Trochę teorii…
89 lat temu w Chicago urodził się niepozorny chłopak. Rodzice dali mu na imię James. Bobas szybko rósł, był ponadprzeciętnie inteligentnym chłopcem. W końcu, już jako dorosły, przeniósł się do Nowej Zelandii. Zamieszkał na Wyspie Południowej w Dunedin, stolicy regionu Ottago. Mieście znanym z najbardziej stromej ulicy na świecie…
James był psychologiem. Niezwykle twórczym. Jego nazwiskiem nazwano efekt, który opisuje wzrost inteligencji populacji mierzony w czasie. Profesor Flynn, bo o nim mowa, uznał, że co pokolenie średni wzrost IQ oscyluje w granicach 3 punktów. W ciągu zaś pięćdziesięciu lat ludzka inteligencja urosła aż o dwadzieścia pięć punktów.
Jednym słowem, każde kolejne pokolenie statystycznie było mądrzejsze od swoich rodziców…
Do czasu…
W 2018 roku dwójka niepokornych Norwegów – Bratsberg i Rogeberg – opublikowała solidne badania przesiewowe, oparte o niezwykle dużą próbę 730 tysięcy osób (poborowych do armii) i uznali, że efekt Flynna uległ odwróceniu. Według nich, ludzka inteligencja spada teraz o około 7 punktów na pokolenie.
Powstaje oczywiste pytanie: czy mają rację?
Praktyka polityki
Ze skalistej Norwegii przenieśmy się zatem do pachnącej burzanami Polski.
Nad Wisłą możemy badać próbkę większą. Wielomilionową. Uaktywniającą się zwykle co cztery lub pięć lat. To ludzie uczestniczący w procesie zwanym wyborami.
Wybory zaś to w sumie prosta procedura, która trwa jeden dzień. Wyzwala emocje, ale i wskazuje na określone cechy tych, którzy głos oddają. Także inteligencję…
Analizując wyniki wyborów, można dojść do wniosku, że po 2015 roku w Polsce trwa postępujące skretynienie polityki. To zjawisko, które definiuję jako: poddanie się skrajnie skretyniałej propagandzie, która, oparta o bodźce najniższego gatunku, przysposabia wyborców do popierania polityków, którzy w normalnym kraju, byliby co najwyżej dziwadłami w zoo…
Samo skretynienie polityki nie jest przecież pojęciem naukowym, zatem nie traktujmy go w ten sposób. To raczej publicystyczna kalka, mająca pokazać, jak nisko upadliśmy.
PiS. Apoteoza skretynienia polityki
Od przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość zaszły w Polsce zmiany, które trudno uznać za wiekopomne… To mieszanka skrajnego populizmu i nienawiści, oblana sosem prymitywnej propagandy. Razem tworzy jednak sprawnie działającą maszynkę do dezaktywacji inteligencji wyborców. A gdy intelekt szwankuje, zatracane są również tradycyjne dla Homo sapiens mechanizmy obronne, czyli: wybór na przywódców/wodzów/liderów ludzi, którzy danej grupie gwarantują przetrwanie.
Rządy PiS bowiem przetrwanie gwarantują jedynie swoim totumfackim. Opływającym w dostatki złodziejom, którzy niczym nie różnią się od opisywanego kiedyś przez Szpotańskiego „Towarzysza Szmaciaka”. Reszta narodu wegetuje… Część jednak z owej wegetacji jest nawet dumna…
Jednym słowem, kaczyzm dewastuje średni poziom IQ Polaków. Przynajmniej tych kilku milionów, które uparcie wierzą, że Jarosław Kaczyński to dobrotliwy, starszy pan, którego jedyną ambicją jest dobro narodu.
Można przyjąć, że wybory od 2015 roku to swoisty Narodowy Test Na Inteligencję. Na razie przegrywamy w skali zapewne nie mniejszej od tej, którą opisali Norwegowie.
Światełko w tunelu
Ale jest szansa, że już za cztery miesiące powrócimy do Efektu Flynna. I porzucimy skretynienie polityki na rzecz zwykłej, normalnej, nudnej polityki. Ciepłej wody w kranie. Zerowego konfliktu i szczucia na innych ludzi tylko dlatego, że są… inni.
Już jesienią ocenimy, czy ten test zdaliśmy czy też dalej podniecać nas będzie skretynienie, blaga i intelektualna wiocha. Bardziej kolokwialnie nie potrafię tego opisać.
Miłego dnia!