Master of Puppets

W lipiec Twitter pod egidą Elona Muska wszedł z przytupem.

Pierwszego lipca zarejestrowano lawinową ilość zgłoszeń o awarii tego medium. Nie można było obserwować wpisów innych osób, a często wyświetlał się komunikat, że przekroczono limit czytania.

Tak. Czytania.

Po kilku godzinach okazało się, że to nie jest żadna awaria, tylko nowy pomysł Muska, aby ograniczyć użytkownikom możliwość korzystania z Twittera. Zaprowadził przy tym sprawiedliwość feudalną. Seniorowi można więcej niż wasalowi, a wasalowi więcej niż chłopstwu. Już tłumaczę tym, którzy o Twitterze mają pojęcie skromne lub żadne.

Odpłatnie, za ponad 50 zł miesięcznie przy korzystaniu mobilnym, otrzymuje się status zweryfikowanego użytkownika, tzw. Twitter Blue – to seniorzy. Niezweryfikowani, ale mający dłużej konto to wasale, a nowe konta to chłopstwo.

Pan marionetek przydzielił możliwość „czytania” seniorom 6 tys. tweetów, wasalom 600, a chłopstwu 300. Po kolejnych paru godzinach od zaanonsowania nowych zasad, ponoć przejściowych, zwiększył limity odpowiednio do: 8 tysięcy, 800 i 400. Nie będę rozpisywać się, jak motywował swoją decyzję, można łatwo znaleźć więcej informacji, wrzucając w przeglądarkę hasło „twitter awaria”. Jeszcze tylko jedna uwaga, by czytelnicy mieli obraz sytuacji. Słowo „czytania” wyżej wzięłam w cudzysłów nie bez kozery. Otóż wystarczy przesuwać stronę główną w poszukiwaniu interesujących nas wpisów, a już każdy, nawet ten. który nas nie interesuje zupełnie i nie poświęcamy mu czasu na lekturę, jest także liczony do limitu. Można przyrównać do wejścia na witrynę Onetu, WP, Gazety Wyborczej i przesuwania treści w poszukiwaniu interesującego nas artykułu. Jeśli po drodze zobaczymy 10 tytułów, to już mamy odjęte 10 z limitu, nawet gdy nie weszliśmy w te teksty, by je przeczytać.

Jako że nie mam Twittera Blue i mieć nie zamierzam, tym bardziej po tym, o czym przeczytacie w niniejszym tekście, dosyć szybko została mi zablokowana możliwość korzystania z Twittera. Wiedziona ciekawością, wolny czas poświęciłam zatem temu, co do tej pory zaniedbałam, mianowicie poszukiwaniu odpowiedzi, wskazówek o tym, kim jest Elon Musk…

Wynikiem moich poszukiwań dzielę się tutaj w nadziei, że zwrócę Waszą uwagę na kilka niepokojących spraw, które wyłoniły mi się w trakcie tego surfowania.

I dalej nie wiem, kim jest Elon Musk, a co gorsza, nie wiem, co zamyśla…

Wizjoner czy cyniczny oszust, chcący rządu dusz dla wdrożenia swoich niepokojących ideologii? Szaleniec czy pozbawiony skrupułów multimilioner, który wykorzystuje globalność do sterowania giełdami, udając przy tym, że to tylko taka zabawa?

Ad rem.

Musk, kupując Twittera, zapłacił za niego horrendalnie wysoką kwotę 44 miliardów dolarów. Jak można się zorientować z informacji (niepotwierdzonych jednoznacznie), dziś Twitter jest wart jedną trzecią, około 15 mld dolarów. Z istotnych informacji musimy także wiedzieć, że Musk zaciągnął długi, w dolarach oczywiście, by sfinansować transakcję. To ważne, a opiszę pod koniec.

Wizjoner wtopił? Jeśli tak, to nie bez własnej, wydatnej pomocy. Co gorsza, ta jego „pomoc” może okazać się zabójcza, jeżeli faktycznie prawdziwe są domysły, jakoby Musk chciał w przyszłości przekształcić Twittera w multiplatformę na kształt chińskiego WeChat, czyli coś, co pozwala za jednym zamachem zamówić zakupy, taksówkę, dokonać płatności, etc., no i poplotkować choćby o polityce.

Dlaczego zabójcza? Musk, gdy tylko przejął Twittera, popełnił szereg kardynalnych błędów, tak to nazwijmy na razie; o tym mówi na przykład Eric Yaverbaum, prezes Ericho Communications, a co fatalnie rzutowało na wizerunek Twittera, nowego nabytku Muska. Yaverbaum jest specjalistą z wieloletnim stażem od zarządzania kryzysowego w kontekście wizerunku.

Celem wyjaśnienia. Zwłaszcza po światowym kryzysie, który zapoczątkowała bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości, co przewidział Warren Buffett, a co skończyło się spektakularnym upadkiem banku Lehman Brothers i później zataczało coraz większe niszczycielskie kręgi po całym świecie, firmy mocno zaczęły dbać o swój wizerunek. Nie. Nie po to, by zamydlić oczy. Duże firmy, na przykład niemiecki Siemens, zatrudniały wysokiej klasy specjalistów do przeprowadzenia audytu, który wykaże, co należy poprawić, aby firma stała się wiarygodna. Zrozumiały, że fair play leży w ich interesie. Skąd to wiem? Kiedyś miałam okazję poznać jednego z takich cenionych audytorów. Yaverbaum jest specjalistą od rozumienia, gdzie leży problem z wizerunkiem firmy.

Tymczasem Musk zaczął od kilku wyjątkowo spektakularnych porażek wizerunkowych. Pierwsza to całkowicie skandaliczny sposób rozstawania się z dotychczasową kadrą Twittera. Faxem (pamiętamy, jak Ziobro zwalniał prezesów sądów), ups…, świat poszedł do przodu, Musk zwalniał mailem, z dnia na dzień. Doprowadziło to do wycofania się z Twittera potężnej części reklamodawców, w tym tak znanych, jak koncern Coca Cola, a Twitterowi to oni dawali ponad 90% przychodu. Musk argumentował oczywiście, że to aktywiści na niego uwzięli się. I pewnie związki zawodowe, ha ha.

Tu ważna uwaga. Większość świata skupiała się na chamskim traktowaniu pracowników, ale ja zaczynam zastanawiać się głęboko, dlaczego Musk pozbył się także wysokiej klasy specjalistów, znających Twittera od podszewki. Nie przekonują mnie opinie, iż chodziło tylko o redukcję kosztów. Moim zdaniem Musk chciał pozbyć się ludzi, którzy mogli stanąć w poprzek jego zamierzeniom.

Druga porażka wizerunkowa wiąże się z wprowadzeniem Twittera Blue, a stało się to już po kilku dniach od przejęcia Twittera przez Elona Muska. Na początku jako niebieskie zostały oznaczone konta oficjalne: polityków, celebrytów, firm. Za moment Musk zażądał jednak opłaty za konto niebieskie, czyli zweryfikowane. W ten sposób doszło do skandalu i ogromnych strat amerykańskich firm farmaceutycznych. Anonimowe konto zapłaciło za weryfikację i podszyło się pod jeden z koncernów – Eli Lilly and Company – jednego z głównych dostawców insuliny w USA. Na takim fałszywym koncie opublikowano informację, że insulina będzie darmowa. Ta wieść rozniosła się z szybkością światła, a konto wyglądało niczym kaczka, więc wielu przyjęło je za kaczkę, w dodatku z niebieskim znaczkiem weryfikacji. Eli Lilly and Company zaliczyło na giełdzie potężny spadek, szacowany na około 20 miliardów dolarów straty. Inne firmy farmaceutyczne również pikowały. Jeśli ktoś się cieszy, że wreszcie łupieżcom dostało się po czterech literach, to niech znajdzie sobie tekst o tym na Krytyce Politycznej. Na końcu najbardziej dostało się potrzebującym insuliny.

I tym przykładem przechodzimy do spekulacji giełdowych, w które moim zdaniem Musk jest umoczony po uszy. Oczywiście dla ostrożności procesowej, ha ha, są to wyłącznie moje spekulacje. Na razie Musk ma tylko procesy za narażenie na straty inwestorów.

Czy zyskał konkretne pieniądze, moderując giełdy? Nie wiem. Po co się jednak niejednokrotnie „bawił”, prowokując i modelując swoimi wpisami na Twitterze wartości akcji na giełdach tradycyjnych i kryptowalut? Tylko zabawa znudzonego multimiliardera?

Czytający zapewne kojarzą niedawną aferę w Polsce z akcjami elektrociepłowni Będzin? W skrócie. Akcje tej firemki nagle zanotowały spektakularny wzrost. Łączył się on z przeciekiem, że EC Będzin wejdzie we współpracę z Orlenem, o ile dobrze pamiętam, na polu małych reaktorów jądrowych. Jeśli ktoś skupił tanie akcje tuż przed przeciekiem, a potem sprzedał, gdy cena rosła z godziny na godzinę zarobił ładną, okrągłą sumkę. Jeśli zrobił to ktoś, kto celowo puścił w obieg informacje niejawne, dopuścił się prześlicznej spekulacji na giełdzie.

Musk, nim stał się panem Twittera, już wcześniej przy pomocy tej platformy swoimi wpisami doprowadził do, nazwijmy to niespodziewanej, destabilizacji kursu akcji.

Rok 2018.

Akcje Tesli, czołowego przedsięwzięcia Muska, które to GŁÓWNIE napełnia mu kieszeń.

W styczniu tego roku ruszył proces w San Francisco, który może kosztować Muska taką fortunę, jaka nam się nawet nie przyśni.

Musk, choć nie był jeszcze właścicielem Twittera, wykorzystał ten portal o ogromnym zasięgu, by zaćwierkać, że zastanawia się nad wycofaniem spółki z giełdy i zupełnym wykupieniu wszystkich akcji giełdowych po cenie 420 dolarów za akcję. Poinformował również, że ma już na ten cel zabezpieczone 72 mld dolarów, co oznaczało o 13 mld dolarów więcej niż szacowany koszt skupu akcji, pozostających w rękach innych niż jego.

Po tym anonsie w ciągu kilku dni akcje podrożały z 342 na 371 dolarów, by po dziesięciu dniach spaść poniżej kursu z dnia ogłoszenia parafialnego Muska.

Po tej akcji Muska amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) nałożyła na niego obowiązek weryfikacji i kontroli treści tweetów dotyczących Tesli przed ich wysłaniem. Musk krzyczał: nękanie go i odbieranie mu wolności wypowiedzi.

Bitcoin

W lutym 2021 Tesla informuje, że zakupiła bitcoiny za 1,5 mld dolarów. Co zapewne wzmocniło wiarygodność tej kryptowaluty, której wartość i tak rośnie systematycznie i nieprzerwanie (długofalowo) od 2009 roku, kiedy to ją wymyślono. W kwietniu ’21 sprzedała 10% aktywów, a w lipcu owego roku 75% akcji. Po ujawnieniu sprzedaży przez Teslę potężnego pakietu cena tej kryptowaluty spadła poniżej 23 tys. dolarów.

Cóż. Niektórzy powiedzą – standardowe zakupy i sprzedaż przez dużego światowego gracza. Wolno mu. Musk/Tesla w każdym razie zapewne zarobili, bo tylko między styczniem a kwietniem 2021…

8 stycznia bitcoin zanotował ówczesny rekord wzrostu – 42 tys. dolarów za jednego bitcoina, a potem zaczęła się korekta i do końca stycznia, pomijając drobne fluktuacje, był wyceniony na poziomie 32 – 33 tysięcy dolarów. Natomiast już w kwietniu na 64 207 dolarów. Na akcji zarobiono więc przynajmniej po około 20 tys. dolarów.

Dogecoin

W tym samym mniej więcej czasie Musk przy pomocy między innymi Twittera, którego nie był jeszcze właścicielem, ale także poprzez wypowiedzi telewizyjne wpłynął na kurs innej kryptowaluty – dogecoina. Z tego powodu w czerwcu 2022 roku trafił do nowojorskiego sądu pozew zbiorowy przeciwko Elonowi, w którym oskarża się go „o wykorzystywanie swojej pozycji do wspierania dla zysku i zabawy „piramidy finansowej”, którą ma być Dogecoin” (za Filary Biznesu Pl). Autor pozwu, Keith Johnson, szacuje zysk Muska i jego firm na około 86 miliardów dolarów. Pozywający żąda zwrotu 86 mld USD i zadośćuczynienia w kwocie 172 mld USD.

Dla precyzji kilka danych. Dogecoin pod koniec 2020 kosztował 0,5 CENTA, do kwietnia kryptowaluty ogólnie rosły, w tym dogecoin, który kosztował już około 6 centów, a potem przez miesiąc jego wartość wzrosła do 64 centów – dziesięć razy więcej. Jak zauważają obserwatorzy, ten szybki wzrost był skorelowany właśnie z publicystyczną działalnością Muska. Potem kurs kryptowaluty spadał, aż w czerwcu 2022 roku wyniósł 8 centów.

Niezrażony niczym Musk powtórzył w kwietniu tego roku zabawę, już jako właściciel Twittera.

Na początku kwietnia, dokładnie w poniedziałek 3 kwietnia 2023, logo Twittera – niebieski ptaszek zostało zastąpione symbolem dogecoina – głowa i tułów psa rasy Shiba Inu, a za niedługi czas tego samego dnia Musk puścił tweeta z wymownym obrazkiem. Pies rasy Shiba Inu jako kierowca samochodu podczas kontroli policyjnej podaje prawo jazdy z logo Twittera w miejscu fotografii, a w dymku jest napis „to stare zdjęcie”. W trakcie tego jednego dnia „zabaw” Elona kurs dogecoina urósł o 25%.

Czy Musk przed swoim show zaopatrzył się w zasobny portfel dogecoina po niskim kursie? Nie wiem…

Prócz dogecoina Musk w połowie kwietnia zajął się również naszym starym znajomym bitcoinem i innymi kryptowalutami. W wywiadzie dla telewizji FOX ujawnił, że różne agencje rządowe USA miały pełny dostęp do kont użytkowników Twittera, łącznie z DM, czyli wiadomościami prywatnymi. To wywołało panikę wśród kryptowaluciarzy i kursy poszybowały w dół na łeb na szyję.

Ja po tym, co już dziś wiem, nabrałam trwałej awersji do kryptowalut i będę się trzymać od nich z daleka, zwłaszcza że nie wierzę w perpetuum mobile. Jeśli długofalowo bitcoin rośnie od lat, a rośnie, na początku w 2009 był wyceniany na kilka centów, a w szczycie z kwietnia 2021 r na 65 tysięcy dolarów, to czymś się żywi. W końcu zje wszystko albo… w 2024 roku zobaczymy odstępstwo od normy/cyklu, który do tej pory powtarzał się trzykrotnie w 2012, 2016 i 2020. Może na to czekają twórcy tej kryptowaluty i to przygotowują (dla zainteresowanych słowo klucz: „halving”)… nie wiem. Tak jak nikt do tej pory nie wie, kto stworzył bitcoina, ale wiąże się powstanie tej kryptowaluty z kryzysem 2008 roku i mocnym nadszarpnięciem zaufania do rządów i banków centralnych.

Meandry umysłu Muska

Wspomniany wywiad dla telewizji FOX zadbał o zawirowania na świecie nie tylko z powodu rewelacji na temat inwigilacji przez służby USA. Musk odsłonił swoje wnętrze.

Wiadomo było od dawna, że Musk ma misję… ratowania gatunku ludzkiego.

Nie ma nic gorszego niż wąska ideologia, której podporządkowuje się logikę, nawet wbrew owej logice, a Musk widzi ludzki gatunek, ale nie widzi jednostki, dlatego jest gotów poświęcić miliardy jednostek dla swej wizji.

W wywiadzie dla FOX mamy wreszcie bez niedomowień obraz Muska. Jest przeciw aborcji, a szczęściem ludzkości jest rozmnażanie się jak króliczki. Sam ma dziewięcioro dzieci, niektóre doniesienia medialne mówią nawet o dziesięciorgu. Stać go, ale nie o to chodzi, Osama bin Laden miał podobno nawet dwadzieścia czworo zstępnych w pierwszej linii.

To, czego „geniusz” nie wziął pod uwagę, to drastyczna zmiana w świecie zachodnim. Technologia medyczna poszła tak daleko, że obecnie w krajach wysoko rozwiniętych umieralność niemowląt i dzieci jest bardzo niska. Kiedyś choroby załatwiały sprawę regulacji nadmiarowych poczęć. Wcześniej nawet królowie musieli liczyć się z tym, że nawet dobrze odżywione, płodne małżeństwa królewskie i ich potomstwo utrzyma się przy życiu tylko znikomo.

Musk chce rozmnażania niekontrolowanego, oczywiście, jako współczesny król, korzysta nie tylko z dóbr materialnych wspomagających rozród finansowo, ale także z postępu w dziedzinie medycyny. Co jeszcze sto lat temu byłoby awykonalne nawet, gdyby zapłodnił setki kobiet, a te kobiety przeszłyby ciążę i rozwiązanie, kiedyś nawet królewskie potomstwo nie przeżyłoby bez antybiotyków albo szczepionek. Warto o tym pamiętać przy sposobności rozważań o niekontrolowanym rozrodzie.

Musk ignoruje te zupełnie inne czynniki i uważa, że zbawieniem ludzkości jest tępa prokreacja.

Nic tak mocno nie wiąże jego skrzywionej ideologii na prokreację z naszymi domorosłymi „filozofami” spod znaku Konfederacji. Wystarczy poczytać Jacka Wilka, który jest w stanie zaakceptować napływ imigrantów pod warunkiem, że ograniczy się ten dopływ do kobiet, które (w zamyśle) zapłodni pan Wilk lub jemu podobni.

Ale prokreacja nie jest jedynym punktem spójnym. Na naszym lokalnym poletku politycy Konfederacji promują także w polityce gospodarczej wizje Muska.

Musk byłby najszczęśliwszy, gdyby państwo, w tym SEC, nie patrzyły mu na ręce i dały zupełną wolność. Tego chce również Mentzen, zresztą wzorem Korwina. Żadnych regulacji, albo najmniej.

Nie ulega wątpliwości, że po ośmiu latach rządów PiS rynek potrzebuje deregulacji, tylko Konfederacja, tak jak Musk, chce deregulacji w kierunku zupełnego sobiepaństwa. I li tylko dla egoistycznego dobrostanu wąskiej grupy na wierzchołku łańcucha pokarmowego, choć oczywiście przedstawiają to jako dobrostan ogólny.

Musk jest doskonałym przykładem, by wykazać, jak ułomna i niebezpieczna jest to wizja.

Musk połyka Mentzena w świecie bez regulacji bez problemu. Menzten połyka w mniejszym świecie, również bez najmniejszego problemu, wszystkich na jednoosobowej działalności gospodarczej.

Na końcu pozostaje niepołknięty przez nikogo pan Zorg (skojarzenie z filmu „Piąty element”), a wszystko jest polane sosem dla dobra maluczkich, gdy de facto zupełnie nie o ich dobro chodzi.

Musk, jak i jego koledzy z tak zwanej „mafii Paypay”, mają mocne podłoże w tak zwanym ruchu libertarian, w języku polskim mówimy o tzw. „wolnościowcach”. Dziwnym trafem, ci sami tzw. wolnościowcy kończą ze swoim liberalizmem i wolnością, gdy trzeba ograniczyć wolność kobiet o samostanowieniu w kwestii aborcji chociażby.

Inną ściemą jest odwolywanie się przez gros z nich do wolności słowa – tu drobna uwaga, patrząc na wpisy na Twitterze widzę, jak wiele osób zupełnie nie ogarnia tego słowa pisząc „kak mówim, tak piszę”, nie ma „gro” – jest w pisowni tylko i wyłącznie „gros”, czytane jako „gro”. Tą rzekomą wolnością chcą zalegalizować każdy „głos”, nawet ten całkowicie stojący w sprzeczności z kodeksem karnym.

Kochani Libertarianie.

Zawsze znajdzie się jeszcze większy libertarianin, który w imię wolności Wam ją odbierze. Pomyślcie nad tym…, póki nie jest za późno.

Wracając do Elona Muska.

Demokracja jest najlepszym, co mogła wymyślić ludzkość. I jak wszystko, co wymyśliła, jest niedoskonałe. Jednak tylko ta niedoskonała demokracja daje możliwość obrony przed supersilną jednostką, która w imię dobrobytu „ludzkości”, niekontrolowana chce zachować li tylko swój dobrobyt, opowiadając bajki.

Gdy poszukiwałam odpowiedzi na pytanie: „kim jest Musk i czego chce”, znalazłam tekst na Gazecie Wyborczej. Tekst, którego autor sam nie wahał się użyć terminu „teoria spiskowa”, ale ten tekst, jakkolwiek spiskowy, pozwala racjonalnie zrozumieć zupełnie nieracjonalnie zachowanie Elona Muska. Poczynając od horrendalnie wysokiej ceny, jaką zapłacił za zakup Twittera, po jego obecne działania, całkowicie wbrew logice, a które Twittera niszczą – od awarii do awarii.

Tu od razu pewna dygresja. Możemy wszystko złożyć na karb szaleństwa Elona Muska. Wtedy kończy się jakakolwiek racjonalna ocena jego działań, poza tą, że jesteśmy świadkami odsłony, iż nawet geniusz wtopił pieniądze w coś, co go przerosło.

W sumie nie dziwiłoby mnie. Musk nie zna ludzi, nie rozumie ich, zatem zupełnie nie nadaje się do zarządzania mediami społecznościowymi. Dlaczego uważam, że Musk nie zna się na ludziach? Odpowiedź jest prosta. Wystarczy popatrzeć na jego zarządzanie firmami.

Musk do tej pory miał do czynienia z JEGO firmą, gdzie kluczową rolę odgrywali pracownicy, a więc osoby zależne od niego chociażby ze względu na comiesięczną wypłatę lub zwolnienie. W mediach społecznościowych tak to nie działa.

Z drugiej strony trudno uwierzyć, że ktoś, kto jest najbogatszym człowiekiem świata lub jednym z najbogatszych (wszystko zależy od kursu akcji), nie potrafi rozpoznać swoich błędów…

Musk robi, póki co, wszystko, aby Twittera zniszczyć.

Podważa nie tylko zaufanie reklamodawców, ale także zwykłych użytkowników. Od kilku dni mamy do czynienia z zupełnie karygodnym ograniczaniem dostępu do wszystkich funkcji wieloletnim użytkownikom Twittera. Owi użytkownicy nie mogą korzystać na przykład przez wiele godzin z możliwości wysyłania tweetów; niektórym, w tym mnie, uniemożliwiono przez długi czas nawet wysyłanie prywatnych wiadomości do kręgu znajomych. Czy w takiej sytuacji wzrasta czy też maleje zaufanie do Twittera? Maleje. I Musk przy wzroście nieufności chce, podług pogłosek, przekształcić Twitter w platformę płatniczą (wzorem chińskiego WeChat), na której podaje się dane do karty? Wolne żarty.

Albo jeden z najbogatszych ludzi świata, który nie jest dziedzicem fortuny, tylko sam ją stworzył, zgłupiał, albo… ma inny cel.

Twitter ma mu służyć rządowi dusz, platformie, dzięki której zmanipuluje świat, by…

No właśnie. W tekście Gazety Wyborczej „Mroczne otoczenie Elona Muska i nieoczywisty cel przejęcia Twittera” czytamy, że „W tym scenariuszu nie ma znaczenia, czy przepłacisz 44 mld dol. za serwis, jeśli celem jest destabilizacja dolara. Po wszystkim okaże się, że Twitter kosztował ułamek ceny” – tak tłumaczy amerykański dziennikarz Dave Troy.

To tekst z listopada 2022 roku. Dzisiaj już trudno negować, że Musk dla „zabawy”, jak utrzymuje, jest autorem szeregu spadków/wzrostów na giełdach tradycyjnych, ale także kryptowalut, jedynie przez swoje Tweety.

Jak wrażliwa to sprawa, pokazują akcje Tesli. Musk, ogłaszając zakup Twittera, zadbał o spadek kursu akcji Tesli – gdy ogłosił, że on sam wycofuje się z Twittera, a dyrektorką generalną będzie Linda Yaccarino, akcje Tesli odbiły.

Jak ma się to wszystko do destabilizacji dolara, by Musk nie musiał martwić się długami zaciągniętymi w dolarach na zakup Twittera?

Ano właśnie. Niezbyt martwiłabym się teoriami spiskowymi, gdyby nie ewidentne wpływy wpisów Muska na kursy akcji. Jednakże to nie wszystko. Są dwa kraje, którym od dawna marzy się zniszczenie dolara – Chiny i Arabia Saudyjska (rozliczenia za sprzedaż ropy w dolarach). Nagle, prócz Muska, kupującymi Twittera, a więc medium, które może wpływać na rząd dusz, a co za tym idzie spekulacje, są saudyjski książę Alwaleed bin Talai i Changpeng Zhao, twórca największej giełdy kryptowalut – Binance.

Medium społecznościowe ze względu na swój globalny zasięg może nawet plotką destabilizować rynek. Kto się kryje za rynkiem kryptowalut, nie wiemy, ale to kryptowaluty mają możliwość destabilizacji dolara. Kryptowaluty, które pojawily się nagle na gruncie niezadowolenia po kryzysie światowym z 2008 roku i na bazie utraty zaufania do banków centralnych.

Tak naprawdę nikt nie wie, kto steruje kryptowalutami i ich rynkiem.

Mnie życie nauczyło jednego: jeśli nie wiadomo, kto się za czymś kryje, to ma ogromne możliwości, bo nikt ich nie zna… ku PRZESTRODZE.

Wasza @AlaBezFanatykow

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *