Wprowadzenie do dyskusji
Stworzenie wiarygodnych mediów to warunek przetrwania demokracji. Wiarygodność wymaga dwóch rzeczy: niezależności finansowej i niezależnego nadzoru merytorycznego. Pierwszą z tych cech można osiągnąć tylko przez zapewnienie finansowania ze środków publicznych, ale nie na zasadzie dyskrecjonalnej decyzji politycznej, ale według z góry określonego jednoznacznego algorytmu. Z drugim warunkiem jest większy kłopot – oceny, co jest wartościowe, a co pozbawione wartości lub wręcz dezinformujące, są krańcowo różne, a chodzi przecież o to, by media nie narzucały jednego punktu widzenia, ale odzwierciedlały różne poglądy i były płaszczyzną ich konfrontacji w debacie publicznej.
Moim zdaniem jedynym rozwiązaniem problemu wiarygodności jest stworzenie kilku (3 – 5) podmiotów dysponujących podstawowymi narzędziami przekazu (TV, portal internetowy, radio i medium społecznościowe do dyskusji dla odbiorców). Każdemu takiemu medium przypisana by była społeczność osób darzących się wzajemnym zaufaniem (jak te społeczności określić, o tym za chwilę), która wybierałby radę nadzorczą tego medium, a rada – jego zarząd. Wybory rady odbywały by się w drodze elektronicznej raz na (do dyskusji) 3 lata. Członkowie zarządu powinni przez pierwszy rok być na umowie tymczasowej, po której powinni być albo odwoływani, albo powoływani na 3 (?) letnia kadencję.
Mediom publicznym nie wolno by było nadawać reklam, a członkowie rady, zarząd i wszyscy dziennikarze mieliby obowiązek na bieżąco publikować w specjalnym rejestrze źródła i wysokość wszystkich swoich dochodów.
Wszystkie media publiczne miałyby takie samo finansowanie publiczne, którego wysokość ustalana by była jako % wydatków skonsolidowanego sektora finansów publicznych zdefiniowanego według zasad Unii Europejskiej (ile to powinno być powinni zaproponować ludzie znający ten biznes). Nie wolno by im było korzystać z jakiegokolwiek dodatkowego finansowania. Wynagrodzenie członków rady byłoby ustalane jako % finansowania medium. Rada wyznaczała by wynagrodzenia zarządu. Zarząd decydowałby o zatrudnieniu i płacach pracowników.
Wszystkie zasady funkcjonowania mediów publicznych powinny być zapisane w specjalnym akcie prawnym (prawnicy powinni zdecydować w jakim). Sejm powinien mieć prawo składania propozycji zmian tego aktu, ale zmiany takie musiałyby być zatwierdzone w głosowaniu przeprowadzonym wśród członków społeczności przypisanych do danego medium. Gdy większość głosujących zatwierdziłaby zmiany, dane medium by było uznawane za zgadzające się na zmianę, jeśli takiej większości by w danym medium nie było – medium to byłoby uznane za niezgadzające się. O tym, czy zmiany byłyby przyjęte decydowałby stosunek liczby mediów zgadzających się i przeciwnych zmianom.
Za publikowanie kłamstw (nie mylić z ocenami, nawet najbardziej głupimi, ale nie sprzecznymi z faktami) na dane medium nakładana powinna być wysoka kara, a autor takiej informacji powinien ponosić odpowiedzialność karną (kar można by uniknąć udowadniając należytą staranność w weryfikowaniu informacji). Oczywiście, systemem kar za kłamstwa powinny być także objęte media prywatne.
I kwestia kluczowa dla tej koncepcji – sposób tworzenia społeczności przypisanych do danego medium. Na specjalnej stronie rządowej mogłyby się rejestrować osoby chcące być uczestnikami społeczności medialnych. Każda taka osoba wybierała by maksymalnie 5 osób spośród innych zarejestrowanych, których opinie i uczciwość najwyżej sobie cienią. Na tej podstawie system tworzyłby dla każdego uczestnika X zbiór osób bezpośrednio lub pośrednio zaufanych. Osobami pośrednio zaufanymi byłyby osoby uznane za zaufanych przez osoby, które X uznał za zaufane. Powiedzmy, że ten zbiór obejmowałby 5 poziomów „zaufania do zaufanych”, co maksymalnie dawało by
3125 osób uznanych za zaufane przez X ( W praktyce pewne osoby będą się powtarzać w kolejnych piątkach, więc zbiory przypisane do X będą mniejsze). Następnie system będzie łączył tak utworzone zbiory w zbiory większe na zasadzie podobieństwa mierzonego liczbą wspólnych osób na każdym etapie łącząc zbiory najbardziej podobne, aż do uzyskania tylko 5 „megazbiorów”. W ostatnim etapie osoby znajdujące się w kilku megazbiorach przypisywane by były do zbioru, w którym inne osoby z tego zbioru najczęściej wskazywałyby tę osobę jako zaufaną. Małe megazbiory (mniejsze niż 20% średniej liczebności pozostałych zbiorów?) byłyby likwidowane, a ich członkowie włączani do jednego z pozostałych zbiorów najbardziej do niego podobnego. Po ustaleniu w ten sposób 5, lub mniej, społeczności następowałaby faza wyboru rad nadzorczych (Powiedzmy, że rady liczyłby po 10 członków). Każdy członek danej społeczności mógłby się zarejestrować jako kandydat do rady i przeprowadzono by głosowanie, w którym wybrano by osoby o największej liczbie głosów. Wybory mogłyby być wielostopniowe, tak by każdy członek rady uzyskał nie mniej niż np. 5% głosów. Każdy głosujący mógłby wskazać 2 (3?) kandydatów.
Wyłonione w ten sposób społeczności odpowiadałyby prawdopodobnie „bańkom” wyznaczonym przez sympatie do poszczególnych partii politycznych, ale wszyscy obywatele mieliby taki sam dostęp do każdego z mediów społecznych i mogliby porównywać opinie w każdym z tych mediów. Wydaje się, że taki system mediów publicznych byłby najbliższy ideałowi pluralistycznych, ale w odczuciu dużych grup społecznych, wiarygodnych mediów. Ostateczna ocena, które z tych mediów są najbardziej wiarygodne należałaby do odbiorców. Ale przynajmniej ryzyko, że uznają iż żadne z nich, byłoby znacznie mniejsze niż obecnie.
Taki ład medialny pozwoliłby znacznie lepiej niż dotychczas poznać, jakie mamy społeczeństwo, w co ludzie wierzą i czego chcą. Dawałoby też szansę na bardziej merytoryczny dialog między grupami społecznymi o różnych poglądach. Mogłoby to z kolei doprowadzić do rewolucji w całym systemie wyborczym. Partie określały by swoją listę priorytetów przypisując każdemu z nich wagę z puli 100 punktów. Wyborcy głosowałoby na dwie listy – listę partii i listę priorytetów, także rozdzielając po 100 punktów na różne pozycje z każdej z tych list. System przydzielałby liczbę mandatów każdej partii w ten sposób, by maksymalizować iloraz liczby punktów za priorytety i liczbę punktów za preferencje partyjne – ale to temat na odrębną dyskusję.
Andrzej S. Bratkowski / @a_s_bratkowski