóg) – to wszystko musiało doprowadzić do przesilenia. Popękały bańki spekulacyjne, zaczął się kolejny gigantyczny kryzys, kozła wywinęła giełda, popadały banki, które w istocie są piramidą finansową i trwają, dopóki klienci nie powiedzą: sprawdzam… Dawniej banki miały pieniądze, dziś mają ideę pieniędzy. Na to nałożyła się pandemia, a jakby tego było mało, Rosja napadła na Ukrainę w sposób otwarty, wszak konflikt zbrojny trwa od prawie dekady w istocie.

            I o ile o przyszłości myślenie wydawało się zbyteczne, to w obecnej sytuacji o przyszłość się drży.

            Komu „zawdzięczamy” to uśpienie, ten stan odrętwienia wyobraźni? Splot wygodnictwa i zagonienia jednocześnie jest oczywisty. Każda kultura chyli się ku upadkowi, jeśli poza powtarzalnością wręcz kompulsywną dotychczasowych osiągnięć i zdobyczy, nie wyznacza sobie jakichś celów poza bieżącej konsumpcji horyzontem. Dawniej były to cele eschatologiczne, potem rewolucje społeczne i narodowe, wreszcie dosłowne parcie ku niebu, czyli loty załogowe kosmiczne. To ostatnie było przełomem psychologicznym dla ludzkości, chociaż nie przyniosło właściwe niczego szczególnego (kamieni kupę z Księżyca), mimo to nadało życiu potocznemu dodatkowy wymiar – pozaziemskie marzenie do ziszczenia. Ba, budziło dumę z nas jako gatunku Homo sapiens i jednoczyło nas w myśleniu o sobie jako o Ziemianach (dużą literą).

            Pięknoduchostwo – ktoś mi wytknie – kiedy, panie, bieda, drożyzna, inflacja, a zima lekką nam nie będzie… Zgoda, to wszystko prawda. Lecz tym bardziej potrzebujemy czegoś, co wyrwie nas z marazmu. Dla wielu tym jest dążenie do zmiany sytuacji politycznej, do obalenia układu Kaczyńskiego. Inni próbują zainicjować ruchy, które pomogą wymyślić to, co powinno się wdrożyć po PiS-ie (przykładem #ProjektNowaPolska). Wreszcie są tęskniący za akcją bezpośrednią…

            Cokolwiek nas animuje, stanowi sposób na zerwanie pęt doraźności, wyrwanie się z imadła hic et nunc. Tak, doraźność właśnie najbardziej nas niewoli i zniewala (świadomie użyłem obu tych słów, bo nie znaczą tego samego wbrew pozorom), chociaż nie ma od niej całkowitej ucieczki, bo jeść trzeba… Uważam jednak, że tęsknić powinniśmy do świata mniej przaśnego, do przestrzeni, jeśli nie kosmicznej, to idealnej, artystycznej, kulturalnej i naukowej, poznawczej wielowymiarowo.

            Myślenie o przyszłości nie oznacza snucia niespełnialnych marzeń, wypowiadania litanii pobożnych życzeń bądź planowania w oderwaniu od realiów miejsca i czasu. Przyszłość nie musi być abstrakcyjna, co nie znaczy, iż łatwo daje się uchwycić. Lecz czy nie możemy każdego dnia zrobić czegoś, jednej jedynej rzeczy, dla naszej przyszłości? Bardzo być może jest to najtrudniejsze do pojęcia. Na czym by miało to polegać? W moim przekonaniu jest to (poza wspomnianym wyżej poznaniem siebie, swoich najintymniejszych motywacji, popędów i bodźców, jakim najłacniej ulegamy) próbowanie przełamania inercji, zbuntowanie się przeciwko prostocie, a właściwie prostactwu przekazu mediów, odprymitywizowanie swoich reakcji – otworzenie umysłu, odtworzenie wrażliwości bezinteresownej.

            Przyszłości nie da się przewidzieć, ale można nad nią pracować. Tak samo jest ze zdrowiem czy kondycją. Inaczej choruje ktoś, kto się o siebie choć trochę troszczył, ba, może nawet nie zachorować dzięki zahartowaniu i nabytej odporności (zaszczepieniu się). Przyszłość to są też drobne sprawy codzienne, o których uprzednie zadbanie pozwala nie mieć z nimi do czynienia w… przyszłości. Nie chodzi mi tylko o zdrowe zęby albo – z innej beczki – o proste chodniki i szosy bez dziur.

            Czy gdybyśmy byli zadbali o właściwą edukację obywatelską, o to, żeby stanowczo stawiać tamę każdemu kłamstwu (z kłamstwem smoleńskim na czele!) i manipulacji (ośmiorniczki!), to może byśmy uniknęli aż takiego rozpanoszenia się populizmu, który ciąży ku faszyzmowi? Ale to wymagało również zasypywania rowów dzielących społeczeństwo, nie wspomnę o potrzebie większej wrażliwości na ludzi od nas różnych, do których uproszczone maksymalnie argumenty najłatwiej przemawiały, więc dali je sobie wpoić i dziś już w większości przypadków się nie zmienią. Bo czym skorupka… Zatem naszą przyszłość pod wieloma względami przygotowaliśmy, hm, sprokurowaliśmy sobie w niedofinansowanych szkołach; w dodatku program nauczania był nastawiony na wszystko, lecz nie na naukę o wartościach. Etyki nie ma – zastąpiła ją katecheza. Tymczasem im więcej modłów, tym mniej moralności. Humanizm wypierany jest przez teologię. Jeśli państwo wyznaniowe nie ma być przyszłością Polski, to musimy naprawdę zakasać rękawy i wziąć się do odbudowy zdroworozsądkowego postrzegania rzeczywistości. Że będzie trudno – wiadomo. Nie traćmy wszelako zdrowej nadziei, nie żywiąc naiwnych złudzeń.

            Przyszłość wykuwać trzeba dziś z pełną świadomością, że jeśli odpuścimy, udamy się na emigrację wewnętrzną albo urządzimy tam, gdzie światło nie dochodzi, to może mieć będziemy dostatek dóbr i spokoju luksus, aliści utracimy skarb – możność wpływania na naszą i naszych bliskich przyszłość!

ROBERT PAŚNICKI

Podziel się

One Reply to “Przyszłość już nie jest modna?”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *