Ciemnogrodu dzień powszedni (49)
Błoto. Harmider. W realiach hybrydowej trzeciej wojny światowej i kolejnej zimnej wojny domowej w Polsce kurczy się przestrzeń dla niezależnego osądu, odpornego na owczy pęd postrzegania zdarzeń.
Gusłami rozmywany jest nadrzędny cel, czyli obalenie ciemnogrodzkiej stolicy – Pogardzicy. Bo naszym fatum jest ociekająca zjełczałym tłuszczem podłości nienawiść.
A po naszej, tej niby lepszej stronie fantazjuje się, jak będzie wyglądać życie w więzieniu osądzonych i osadzonych osobników ze Zjednoczonej Prawicy. Tymczasem politycy to mają w Polsce dobrze i się dobrze. Wielu wyborców bardziej dba o ich interesy, dobrostan (to także dotyczy księży) niż o dobro własne i ojczyzny. Taka postawa jest odbiciem jakichś złogów lokajsko-pańszczyźnianych. Jak może być dobrze, kiedy polityków się nie rozlicza? Ba, już pojawiają się głosy, żeby odpuścić PiS-owi, skoro klerowi też się odpuszcza…
Mimo to jest popularne głoszenie tezy o rozliczeniach radykalnych, o tym, że niebawem przeczytamy w encyklopedii: „Depisyzacja – po odsunięciu od władzy w 2023 r. Zjednoczonej Prawicy (PiS i SP) środki i działania podjęte w celu oczyszczenia w Polsce życia politycznego, społecznego i gospodarczego z wpływów ideologii pisizmu (kaczyzmu)”.
Chciałbym wierzyć w optymizm autora tej definicji. Ale… Tą sielanką polską jest życie „kalendarzowe”, czyli bieżące, tak sobie płynące, bez oglądania się za siebie, bez zbytniego wybiegania myślą w przyszłość. Tak to widział w swoim czasie Norwid (Kto taki? Pierwsze słyszę?), lecz on dodawał jeszcze drugi wymiar, aspekt do tej „kalendarzowej” rzeczywistości, nazywając go życiem „obywatelskim”, oznaczającym, że bez rozgłosu oddanym się jest patriotycznym obowiązkom, trosce o przygotowanie przyszłości ojczyzny, gromadzeniem siły, by móc wpłynąć na poprawę jej, a tym samym własnego losu.
Otóż dziś nie li tylko Partia Grilla czuje się zwolniona z tego (i każdego innego) obywatelskiego obowiązku, lecz także wielu polityków i politycznych ugrupowań. A bo to źle mnie (z naciskiem na mnie) – zdają się mówić – zaś niektórzy otwarcie to deklarują. Rejtan był wszak wariatem… Inni, niejako nieprzejednani, deklarują, iż nigdy nie zagłosują na nic, co w stu procentach nie odpowiada ich wyobrażeniom bądź poglądom. Jest to postawa ideowa, lecz zarazem odrealniona, nieskuteczna politycznie, gdyż bez kompromisu w demokracji niczego nie da się osiągnąć. Nawet to, co nazywamy prawdą obiektywną, jest w istocie rezultatem pewnego konsensusu.
Czym są zyski ze strat?
Oto pięcioksiąg mojżeszowy, czyli Tora (zresztą większą część tych uwag można odnieść do całego Starego Testamentu) w oryginale ma swoją specyfikę. Gdyby chcieć oddać graficznie w przekładzie polskim, to byłby to tekst bez żadnych przerw między literami, bez samogłosek i ich oznaczeń, jak to się obecnie praktykuje w hebrajskich wersjach. Grecki Nowy Testament powinien być w takiej opcji dosłowności (a przecież tylu popiera tzw. sola scriptura) drukowany w całości majuskułą, czyli samymi dużymi literami i praktycznie bez znaków interpunkcyjnych. Oczywiście, po to dokonuje się przekładu, aby był on czytelny. Mimo wszystko wraz ze stratą formy oryginalnej coś zyskujemy. Ale czy to nas wiedzie na manowce? Otrzymujemy wszak odmienną, niejako spreparowaną ścieżkę poznania wspomnianych tekstów. A co to ma do naszego życia? Co dzieje się dobro-wolnie , a co raczej zło-wolnie? Oto jest to, z czym się stykamy w naszym „nieprzekładalnym”, „nieprzetłumaczalnym” świecie. Pośród marzeń i snów , przebudzeń i rozpoznań…
To właśnie polska sielanka – o to się nikt nie pyta.