O wszystkim decydują kadry

Od 15 października 2023 niecierpliwie czekamy na zmiany. Od 13 grudnia z radością odnotowujemy nazwiska wykreślane ze struktur, stanowisk, urzędów czy funkcji, a jednocześnie narzekamy, że za mało, że za wolno. Oburzamy się też, że nie ma jeszcze zarzutów wobec najbardziej „zasłużonych” funkcjonariuszy dyktatury.

To uzasadnione. Przez osiem długich lat rządzący grali nam na nosie i na nerwach, powołując według klucza niekompetencji (bo niekompetentny będzie wdzięczny, a „eksperci nie chcieli realizować naszego programu”), łamiąc prawo, obyczaj i przyzwoitość.

Jednocześnie jednak kontrolujemy nowe nominacje, powołania i zwykłe zatrudnienia. Bo ma być po nowemu. Bez nepotyzmu, przejrzyście, w oparciu o kompetencje.

W mediach publicznych zbyt mało radykalnie. W Spółkach Skarbu Państwa za wolno. W sądach prawie w ogóle. W prokuraturze powolutku. W ministerstwach, urzędach, instytucjach wciąż wielu „starych”, często skompromitowanych. No i ta bezkarność. Ci, co nadużywali władzy, śmieją się nam dzisiaj w twarz. To nie do zniesienia. Za tym głosowaliśmy w środku nocy?

Kiedy w 2015 roku do władzy doszła Zjednoczona Prawica, znacznie szybciej przejęła wszystko. Czyżby Koalicja 15 października była nieudolna?

Sądzę, że są trzy przyczyny tej różnicy tempa.

Po pierwsze – przez minione osiem lat nikt się nie przejmował zasadami – jedyna, jaka obowiązywała, to TKM (Teraz K…a My).

Po drugie – przez te osiem lat w większości instytucji wystarczyło wymienić kluczowe osoby, a pozostałe zastraszyć lub skłonić do odejścia. A na opróżnione stanowiska wstawić kogokolwiek, byle był lojalny.

Z tych dwóch wynika trzecie – skąd brać kadry? Dla reżimu ZjeP-u pracowało jakieś 10-20% społeczeństwa. Jedni jako funkcjonariusze, inni po prostu godząc się, bo nie chcieli ryzykować karierą, mieli kredyty, rodzinę na utrzymaniu, trudną sytuację. Kiedy dzisiaj domagamy się wyczyszczenia do dna, to ich wszystkich trzeba by zastąpić. Ale jak? Czy jest wolne 10-20% społeczeństwa czekające na ofertę od nowego państwa? Kilka tysięcy fachowców do TVP i Polskiego Radia w całej Polsce, którzy tylko czekają na ofertę? Dziesiątki tysięcy chętnych, żeby rzucić wszystko i podjąć pracę w urzędach i ministerstwach? Kompetentnych, niezwiązanych z politykami, gotowych ciężko pracować za niezbyt wielkie pieniądze? Bo przecież mamy ograniczyć Bizancjum…

Rządząca koalicja stoi przed naprawdę wielkim wyzwaniem – zniszczyć zawsze jest łatwiej, niż odbudować. Tymczasem my – obywatele – mamy ogromne oczekiwania. Ilu z nas jest chętnych do podjęcia pracy na przykład w Ministerstwie Zdrowia jako szeregowi urzędnicy? Ilu dziennikarzy, operatorów, dźwiękowców czy montażystów odejdzie z dotychczasowej pracy, żeby tworzyć media publiczne?

Oczywiście trzeba zachęcać wszystkich do włączenia się w odbudowę instytucji demokratycznego państwa. Ale musimy zrozumieć, przed jakim wyzwaniem stoją liderzy, którym powierzyliśmy to trudne zadanie.

Daleki jestem od pobłażliwości. Dopóki jednak nie zrozumiemy, jak bardzo skomplikowane i trudne jest pogodzenie naszych oczekiwań z obiektywnymi okolicznościami, zamiast wspierać pozytywne zmiany, możemy bardziej zaszkodzić, niż pomóc.

Polityka to zbyt skomplikowana sprawa, żeby zostawić ją wyłącznie politykom. To, czy im pomagamy, czy rzucamy pod nogi kłody, ma ogromne znaczenie dla powodzenia całego procesu. Apeluję o więcej odpowiedzialności i realizmu w doradzaniu i krytykowaniu.

Pewnie łatwiej by było, gdyby Koalicja miała pełnię władzy. Nie zapominajmy jednak, że na czele państwa stoi hamulcowy – Andrzej Duda, który nie zamierza współpracować w tym wielkim projekcie odbudowy państwa. Najwłaściwsza i najskuteczniejsza metoda – wprowadzanie w życie ustaw – jest praktycznie zablokowana. Doceniajmy każdy sukces, chociażby niewielki. I zróbmy wszystko, żeby odsunąć hamulcowego od jego narzędzi. Chociaż ogromnym wysiłkiem, chociażby na tydzień, przed końcem jego kadencji. Bo każdy dzień ma znaczenie.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *