Mój ból jest większy niż twój. Moja racja jest mojsza niż twojsza. Moje odczucia estetyczne są ważniejsze niż twoje.
Wszystkie te twierdzenia stawiają twierdzącego na pozycji uprzywilejowanej. Temat bólu omówił Kazik w swoim słynnym utworze. Rację “mojszą” pokazano w filmie “Dzień świra”, natomiast ja zatrzymam się na wrażeniach/ odczuciach estetycznych i co to ma wspólnego z przemocą. Wyjaśnię też często używane przeze mnie określenie przemocowych kobiet. Będzie też słowo o feminizmie, jak to u mnie.
Każdy z nas reaguje w subiektywny sposób na otaczającą rzeczywistość i jest to zupełnie normalne. Jedni lubią marchewkę, inni pomidory. Jeszcze inni i marchewkę i pomidory. Komuś podoba się zima, inni wolą lato itd. Różnimy się, czy to nie jest fajne? Jeżeli ktoś woli zimę, a my diabelski upał, to uprawnia nas do oceny zimoluba, że durny?
Ocena- słowo klucz. Spróbuję omówić tu nasze ocenianie/ odbiór wyglądu innych.
W samej ocenie nie ma nic złego. Zło zaczyna się, kiedy uznajemy własną, subiektywną ocenę jako tę jedyną, najważniejszą i niepodważalną. Uzurpując sobie jednocześnie prawo do jej wygłoszenia w imię wolności słowa.
“Mam prawo wyrazić własne zdanie!” słyszymy lub czytamy za każdym razem, kiedy ktoś wykorzystuje to “prawo” do udowodnienia, że jego/jej subiektywny odbiór estetyczny wyglądu innych jest tak ważny, że cały świat musi go poznać. Niejednokrotnie “mam prawo wyrazić własne zdanie”, o wyglądzie przykładowych Zośki lub Sławka, podpierane jest “dbaniem o dobro” tychże.
“Krzywdę sobie robi! Jak ona wygląda? Botox mózg ci zalał!”, “oj, twarz jakaś taka za chuda. Idź do lekarza! To na pewno anoreksja! Jakieś tabsy żarłaś?”, “on chyba przesadził z koksowaniem i siłownią”, “nie, no za chudy, za blady, zupełnie niemęski”. I mój ulubiony tekst “jestem zagrożonym gatunkiem kobiet. Mam własne brwi, rzęsy, usta, cycki i paznokcie”. W tym miejscu zacytuję Paulinę Młynarską, która odpowiedziała na Facebooku pod tym ostatnim. “Jestem wyższościową plotkarą, która sobie poprawia humor dewaloryzując kobiety o innych preferencjach estetycznych, jednocześnie podkreślając swoją wyjątkowość”. “Znam takich sporo. Narcyzm w czystej postaci” dopisała Młynarska.
Otóż to. Poczucie wyższości, własnej wyjątkowości i nieomylności w ocenie, to jest narcyzm.
Nieproszone rady natomiast, to jedna z wielu form przemocy.
Przemoc plus narcyzm równa się hejt. Hejterzy to ludzie albo opłacani, ale o tych nie będę pisać, wszyscy wiemy, że za kasę niektórzy zrobią wiele, albo ludzie z kompleksami, którzy mają problem ze sobą. Niejednokrotnie mający niskie poczucie własnej wartości wynikające z tego, że ktoś wcześniej ocenił ich źle. Zostali poniżeni, skrzywdzeni. Własne frustracje wyładowują na innych. “Mnie jest źle, niech inni też to poczują”. Spirala hejtu w taki właśnie sposób nakręca się w nieskończoność.
Sprawą oczywistą powinno być, że wybory dorosłych ludzi dotyczących ich własnego wyglądu, nie są naszą sprawą i nie podlegają negatywnej ocenie, która ma na celu jedynie poniżenie człowieka, co samo w sobie jest okropne.
Pierwszym z brzegu przykładem, na który wylała się ostatnio fala hejtu jest Madonna. Niezrozumienie i ocena jej wyglądu padła nawet z ust człowieka, który jest dla mnie autorytetem. Na szczęście nie w sprawach wyglądu. Pozostawię więc bez komentarza tę wypowiedź i nie podam nazwiska. W końcu wszyscy dopiero uczymy się, że wybory innych ludzi nie są naszą sprawą.
Zamieszanie wokół wyglądu Madonny skomentował na Facebooku Bartek Fetysz. Kto to taki, możecie sprawdzić w internecie. Zamieszczam jego komentarz dlatego, że podpisał swoją wypowiedź jako “kiedyś naczelny hejter, któremu wydawało się, że może innym dyktować standardy”.
Kolejne słowa klucze: empatia i wolność wyboru.
Wszyscy chcemy mieć wolność wyboru. Na nasze wybory ma wpływ wiele czynników. Do zrozumienia wyborów innego człowieka potrzebna jest empatia. Wszyscy niby to wiedzą. Gdzie więc podziało się zrozumienie?
Wiele razy, różni ludzie, podkreślają jak ważne jest zatrzymanie hejtu. Ilu ludzi rozumie, czym ten hejt naprawdę jest?
Hejt to przemoc, a przemoc ma różne oblicza. “Przemoc emocjonalna, ekonomiczna i werbalna- to jest przemoc” tak kończy wyliczankę przykładów Paulina Młynarska w swojej książce “Okrutna jak Polka”. Książka nie opisuje tylko przemocowych Polek, ale i Polaków. Przemoc nie ma płci.
Gniew zalewa Twitter, kiedy określam mianem “ciotek Gileadu” niektóre kobiety. Wyjaśnię więc co to za określenie, skąd je wzięłam i dlaczego używam. Dotyczy to właśnie przemocowych ludzi, w tym przypadku kobiet.
“Opowieść podręcznej” to serial nakręcony na podstawie antyutopijnej powieści Margaret Atwood, w której autorka stworzyła państwo Gilead, utworzone na terenie USA w wyniku zamachu stanu. Tak zwane, ciotki są częścią systemu nowopowstałego państwa. Systemu patriarchalno- terrorystycznego, w którym rola kobiety została sprowadzona do roli inkubatorów (podręczne), bezwolnych i niedecyzyjnych (żony) i tych, które sprawują nadzór nad podręcznymi (ciotki). Ciotki są przekonane o słuszności panującego w Gilead systemu, wykonują swoje obowiązki bardzo sumiennie.
Nasze ciotki Gileadu również są częścią systemu patriarchalnego, z tą różnicą, że często nie zdają sobie z tego sprawy. Pełno między nimi oceniaczek, hejterek, które, na przykład, jednym “lajkiem” pod wypowiedzią typu “chłopa dawno nie miała” wpisują się w rytualną, patriarchalną narrację, że baba tylko wtedy szczęśliwa, kiedy znajdzie się chłop, który zaszczyci ją “chęcią bycia jej chłopem” i względy okaże.
Inny przykład z ciotek Gileadu, to mylenie feminizmu z mizoandryzmem, matriarchatem albo celowe porównywanie do nazizmu.
Wiele razy już to pisałam, ale niestety, wciąż powtarzać trzeba. Feminizm to szereg ruchów społecznych na rzecz równouprawnienia kobiet i mężczyzn. I tyle. Feminizm to nie nienawiść do mężczyzn. Feminizm to nie matriarchat. Feminizm to nie pokazywanie gołego tyłka, to już kwestia mieszcząca się w innej dziedzinie. Ruch feministyczny walczy o to, żeby kobieta mogła wyjść w mini spódniczce na ulicę nie będąc oskarżaną o celową prowokację mężczyzn. O to, żeby świat zrozumiał, że nie ofiara przemocy jest winną przemocy. O równe płace, o zauważanie potrzeb kobiet, których zdanie w żadnej dziedzinie życia społecznego nie odgrywało przez wieki żadnej roli lub odgrywało niewielką, bez wpływu na poprawę życia. O to, żeby mężczyźni nie byli skazywani na odgrywanie roli maczo. O świadomość, że mężczyźni też mają prawo do emocji i ich pokazywania.
Zanim więc oplujesz wygląd kogokolwiek, kobieto/ mężczyzno/ przemocowcu, pomyśl czy nie potrzebujesz pomocy. Ty, nie wygląd kogoś, kogo nie znasz i nie wiesz co wpływa na taki a nie inny wybór człowieka. Zmiany zawsze należy zaczynać od siebie. Pamiętaj, że człowiek, którego oceniasz, może też potrzebować pomocy, a nie oceny. Złym komentarzem możesz kogoś nie tylko zranić, możesz zabić.
Miłości, empatii i wolności wyborów życzę wszystkim.
Serdeczności przesyłam.
Świetny felieton, wart upublicznienia, jednak tutaj nie przeczytają go ci, którzy powinni…
Ale czy ci, którzy powinni się z nim zapoznać, przemyśleć i wyciągnąć wnioski wogóle czytają cokolwiek?
– Co czytasz?
– Komedię kryminalną
– Eeeeee, nie, nie lubię….
– A to? Co to takie grube? Chyba bardziej ambitne?
– A które? To czy to?
– Nooo ta gruba kupka, tam na komodzie.
– Tokarczuk, Torańska i Balzak
…. ??? Aaaaa to się da w ogóle czytać? Takie grubeee, i ten druk, i w ogóle bzdury, kto jej dał tego Nobla? Tam w komisji podobno sami Żydzi siedzieli, to i nie dziwota…
I to by było na tyle…