Dziewicy taniec ze śmiercią, cz. 1

W dwudziestym pierwszym wieku grupa Iron Maiden zaczęła rzadziej wydawać studyjne albumy, ale za to dłuższe czasowo.  Po trzech latach od znakomitego Brave New World ukazał się trwający niecałe 70 minut Dance of Death.

   Tytułowy utwór zainspirowany został sceną z końcówki filmu Ingmara Bergmana Siódma pieczęć, a gitarzysta Jannick Gers opowiada o tym tak: Na horyzoncie postaci zaczynają wykonywać niewielkie podrygi, które właśnie są tańcem śmierci.

Finałowa scena Siódmej pieczęci. Wspomniany danse macabre. Ruchome obrazki można zobaczyć tylko na YT, bo filmiku nie można osadzić na innych stronach.

https://www.youtube.com/watch?v=jq2jegZzEs4&t=8s

  Generowaną komputerowo okładkę spotkało, delikatnie mówiąc, chłodne przyjęcie, a jej autor David Patchett zażądał usunięcia swego nazwiska spośród credits… Pierwotnie na niej miał  znaleźć się tylko Eddie i kilku mnichów …

…ale  w projekt  zaczął wtrącać swoje trzy grosze menedżer ekipy Rod Smallwood i ostatecznie wyszło jak wyszło…  Studyjna trzynastka okazała się więc nieco pechowa.



Okładka była jeszcze przed wydaniem płyty przedmiotem sporów wśród fanów, dopatrywano się związków ze śmiercią przedstawianą na okładkach płyt  Children  of Bodom, zastanawiano się czy zespół nie wypuścił fake preview… W ostatecznie wydanej dopatrywano się podobieństw masek do tych z filmu Oczy szeroko zamknięte Stanleya Kubricka…



Warto jeszcze wspomnieć, że Eddie tym razem przedstawiony jest jako Grim Reaper, czyli Ponury (Posępny) Żniwiarz, postać uosabiająca  śmierć, a więc trochę przewrotnie tytuł zaprasza do tańca również z Eddie’m, ale to już moje domniemanie… W każdym razie Dziewica zaczęła tańczyć ze śmiercią – a może nawet go prowadzić – co oczywiście widać w tekstach utworów na tej płycie.

   Płyta nie jest albumem koncepcyjnym, lecz temat śmierci jest wciąż obecny w treści nagrań, bardziej lub mniej bezpośrednio. Na początek mamy Wildest Dreams, utwór grany na koncertach jeszcze przed premierą albumu jako „zajawka” nadchodzącego wydarzenia. Dość powszechnie plotkowano, że tekst nawiązuje do… rozwodu filaru zespołu basisty Steve’a Harrisa, zapewne dzięki tej zwrotce:

When I remember back to how that things just used to be
And I was stuck inside a shroud of misery
I felt I’d disappear so deep inside myself
I couldn’t find a way to break away my hell

Gdy przypominam sobie jak się sprawy zwykle miały
I utknąłem w sobie w całunie z niedoli
Czułem, że zapadłem się w sobie tak głęboko,
Iż nie mogłem znaleźć sposobu na wyrwanie się z mego piekła.


Być może utwór trochę nawiązuje do tego rozwodu, ale ja cały tekst odbieram  bardziej uniwersalnie, jako podjęcie decyzji, by wyrwać się z własnych koszmarów, z własnego piekła i zacząć spełniać nawet  Najdziksze marzenia. W końcu te koszmary, to zapadnięcie się w swoim wewnętrznym piekle może śmiercią …

Kolejny kawałek, Rainmaker, jest również krótki, niecałe cztery minuty, i mimo niewielu słów tekstu niesie ważne przesłanie. Mamy w nim obecną pustynię jako metaforę naszego życia i apel, by z tej pustyni uczynić kwitnący ogród, jak to się na niej dzieje, gdy już spadnie deszcz, na który nieraz bardzo długo czekamy.

(…)
And I dream of the rain as it falls upon the leaves
And the cracks in our lives like the cracks upon the ground
They are sealed and are now washed away


You tell me we can start the rain
You tell me that we all can change
You tell me we can find something to wash the tears away

I marzę o deszczu jak spada na liście
I pęknięcia w naszych życiach, niczym na te w ziemi.
Są zabliźnione i już obmyte.

Powiedz mi, że możemy sprowadzić deszcz
Powiedz mi, że potrafimy wszystko zmienić
Powiedz mi, że znajdziemy sposób na otarcie łez…


(…)

 Każdy z nas może zatem martwą pustynię zmienić w żyjący ogród i stać się jako ten Zaklinacz deszczu. Utwór nie ma związku z powieścią Johna Grishama pod tym samym tytułem.

  W trzecim utworze, prawie dwukrotnie dłuższym,  No More Lies, śmierć już jest wyraźnie obecna.  To jedyna  kompozycja na tej płycie będąca w całości dziełem udręczonego sukinsyna Harrisa (wyjaśnienie w poprzednim odcinku).

Podmiot liryczny stojący wobec konieczności przekroczenia ostatniego horyzontu zdaje sobie sprawę, że Dość już kłamstw, są one nic nie warte wobec oblicza śmierci.  Mamy tu reinkarnację…

(…)

Maybe I’ll be back some other day
To live again just who can say
In what shape or form that I might be
Just another chance for me

Może któregoś dnia wrócę
By znów żyć, któż potrafi orzec
W jakim kształcie czy formie mogę istnieć
To tylko kolejna szansa dla mnie

(…)

… nawiązanie (według słów samego Harrisa) do ostatniej wieczerzy…

(…)

They’re all sitting at my table
Talking tall and drinking wine
Their time is up just like me
But they just don’t know it yet

Wszyscy przy mym stole siedzą
Rozprawiając o cudach i pijąc wino
Ich czas jak mój upłynął
Lecz o tym jeszcze nie wiedzą


(..)
  
…i wreszcie strach, że za tą ostatnią granicą nie ma już nic…

(…)

Time is up, it couldn’t last
But there’s more things I have to do
I’m coming back to try again
Don’t tell me that this is the end

No more lies…

Czas upłynął,  to nie mogło wiecznie trwać
Ale zostały mi rzeczy, które muszę zrobić
Wracam by spróbować znów
Nie mówicie mi, że to jest koniec…

Dość już kłamstw…

(…)

Ten frenetyczny, będący tytułem, wielokrotnie  powtarzany wers, podkreśla tylko przesłanie utworu mówiące o tym, że śmierć jest jedną wielką niewiadomą, a nawet jeśli reinkarnacja istnieje , to nie wiadomo, czy w następnym wcieleniu prawda zatriumfuje, bo dotychczas zdawała się tego nie czynić…

  Po mniej lub bardziej alegorycznych odniesieniach do śmierci dochodzimy do kostuchy w wersji hard. Tytuł czwartego utworu, Montségur, dla ludzi, którzy liznęli nieco historii, w zestawieniu z tytułem płyty mówi wszystko o treści utworu. To nazwa twierdzy katarów (albigensów), ruchu religijnego skierowanego przeciw ustrojowi feudalnemu i hierarchii kościelnej, uznanego przez Watykan za heretycki.  Utwór powstał w sumie dość przypadkowo, bo Bruce Dickinson  przebywał na wakacjach w tej okolicy i historia dziesięciomiesięcznego oblężenia twierdzy, która skończyła się ostatecznie spaleniem około 200 katarów na stosach, zaowocowała tym utworem.

  Wydarzenia te obrosły różnymi legendami, a jedna z nich mówi, że templariusze przybyli na pomoc katarom, inna że katarzy przechowywali Świętego Graala, o czym mowa w tekście. Nie ulega jednak wątpliwości, że stosy płonęły, a herezja była tylko pretekstem, bo naprawdę chodziło o terytoria, i jakbyśmy dziś powiedzieli zwalczanie konkurencji, w tym wypadku religijnej.

   Tekst utworu jest naprawdę przejmujący, a oto próbka:

(…)

As we kill them all so god will know his own
The innocents died for the pope on his throne
Catholic greed and its paranoid zeal
Curse of the grail and the blood of the cross

Zabiliśmy wszystkich,  ale Bóg pozna swoich
Niewinni zginęli z powodu papieża na jego tronie
Katolickiej chciwości i paranoicznego zelotyzmu
Klątwa kielicha i krwi z krzyża


(…)
 
Pierwszy wers tej zwrotki to przywołanie łacińskiej frazy Caedite eos. Novit enim Dominus qui sunt eius. znaczącej Zabijcie ich (wszystkich). Pan rozpozna tych, którzy są jego., rozkazu, który miał wydać wojskowy dowódca albigeńskiej krucjaty przed  masakrą w Béziers 22 lipca 1209 roku, pierwszej większej militarnej akcji przeciwko katarom,  Dowódcą był papieski legat, opat Cystersów, Arnaud Amalric. A  była to odpowiedź na pytanie, jak odróżnić heretyków od katolików.  Zdobycie  Montségur miało miejsce 16 marca 1244 roku.  To najcięższy utwór na płycie z linią melodyczną przypominającą te z Piece of Mind…

   Tytułowy utwór, w porównaniu do Montségur, to w zasadzie żart. Mimo iż inspirowany sceną z Siódmej pieczęci, to jest to, ot, taki delikatny horrorek o facecie, który podczas nocnego spaceru po Everglades zostaje porwany przez jakieś nieumarłe istoty voodoo i tańczy z nimi wokół ognia… Smaczku tej historii dodaje fakt, że podobno florydzkie bagna nie są daleko od miejsca zamieszkania Nicko McBraina, perkusisty zespołu. Nie dokopałem się jednak informacji, czy w jakiś sposób inspirował ten tekst. Sympatyczne jest zakończenie tej opowiastki

(…)

To this day I guess I’ll never know
Just why they let me go
But I’ll never go dancing no more
‘Til I dance with the dead

Po dziś dzień myślę, że nigdy się nie dowiem
Dlaczego mnie puścili
Ale nigdy już nie pójdę na tańce
Dopóki nie zatańczę ze śmiercią.


Tekstowo może nie jest to cudo, ale muzycznie dostajemy kawał, osiem i pół minuty, znakomitego melodyjnego rocka, jaki tylko Irons potrafią stworzyć.

   Gates of Tomorrow, to utwór, który można wieloznacznie odczytywać i pewnie tak miało być. Opowiada o uwięzieniu w sieci, którą można rozumieć zarówno jako Internet, jak i sieć losów tkaną przez greckie Mojry. Można się też doszukać odniesienia do problemów ze sławą, jakie mieli członkowie zespołu, ale też każda sławna osobistość…

(…)

Suffering evil when you pay the price of fame
There isn’t a God to save you, if you don’t save yourself


Doświadczasz zła, gdy płacisz cenę sławy
Jeśli nie uratujesz się sam, to żaden bóg cię nie zbawi.

(…)

Pięć minut uważane przez wielu za najsłabsze na płycie i chyba ja też się z tym zgodzę.

Trapped in the web but I cut the threads
Show you the gates of tomorrow

Jestem uwięziony w sieci, ale tnę jej nici
Pokażę ci bramy jutra.


Natomiast wers o cięciu sieci przywołuje mi sceny machającego Żądłem Bilba w Mrocznej Puszczy, bądź Froda tym samym Żądłem w jaskini Szeloby (tu sobie każdy wstawi odpowiednie emoji)…

    I to by było na tyle, jak mawiał Jan Tadeusz Stanisławski. Dokończenie za tydzień…

Podziel się

One Reply to “Dziewicy taniec ze śmiercią, cz. 1”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *