Art-topia

[manifest artystyczny]

Kogo niby miałby obchodzić manifest artystyczny twórcy, który kontestuje rynek sztuki oraz, w większej mierze, artystyczne/kulturalne instytucje?

Pewnie nikogo.

Zatem jaki jest sens publikowania czegoś takiego?

Jest co najmniej jeden i to wieloaspektowy.

Sztuka i artysta [właściwie dwa jego wcielenia, co później wyjaśnię] pojawiają się bez powodu, w czasach i okolicznościach, gdy pojawić się nie powinni, generalnie, niczym grom z jasnego nieba. A to jest markerem czegoś ponad wszelką miarę fundamentalnego dla naszego gatunku.

Jest, albo tylko było.

Jeżeli ‘tylko było’, to  mamy do czynienia z kulturalnym rytuałem, jaki w skali ludzkości nie przynosi ani wiele złego, ani dobrego. W indywidualnej skali kwantyfikatory zwykle ulegają zaostrzeniu.

Jeżeli ‘jest’ nadal, to sytuacja staje się poważniejsza i potencjalnie niebezpieczna z powodu tego, jak ze sztuką/kreacją, obchodzi się przestrzeń edukacyjna i kulturalna albo tzw. rynek sztuki, czy artystyczne/kulturalne instytucje.

ODCINEK 1

Kreacja kontra Program

Jeśli w jakimś dokumentalistycznym zapisie widzicie malarza dziarsko zmierzającego od początkowych stadiów obrazu do jego zwieńczenia, to z całą pewnością nie jest wam przedstawiany proces kreacyjny, ergo efekt końcowy nie jest sztuką zaś egzekutor tego malowidła, nie jest artystą, CHOCIAŻ poza kadrem/w innych okolicznościach, może nim być, naprawdę.

Praktyka edukacyjna i językowa kompletnie zatarła poczucie czym jest sztuka i, w konsekwencji, kim/czym jest artysta.

Nie będę tu promował lub piętnował którejkolwiek z istniejących definicji sztuki. Nie jest też moją intencją zastępować istniejące, jakąś własną.

Właściwie nie mam żadnej.

Tym niemniej istnieje monumentalna wskazówka, niejako w miejsce definicji sztuki i kilku pokrewnych. Tę i otaczającą grupę pojęć wokół, definiują okoliczności pojawienia się zjawiska.

 Niestety nie ma sposobu wejrzeć w tamten moment przedhistoryczny tak jak w sztukę renesansu (na przykład), ponieważ zdarzyło się to pieruńsko dawno temu.

ALE(!) to umiejscowienie w czasie jest samo w sobie elementem owej fundamentalnej wskazówki.

Ten pierwszy moment jest datowany rozmaicie, lecz nie ma wątpliwości, iż nastąpił na długo przed wynalezieniem życia osiadłego, zurbanizowanych siedlisk, ścian i pysznienia się dobrobytem.

W tym samym czasie, w dolnym biegu rzeki Vézère (grota Lascaux), życie nie sprzyjało posiadaniu „hobby”. Przeciwnie, margines przetrwania był cieńszy od skrawka papieru. To zaś oznacza, iż poświęcenie czasu, oraz trudu na przygotowanie malarstwa w całkowitych ciemnościach groty i na samo malowanie, było wyzwaniem i to nie wiadomo w imię czego(?)

Istniały tysiące praktycznych, poważnych i ultra-poważnych powodów, by nie zajmować się „takimi głupotami” i ani jednego by poświęcić dla nich cokolwiek.

To wszystko wskazuje, że motorem zaistnienia sztuki, było coś kompletnie innego niż to, z czym współczesna kultura i tzw. „teoria sztuki” ją wiążą.

Ergo, większość narracji akademickich, oraz ich pochodnych na ten temat, jest (co najmniej) myląca, choćby tylko przez fakt zaniedbania w uzmysłowieniu statystycznej niemożliwości powstania sztuki, oraz znaczenia przepaści między taką niemożliwością, a faktycznym zaistnieniem zjawiska.

 Dzieje się to w trakcie epoki lodowcowej. Prawdopodobnie w czasie jednego z interglacjałów (okresów cofania się lodowca). Do zakończenia ery lodowcowej przeminie jeszcze co najmniej dwieście kilkadziesiąt pokoleń. To skala nieogarnialna nawet współczesnym filozoficznym umysłem.

Człowiek  jest gatunkiem oportunistycznym, łowiecko-zbieraczym.

Nie ma religii, nie ma rzemiosła, nie ma handlu, nie ma chałupy, którą można by olśniewać gości. W ogóle nie ma chałup, ani innych stałych siedzib.

Dana grupa plemienna prawdopodobnie przez dłuższe okresy cyrkuluje wokół tych samych schronień (jak jaskinie). Ale nie mogłoby dojść do zasiedlenia tak ogromnego terytorium przez tak nieliczny gatunek w tak krótkim czasie [przedział od wyjścia z Afryki do zasiedlenia Australii jest krótki, jak na okres rozprzestrzeniania danego gatunku], gdyby trzymanie się własnego terytorium z własnymi jaskiniami było praktyką dominującą. A co na obszarach, gdzie nie ma jaskiń?

Coś takiego jak sztuka. albo rzemiosło (tzw. artystyczne), nie określa twego statusu, nawet gdyby już któreś z tych zjawisk było znane, szczególnie, iż nie ma ‘ważnych’ nazwisk w przestrzeni kulturalnej i społecznej, w ogóle nie ma nazwisk.

Nie ma niczego, co dziś automatycznie, świadomie, lub nieświadomie, asocjujemy ze sztuką, lub „sztuką”. Nie ma czegoś takiego bez względu na sposób pojmowania tego pojęcia, bez względu na to, czy pojmujemy go jako prowincjonalny nuworysz czy luminarz środowisk kulturalnych którejś z najważniejszych światowych metropolii. Nie ma takiego postrzegania, nie tylko w formie współczesnej, ale i w każdej analogicznej, dowolnie wybranej z ery historycznej.

W kręgu wyznaczonym przez wszystkie te automatyczne skojarzenia, jak i zbudowane na nich teorie, oraz art.-teoretyczną edukację, SZTUKA NIE POWINNA BYŁA ZAISTNIEĆ wtedy, gdy zaistniała.

Ani wtedy, ani przez następne co najmniej 300 pokoleń.

O ilu pokoleniach własnej rodziny potrafimy cokolwiek powiedzieć ?

O trzech?

O trzydziestu?

 A tu mamy perspektywę co najmniej trzystu, od Lascaux do pierwszych proto-urbanizacji i drugie tyle do nowożytnej teorii sztuki.

+++

Przy okazji wskazuje to także, że rzemiosło wyrasta z zupełnie innego korzenia. Korzenia jaki przychodzi jako efekt pojawienia się ‘praktycznych powodów’ (co najmniej) kilka tysiącleci później,

Bez cienia wątpliwości, rzemiosło wyrasta z zupełnie innego korzenia. Ani lepszego, ani gorszego. Są to po prostu dwa zupełnie oddzielne drzewa. To drugie jest bardzo stare, a pierwsze jeszcze starsze.

Osiągnięcie szczytu jednego z nich nie ma związku z osiągnięciem szczytu drugiego, choć składowe elementy wspinaczki bywają nawet identyczne i nierzadko obie drogi przechodzili ci sami ludzie, posiłkując się w jednej z tych domen elementami doświadczeń zdobytych w drugiej.

A bez metafor: nieważne jak wysublimowane jest rzemiosło, ono realizuje ‘program’, drogę od kroku ‘A’ do kroku ‘Z’. Natomiast sztuka stara się instynktownie przeniknąć w najbardziej niekontrolowalne rewiry.

[Oczywiście istnieją dzieła sztuki zrealizowane w technikach, których nie da się zrealizować bez wypracowania/przygotowania ‘programu’ np. fresk, ale to oznacza, że proces kreacyjny odbył się wcześniej i jest źródłem ‘programu’. Tak, powstaje tu pewna dwoistość ale sztuka to sfera braku gwarancji jednoznaczności.]

W ‘kreacji’ po ‘program’ się sięga czasami.

Czasami, przez zapamiętałość w egzekwowaniu ‘programu’, można osiągnąć trans otwierający okno ‘kreacji’.

Nie ma dogmatów w ‘kreacji’, czy drogach jej osiągania, tymczasem ‘program’ w całości składa się z dogmatów, nawet jeśli większa część z nich posiada praktyczną, racjonalną wykładnię.

Artystą człowiek się rodzi… niestety…

Ale o tym w następnych odcinkach.

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *