Każdy średnio wykształcony człowiek ma jako takie pojęcie o stworzonej już dosyć dawno temu (A Theory of Human Motivation, 1943) przez amerykańskiego psychologa Abrahama Maslowa hierarchii potrzeb. Maslow zaprezentował ją przy pomocy bardzo czytelnej i przemawiającej do wyobraźni piramidy. Ergo, o naszym działaniu i podejmowanych wysiłkach decydują potrzeby. Zaspokajanie potrzeb to tak naprawdę nasz jedyny życiowy cel.
Zatem u podstawy piramidy mamy potrzeby najważniejsze z punktu widzenia naszego istnienia jako organizmu. Fizjologiczne: potrzeba pokarmowa, wydalnicza, sen i prokreacja, by podtrzymać ten niekoniecznie najlepszy w świecie gatunek. Obok potrzeb zapewniających nam istnienie Maslow umieścił, jako potrzebę podstawową, potrzebę bezpieczeństwa. Fizjologia plus bezpieczeństwo; bez ich zaspokojenia nie ruszymy dalej. Społeczeństwa, w których obywatele głodują i dodatkowo odczuwają zagrożenie, stoją w miejscu, nie rozwijają się.
Jak chcesz wygrać wojnę, to odbierz swojemu wrogowi zapasy i dom. Proste i oczywiste. Bonaparte nie docenił Rosjan, ruszając na Moskwę. Taktyka spalonej ziemi i rosyjski mróz wystarczyły, by pokonać prawie półmilionową armię.
Człowiek to niezbyt skomplikowana maszyna: musi jeść, spać, kopulować i czuć się bezpiecznie. Wcale nie jesteśmy lepsi od surykatek. Zaraz mi ktoś zarzuci, że upraszczam, że człowiek to bardziej skomplikowana istota. Owszem, ale komplikacje pojawiają się po zaspokojeniu potrzeb najważniejszych, czyli podstawowych. Głodne niemowlę się nie uśmiecha, tylko wrzaskiem domaga zaspokojenia głodu.
Potrzeby z wyższej półki, społeczne i duchowe, przychodzą wraz z pełnym żołądkiem i świadomością braku zagrożenia.
Trochę przydługi mi ten wstęp wyszedł, ale mimo starań nie udało się krócej. Do czego zmierzam? Do bezustannego igrania naszym poczuciem bezpieczeństwa. Istota, która się boi, jest skoncentrowana na znalezieniu bezpiecznego schronienia. Kto może zapewnić to schronienie? Ano władza, która najpierw zadbała o to, by nasze lodówki nie świeciły pustką (fizjologia), teraz zadba, byśmy się czuli bezpieczni, jak w łonie matki (partii, wiadomo której). Ale najpierw trzeba postraszyć, czym się da.
Czego boją się obywatele, ustala się, robiąc regularnie badania. W czasach wielkich migracji obywatele bali się imigrantów; przekaz wzmocniony wizją zarażonych okropnymi choróbskami i pasożytami „brudasów” padał na podatny grunt.
Cytat z klasyka: „Są już przecież objawy pojawienia się chorób bardzo niebezpiecznych i dawno niewidzianych w Europie: cholera na wyspach greckich, dyzenteria w Wiedniu, niektórzy mówią o jeszcze innych, jeszcze cięższych chorobach. No i są pewne przecież różnice związane z geografią – różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, mogą tutaj być groźne”. Pamiętam, że w którymś z kościołów przy okazji świąt wielkanocnych pojawił się nawet grób pański z grupą „emigrantów” w łachmanach.
Straszyć można w zasadzie wszystkim, ale nie wszystkie strachy zasiewają ziarno niepokoju i kiełkują w ludzkim umyśle. Ważne, co w danym momencie jest „na topie”. Byli już islamiści, roszczenia żydowskie, wykup ziemi przez Niemców, gender, LGBT+, seksualizacja dzieci, pigułki zmieniające chłopców w dziewczynki. Ostatnio „na tapecie” są ruscy najemnicy, kręcący się rzekomo wzdłuż polskiej granicy. Za „mistrzem” Kurskim: ciemny lud wszystko kupi.
Lud nie jest aż tak ciemny, przestaje „kupować” prymitywne strachy, podane w prostacki, nachalny sposób, tym bardziej, że straszący pokazują na każdym kroku, jak bardzo nieudolni są w zapewnianiu obywatelom bezpieczeństwa.
Przez pierwsze dwadzieścia minut w głównym wydaniu wiadomości TVP straszy się ludzi wszystkim, co aktualnie może „zagrać” (bo wyszło z badań, na które władza nie skąpi grosza), oraz oczywiście Tuskiem i Niemcami (ci się opierają wszelkim modom, nimi się straszy kompulsywnie), by następnie gładko przejść do pokazywania, jaką mamy niezawodną obronę przed każdym, absolutnie każdym wrogiem. Niech obywatel się boi przez kilkanaście minut, ale niech zaśnie z poczuciem bezpieczeństwa, które zapewni mu najlepszy w historii minister obrony, niezawodne i doskonałe państwo, z najnowocześniejszą armią świata.
I tak codziennie, od ośmiu lat. Najpierw walimy z grubej rury, potem przykładamy jałowy opatrunek „poczucia bezpieczeństwa”. Do tego dochodzi obwoźny „wieszcz”, który często ad hoc wymyśla swoje „strachy”. I nie dajmy się zwieść jego pozornej dezorientacji i niedołężności, to dobrze wyreżyserowana i zagrana rola. Cesarz Klaudiusz też uchodził za niezdarnego, kalekiego jąkałę, przez co wielu nie doceniało jego zalet intelektualnych (nie żebym się zachwycała walorami umysłowymi wiadomego wodza). O wsparciu ze strony notorycznego kłamcy w fotelu premiera nie warto nawet wspominać, bo jego „strachy” śmieszą bardziej aniżeli przerażają.
Straszenie skutecznie odwraca uwagę od istotnych problemów, chociażby inflacji, cen żywności, horrendalnych cen paliwa czy prądu. Także od nieprawdopodobnej skali sprzeniewierzania publicznych pieniędzy i budowania partyjnej oligarchii, od bilionowego długu publicznego, który zostanie z nami na wiele pokoleń.
Człowiek to maszyna prosta – łatwo ją obsługiwać. Im bardziej się lęka, tym bardziej wierzy w wystąpienie wmawianego mu zagrożenia, wyłącza racjonalne myślenie. Poczucie niepewności i niemożność zweryfikowania pogłębiają ten stan. Słynne „nie lękajcie się” padło w swoim czasie i akurat w tym miejscu nie bez powodu.
Jak napisałam wyżej, bez zaspokojenia poczucia bezpieczeństwa człowiek nie idzie dalej, czyli jego aktywność koncentruje się na wyeliminowaniu (często poprzez mechanizmy obronne) dyskomfortu, związanego z odczuwanym lękiem, zatem potrzeby wyższego rzędu chociażby takie jak potrzeby społeczne, obywatelskie schodzą na dalszy plan. „Wolność, po co wam wolność, przecież macie telewizję” (K. Staszewski).
Na szczęście to już przestaje działać, bo ciemny lud zorientował się, że te wszystkie „zagrożenia” to jedna wielka hucpa.
Na koniec warto zdać sobie sprawę, że największych wrogów kreuje sam wróg, by skutecznie odwrócić uwagę od swoich niecnych uczynków.