U stóp krzyża Matka stała,
Pełna bólu, we łzach cała…
W Wielkim Tygodniu chciałabym Wam przybliżyć utwory muzyczne z różnych epok, oparte na średniowiecznej sekwencji liturgicznej Stabat Mater Dolorosa (Stała Matka Boleściwa). Uważa się, że poemat ten pochodzi z kręgów franciszkańskich i powstał w XIII wieku. Jako najbardziej prawdopodobni autorzy wymieniani są mnich Jacopone da Todi (ok. 1228-1306), papież Innocenty III (ok. 1160-1216) czy święty Bonawentura (zm. 1274).
Pierwotnie Stabat Mater było przeznaczone do prywatnego czytania lub modlitwy. Tematycznie należy do tekstów pasyjnych, zwanych Marienklagen (Lamenty Marii), które były bardzo popularne w średniowieczu w Niemczech i we Włoszech. Ich punktem wyjścia były wersety Ewangelii według św. Jana 19, 25-27: „A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena”. Utwory te ukazywały ból i rozpacz Maryi podczas ukrzyżowania Jezusa.
Najstarsza wersja Stabat Mater znajduje się w Brewiarzu z Arezzo, rękopisie z 1417 roku. Polski przekład pojawił się w połowie XVI wieku. Sekwencja ta została wprowadzona do liturgii i jest wykonywana podczas Wielkiego Postu.
Wiersz składa się z 20 strof po trzy wersy, które liczą sobie odpowiednio osiem, osiem i siedem sylab. Każda para zwrotek rymuje się według schematu AAB CCB. Rytm wszystkich wersów jest trocheiczny (trochej składa się z długiej i krótkiej sylaby – a w języku polskim akcentowanej i nieakcentowanej; każdy dwusylabowy polski wyraz jest trochejem).
Jedna z bardziej znanych wersji Stabat Mater wyszła spod pióra Giovanniego Battisty Draghiego, zwanego Pergolesi (1710-1736), barokowego kompozytora, skrzypka i organisty, jednego z najwybitniejszych muzyków włoskich pierwszej połowy XVIII wieku.
Zmarł on na gruźlicę w wieku 26 lat, ale mimo że żył krótko, udało mu się stworzyć dzieła o dużej wartości artystycznej i znaczeniu historycznym. Intermezzo La serva padrona (Służąca panią) miało wyjątkowe znaczenie dla rozpowszechnienia opery buffa w Europie. Wystawione w Paryżu kilkanaście lat po jego śmierci, stało się przyczyną sporu buffonistów i antybuffonistów, o czym pisałam TUTAJ. Był tak popularny, że przypisywano mu jeszcze w XIX wieku autorstwo ponad pięciuset utworów. Obecnie liczba ta spadla do pięćdziesięciu, a pewność mamy co do dwudziestu ośmiu.
Jako że umarł tak młodo, stał się bohaterem rozmaitych legend – o otruciu przez zazdrosnych rywali czy o anielskiej urodzie (zachowane dwa wizerunki z epoki raczej jej nie potwierdzają, pokazują zaś, że miał jedną nogę chudszą i na nią utykał, co było prawdopodobnie efektem przebytego polio).
Jego Stabat Mater należy do najważniejszych dzieł muzyki religijnej. Tutaj autorstwo jest niezaprzeczalne, bo zachował się rękopis dzieła. Pergolesi, już bardzo chory, skomponował je w klasztorze franciszkańskim w Pozzuoli na zamówienie arcybractwa religijnego Cavalieri della Vergine dei Dolori (Rycerzy Matki Boskiej Bolesnej), które chciało zastąpić przestarzałe Stabat Mater Alessandra Scarlattiego. Pergolesi ukończył swoją wersję tuż przed śmiercią.
Do wybuchu Rewolucji Francuskiej kompozycja ta była stale wykonywana w Paryżu w Wielki Piątek. Dzieło wymagało dwóch wirtuozowskich solistów (kastratów – sopranu i altu), więc czasami zastępowano je innymi Stabat Mater, zwłaszcza tym Josepha Haydna.
Zachwycony kompozycją Pergolesiego, Jean-Jacques Rousseau chwalił pierwszą część utworu jako „najdoskonalszy i najbardziej wzruszający duet, jaki wyszedł spod pióra jakiegokolwiek kompozytora”.
To właśnie ten fragment i znakomite wykonanie Julii Leżniewej i Philippe’a Jaroussky’ego (pochwalę się, że byłam na jego krakowskim koncercie w 2019 roku i trochę z nim porozmawiałam):
Dzieło miało też swoich przeciwników. Padre Martini, mentor młodego Mozarta, skrytykował jego lekki, operowy styl w 1774 roku i uważał, że jest zbyt podobne do Służącej panią, aby móc odpowiednio oddać patos tekstu.
Wielu twórców dokonywało rozmaitych adaptacji i przeróbek tej kompozycji, na przykład Jan Sebastian Bach skomponował kantatę Tilge, Höchster, meine Sünden (Zmaż, Najwyższy, moje grzechy), opartą na tym właśnie utworze.
Polski kompozytor, Paweł Łukaszewski, dodał do Stabat Mater Pergolesiego swoje Luctus Mariae (Żałość Maryi) i w 2018 umieścił w jednym albumie obie kompozycje. Płyta ta zdobyła Fryderyka 2019 w kategorii „Album Roku. Muzyka kameralna”.
Pierwsza i ostatnia część tego Stabat Mater zostały wykorzystane w filmie Jezus z Montrealu Denysa Arcanda (1989); piąta część pojawiła się w Smilli w labiryntach śniegu/Białym labiryncie Billego Augusta (1997); ostatnia została użyta również w Zwierciadle Andrieja Tarkowskiego (1975) i w Amadeuszu Miloša Formana (1984). Tu fragment ścieżki dźwiękowej z Amadeusza, część Quando corpus morietur (Kiedy umrze moje ciało):
Kojarzony jest przede wszystkim ze zbiorem czterech koncertów skrzypcowych Cztery pory roku, ale Antonio Lucio Vivaldi (1678- 1741), zwany il Prete Rosso (Rudy ksiądz) – ze względu na kolor włosów, stworzył też ponad 500 koncertów na różne instrumenty (skrzypce, wiolonczelę, waltornię, obój, flet, klawesyn), z czego około 230 koncertów na skrzypce, 50 oper, 60 mszy, oratoriów i hymnów okolicznościowych, 50 kantat i wiele innych utworów. Sporo kompozycji napisał dla żeńskiego zespołu muzycznego Ospedale della Pietà, weneckiego sierocińca.
Vivaldi został wyświęcony w wieku 25 lat, ale otrzymał dyspensę od odprawiania mszy z powodu problemów zdrowotnych (cierpiał na astmę) i zajmował się głównie muzyką. Odniósł nawet pewne sukcesy dzięki wystawnym inscenizacjom swoich oper w Wenecji, Mantui i Wiedniu. Po spotkaniu z austriackim cesarzem, Karolem VI, Vivaldi przeniósł się do Wiednia, licząc na poparcie władcy. Jednak cesarz zmarł wkrótce po przyjeździe kompozytora, a sam Vivaldi zmarł w biedzie niecały rok później.
Po prawie dwóch stuleciach zapomnienia zainteresowanie jego muzyką odrodziło się na początku XX wieku. Odnaleziono wiele jego kompozycji, wcześniej uważanych za zaginione (jeszcze nawet w 2006 roku). Sięga się coraz częściej po jego koncerty, a także opery czy ich fragmenty.
Jego Stabat Mater obejmuje tylko połowę tekstu sekwencji. Po raz pierwszy wykonano je w Brescii w 1712 roku. Przeznaczone jest dla altu lub kontratenora. Część pierwszą utworu, w wersji z sopranem chłopięcym, wykorzystano w filmie Utalentowany pan Ripley Anthony’ego Minghelli z 1999 roku, ale dziecko ma tak potworny angielski akcent po łacinie, że postanowiłam Wam tego oszczędzić. Wybrałam za to wspaniałego technicznie Andreasa Scholla. Na marginesie, śpiewak kiedyś stwierdził w wywiadzie, że w dzieciństwie chciał zostać kontrterrorystą, a został kontratenorem…
Popularne wśród wykonawców jest Stabat Mater w wersji stworzonej przez Gioachina Rossiniego (1792-1868). Kompozytor w tym czasie nie pisał już oper, ale podjął się tego zlecenia podczas podróży do Hiszpanii na zlecenie tamtejszego radcy stanu i teologa, Manuela Fernándeza Vareli. Podczas pracy nad utworem Rossini zaczął cierpieć na lumbago (bóle w okolicy lędźwiowej). Jako że klient nalegał na dokończenie pracy, kompozytor poprosił swojego ucznia, Giovanniego Tadoliniego (1793-1872) o uzupełnienie brakujących części. Ta wersja została po raz pierwszy wykonana w Wielki Piątek 1833 roku, w Madrycie. Fernández Varela nigdy się nie dowiedział, że kompozycja, której słucha, nie jest w całości dziełem Rossiniego.
Już po śmierci Fernándeza Vareli, która miała miejsce rok później, Rossini powrócił do pracy nad utworem w latach 1838-1841, zastępując partie Tadoliniego nowo skomponowanymi własnymi. Ta przerobiona wersja została po raz pierwszy wystawiona w 1842 roku w Théâtre-Italien w Paryżu. Zapowiedź premiery Stabat Mater stała się okazją dla przebywającego wówczas w Paryżu Ryszarda Wagnera, by zaatakować nie tylko Rossiniego, ale też ówczesną europejską modę na muzykę religijną, której tworzenie było według niego wyłącznie okazją do zarobienia pieniędzy.
Na tydzień przed planowanym koncertem czasopismo Neue Zeitschrift für Musik Roberta Schumanna zamieściło esej, napisany przez Wagnera pod pseudonimem „H. Valentino”, w którym twierdził, że popularność Rossiniego jest niezrozumiała. Wypominał mu też walkę o prawa autorskie (spadkobiercy Vareli sprzedali wersję Rossiniego-Tadoliniego pewnemu paryskiemu wydawcy i Rossini stoczył w tej sprawie bój sądowy). Wagner stwierdził na koniec, że zna kogoś, kto za pięć franków napisałby pięć walców lepszych od jakichkolwiek utworów tego bogatego miernoty. Sam Wagner miał wtedy dwadzieścia parę lat i żadnych jeszcze osiągnięć na koncie…
Premiera Stabat Mater okazała się wielkim sukcesem: publiczność skandowała nazwisko Rossiniego, nagradzając wykonawców gromkimi brawami, i wymusiła bisowanie trzech części dzieła.
Na prośbę kompozytora włoską premierą w Bolonii dwa miesiące później (cztery wykonania) dyrygował jego młodszy kolega, Gaetano Donizetti (pisałam o nim TUTAJ), który tak opisał reakcję widowni: „Zachwyt był nie do opisania. Po ostatnim występie, w którym uczestniczył, Rossini został odwieziony do domu przy wiwatach ponad pięciuset osób. Po pierwszym, na którym go nie było, tyleż samo zgromadziło się pod jego oknami”.
Recenzenci niemieccy, jak donosił poeta Heinrich Heine w swoim eseju o Rossinim, skrytykowali utwór jako „zbyt świecki, zbyt zmysłowy, zbyt zabawny, jak na temat religijny”. W odpowiedzi na to francuski historyk muzyki i krytyk muzyczny, Gustave Chouquet, stwierdził: „nie wolno nam zapominać, że religia na południu bardzo różni się od religii na północy”.
Rossini ujął 20 zwrotek sekwencji w dziesięciu częsciach. Wykorzystał chór mieszany oraz czworo solistów. Jest tu miejsce na popisy solowe, ale także na duet sopran-mezzosopran, partie chóralne czy kwartet sopran-mezzosopran-tenor-bas. Oto ten kwartet, część zatytułowana Sancta Mater (Święta Matko):
Część Cuius animam gementem (Której duszę pełną jęku), z zapadającą w pamięć melodią, jest często wykonywana oddzielnie jako pokaz brawurowej techniki tenora:
Pierwszy temat tej części został również zacytowany w numerze jazzowym Woody’ego Hermana Blues on Parade z 1941 roku:
Stabat Mater stało się kamieniem milowym na drodze do sławy Antonina Dvořáka (1841-1904). Czeski kompozytor znany był wcześniej prawie wyłącznie w swoim własnym kraju, a wykonanie tego dzieła w londyńskim Royal Albert Hall w 1884 roku przyniosło mu międzynarodowe uznanie i rozpoznawalność.
Często mówiono, że Dvořák zaczął komponować ten utwór w lutym 1876 roku w reakcji na śmierć swojej dwudniowej córki Josefy pół roku wcześniej, choć obecnie to stwierdzenie jest podważane. Szkic został ukończony po trzech miesiącach i był poświęcony Františkowi Hušpauerowi – „na pamiątkę przyjacielowi z młodych lat”. Niedługo potem Dvořák wysłał swój rękopis do Wiednia, wraz z wnioskiem o stypendium Ministerstwa Kultury i Edukacji.
Do ukończenia kompozycji powrócił w 1877 roku, kiedy w odstępie trzech tygodni zmarło dwoje jego pozostałych dzieci. Jedenastomiesięczna córeczka otruła się fosforem (zapewne zjadła główkę zapałki; fosforowe zapałki były wtedy wykorzystywane przez uboższych samobójców). Trzyletni synek zmarł na ospę.
Na pocieszenie można dodać, że później kompozytor miał jeszcze sześcioro dzieci, z których większość dożyła lat 50. i 60. XX wieku. Jego wnuk, Jiří Sobotka, był piłkarzem, zdobywcą srebrnego medalu na Mistrzostwach Świata we Włoszech w 1934 roku.
Kompozycja Stabat Mater dobrze oddawała ówczesne uczucia twórcy. Składa się z dziesięciu części: dziewięciu powolnych i melancholijnych oraz ostatniej, weselszej, która odmalowuje uroki raju. Dzieło jest przewidziane na chór, czworo solistów, orkiestrę symfoniczną i organy. Trwa w sumie około 90 minut, czyli jest najdłuższe z tu omawianych.
Od praskiej premiery w 1880 roku jest to do dzisiaj jedna z najbardziej znanych kompozycji Dvořáka. Poza nią w zbiorowej świadomości funkcjonuje pieśń Měsíčku na nebi hlubokém z opery Rusałka, wykorzystana chociażby w filmie Wożąc panią Daisy Bruce’a Beresforda (1989). Kojarzy się też symfonię Z Nowego Świata, którą kompozytor napisał dla nowojorskich filharmoników podczas pobytu w USA, a której fragment Allegro con fuoco wykorzystano swego czasu w reklamie Verdin Complexx, by zilustrować burzę w jelitach i ogólną niestrawność.
Oto Stabat Mater, część trzecia Eia, Mater, fons amoris (O, Matko, źródło miłości):
Na koniec coś weselszego… Wypada zakończyć wielkanocnie utworem Alleluja, ale nie będzie to powszechnie znany fragment Mesjasza Georga Friedricha Händla. Proponuję wysłuchanie jednej z części motetu Plaudite, sonat tuba (Klaszczcie, gra trąba) barokowego kompozytora Johanna Josepha Fuxa (1660-1741). Muzyk znany był głównie z autorstwa podręcznika kontrapunktu (zasad komponowania utworów wielogłosowych) Gradus ad Parnassum, ale ostatnio znów sięga się po jego twórczość.
WESOŁYCH ŚWIĄT!
Ospedale della Pietà to nie tyle sierociniec, co bursa na dziewcząt tylko w połowie dobrze urodzonych, tzn. nieślubnych córek ojców z dobrych domów, Rossini był kapelanem tej bursy, jego kompozycje sprawiały, że na świąteczne koncerty przychodziły tłumy i tym hojniej wspierały placówkę, bo tatusiowie i pod tym względem się nie spisywali, aczkolwiek po ukończeniu dobrej szkoły córki, jeśli jeszcze dostały posag, mogły się dobrze żenić.
Bardzo dziękuję za komentarz. Chciałabym jednak zaznaczyć, że według źródeł, na jakie natrafiłam, Ospedale della Pietà od czasu powstania w 1346 roku działał jako sierociniec, czyli orfanotrofio (była to druga taka instytucja w Europie po podobnej, założonej trzy lata wcześniej w Neapolu). Teoretycznie przyjmowano tu niemowlęta, zostawiane w niewielkiej niszy (à la okno życia), ale zdarzały się przypadki, gdy wciskano do niej większe dzieci. Trafiały tam dzieci prostytutek czy z wielodzietnych, ubogich rodzin, które nie mogły wyżywić kolejnego potomka. Były też nieślubna progenitura szlachciców czy arystokratów, ale nie stanowiła głównej części tej grupy.
W archivio storico tej instytucji przechowuje się pamiątki – różne drobiazgi, które miały służyć ewentualnemu rozpoznaniu dziecka, gdyby matka postanowiła je odzyskać (pojedyncze kolczyki, przełamane monety czy medaliki, przedarte karty do gry i inne znaki – jedna część pozostawała przy dziecku, druga przy matce). Jako że odbierając dziecko należało zwrócić instytucji koszty wychowania i wykształcenia, raczej się to nie zdarzało.
Chłopcy uczyli się tu rzemiosła (niektórzy byli wypożyczani na wieś, do pracy w gospodarstwie); figlie del commun – zwykłe dziewczęta przygotowywano do wykonywania różnych posług, a zdolniejsze – figlie del coro – uczono śpiewu i gry na instrumentach. Te drugie miały lepsze wyżywienie i dostawały drobne sumy pieniędzy, ale mogły wyjść za mąż dopiero po ukończeniu 40 lat. Gdyby odeszły z Ospedale, miały bezwzględny zakaz występów (mogłyby stanowić świecką konkurencję). Z tego powodu większość tych kobiet zostawała w instytucji przez całe życie. Występowały w chórze i zespole muzycznym nawet do siedemdziesiątki. Żadna z nich nie miała nazwiska; były identyfikowane po instrumencie, na którym grały, a w przypadku chórzystek – po rejestrze wokalnym, czyli np. Anna od skrzypiec.
Obecnie Ospedale funkcjonuje jako Istituto Provinciale per l’Infanzia Santa Maria della Pietà di Venezia, w którym schronienie znajdują porzucone dzieci i samotne matki, często młodociane czy imigrantki.
Tu link do artykułu o Ospedale i Vivaldim ze strony Uniwersytetu Padewskiego.
https://ilbolive.unipd.it/it/news/venezia-1600-antonio-vivaldi-lospedale-pieta