Pablo czy Daniel… Escobar czy Obajtek. Oto jest pytanie…

Jakież było moje zdziwienie, gdy w ostatnim badaniu zaufania do polityków IBRIS odnalazłem nazwisko… Obajtek. Tak, tak – ten sam Daniel, który tak dzielnie zaharowuje się, walcząc w Orlenie o nasze portfele.

Nie chcę wchodzić w biznesowe relacje firmy IBRIS, ale mimo wszystko dobrze, że tak się stało. Przynajmniej wiemy, że prezes największego polskiego koncernu biznesmenem nie jest. Choć ta akurat konstatacja jest oczywista od lat.

Ale do rzeczy…

30,6 proc. ankietowanych wskazało, że darzy zaufaniem Daniela Obajtka. W tym ponad osiem procent ufa mu bezgranicznie. Na drugim biegunie jest 55 proc. tych, którzy nie dowierzają nowemu Jezusowi z Pcimia.

Jednak to, co powinno zwracać naszą uwagę, to ta jedna trzecia ludu, który byłego wójta Pcimia szanuje, wierzy mu, ufa i w sumie pewnie go lubi.

Zatem trzydzieści procent pośród nas czuje miętę do człowieka, który:

– rolował w biznesie własnego wujka,

– przeklina jak przypalany żelazem lump,

– był wożony w bagażniku przez mafię,

– uciekł spod ręki Temidy dzięki specjalnemu prawu uchwalonemu przez PiS – a zarzuty były tu doprawdy mocne, z łapówkarstwem i działalnością w zorganizowanej grupie przestępczej na czele,

– ma super mamę, która będąc krawcową – i to nie w Diorze – odłożyła na milionowe inwestycje synka,

– przez przypadek nabył grunty wokół planowanej budowy elektrowni atomowej,

– w okresie kadencji PiS został właścicielem – UWAGA, wymieniam: dworku w Borkowie i 6,45 ha ziemi wokół niego, 16 ha ziemi opodal Choczewa, 6,5 ha ziemi na Mazurach, pensjonatu w Łebie, dwuhektarowej działki w Stróży, niemal 200-metrowego, luksusowego apartamentu w Warszawie, domu z basenem i pięcioma sypialniami w Sasinie, 1300m2 działki z czterema domkami letniskowymi w Kopalinie, willi  z basenem i dwóch hektarów ziemi w Łężkowicach, działki 1300m2 w Osieczanach oraz jakichś 20 kolejnych nieruchomości…

– to wszystko z niemałych wprawdzie pensji prezesa Energi i Orlenu, ale wystarczających rocznie na zakup może połowy warszawskiego apartamentu, no, przy „układach” Daniela zapewne siedemdziesięciu procent.

Dodajmy do tego jeszcze chociażby taki drobiazg jak zawyżanie cen paliwa w 2022 roku, by zrobić polityczny piar swoim mocodawcom z PiS.

Ale to, co dramatycznie powinno obciążać go w oczach ultra przecież patriotycznego elektoratu PiS, to sprzedaż, a właściwie oddanie za bezcen, Rafinerii Gdańskiej Saudyjczykom. Na temat tego zjawiskowego wręcz dealu nakręcono kilka filmów dokumentalnych i programów publicystycznych. Wniosek z nich płynący jest tylko jeden: to niewiarygodny wręcz przekręt.

I taki właśnie człowiek cieszy się popularnością wśród co trzeciego nadwiślańskiego zjadacza chleba… Cud? Nie… Ponieważ Pan Daniel jest ostentacyjnie wręcz pomnikowym przykładem sukcesu betonowej propagandy PiS, która z powodzeniem właśnie urabia owe trzydzieści procent. Wskazując im co mają jeść, jak mają jeść, kogo kochać, a kogo nienawidzić.

Kolumbia się kłania…

Polskę od Kolumbii dzielą tysiące kilometrów i Ocean Atlantycki. Niby dużo, niby za miedzą… Gdy bowiem przyjrzymy się społecznej karierze Pabla Escobara, jakby mimochodem odnajdujemy tam „pcimskie” wątki.

Otóż Pablo był mendą, szubrawcem, złodziejem, bandytą jakich mało. Monumentalnym wręcz przykładem narco trafficante, pozbawionego uczuć wyższych. A jednak cieszył się ogromnym szacunkiem wśród miejscowych. Nie wszystko da się tu zrzucić na typową dla Kolumbii, historyczną akceptację wobec bandziorów wywodzących się z ludu i walczących z władzą.

Pablo głupi nie był. Potrafił zadbać o wizerunek. Budował osiedla dla biednych, boiska, dbał o dzieci ze slumsów, rozdawał kasę, której miał po kokardy. I dlatego prości  ludzie go kochali. Do tej pory nad Medellin unosi się święty dym wspomnień o Escobarze.

Czyżbym zatem śmiał porównać Daniela do Pabla? Co do istoty biznesu raczej nie. Daniel także nie rozpuszcza przeciwników w kwasie, nie ćwiartuje ich czy też nie wysadził samolotu pełnego pasażerów. Co Escobarowi namiętnie się przydarzało.

Jest jednak coś, co tych „biznesmenów” łączy: wizerunek absolutnie sprzeczny z rzeczywistością. W obu przypadkach ludzie zostali tak samo oszukani przez propagandę. Tam z mordercy zrobiono świętego, tu z powiatowego opryszka uczyniono Jezusa polskiej gospodarki. 

Wniosek z tych rozważań jest dosyć przygnębiający: trzydzieści procent Polaków niczym w zasadzie nie różni się od biedoty z Medellin. Niczym… PiS nie wzięło się zatem z niczego.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *